Poniższe opisy są z pewnością naznaczone subiektywnym punktem widzenia autora. Pochodzą one z „Historii badaczy Pisma Świętego”, tom V, brata Juliana Grzesika. Autor ur. w roku 1924 sam należał do drugiego pokolenia badaczy Pisma Św. w Polsce. O wydarzeniach pisze więc często jako naoczny obserwator i współuczestnik. Publikujemy, ponieważ niewiele jest zebranych informacji na temat tej historii, a lekcja życia tych wiernych sług Boga na pewno może być pomocna dla każdego i każdej z nas. Opis dotyczy przede wszystkim południowo-wschodniej Polski:
„Do organizujących się w zbory czytelników różnorakiej, w tym polemicznej literatury przywożonej przez imigrantów z USA i dzięki pracy zwiastunów Prawdy, wstępowali z usługą jak np. do Łosińca, na zaproszenie lub bez, pielgrzymi z wszystkich ugrupowań, którym umożliwiano usługę. W warunkach nieskrępowanej wolności, ścierania się idei – prawdy z błędem, jej obrońców z błądzącymi, podobnie jak za czasów Reformacji, kształtowały się postawy do prawdy i błędu. Niewielu w dzisiejszych czasach jest w stanie sobie uzmysłowić, ile zawdzięczają pionierom Ruchu Badaczy Pisma Świętego oraz uczciwie powiedzieć, czy są kontynuatorami czy grabarzami owego dziedzictwa.
W Małopolsce pracował misyjnie Jan Kusina z pow. mieleckiego, który poznał prawdę epifaniczną w Ameryce i w 1919/20 latach powrócił do Polski. W Krakowie zbór powstał dzięki dużemu wkładowi Jana Kusiny, ale A. Stahn spowodował, że w Krakowskim i na Śląsku, oprócz Szopienic – Katowic, tamtejsze zbory znalazły się w orbicie wpływów Zrzeszenia. Na Podkarpaciu, inicjatywę misyjną Kusiny przejął młodzieniec, Józef Wojnar. Docenił jego ewangeliczną działalność brat Johnson, czemu dał wyraz na konwencji we Lwowie, publicznie przywołując go, by zapoznać się z postępami jego działalności. Pamięć o Józefie Wojnarze błogosławi wszystkich, którzy zetknęli się z jego miłującą Boga, prawdę i ludzi misjonarską posługą. W owych czasach nie było tam wiele bitych dróg, więc całymi latami pieszo, potem rowerem brnął po bezdrożach, „wywiadując się, kto jest godzien” (Mt 10, 11). Gdy rozmokłe, gliniaste drogi uniemożliwiały przemieszczanie, brał rower na plecy, a płytkie strumyki o żwirowym podłożu stanowiły jakby bity gościniec.
We Lwowie współtwórcami zboru byli m.in. ewangelista Hajdasz, pielgrzym Bieleć, Socha (odznaczony przez cesarza Austrii najwyższym odznaczeniem), Begiej, Popelasty, w Dawidowie Olchowy i inni. Odbywały się tam konwencje z udziałem Johnsona, a w tej części Małopolski jak w Milatyczach i okolicach powstało kilka zborów. Zbór lwowski ostał się w Prawdzie, przeszedł wszystkie rozdzielenia. Po wojnie, część członków osiadła w Polsce, w tym na Dolnym Śląsku.
Na Lubelszczyznę, jak do pow. tomaszowskiego, Prawda dotarła bezpośrednio z Ameryki, a podkład ewangeliczny dali jej prawosławni „bieżeńcy”, którzy w Rosji zetknęli się z baptystami. W Bełżcu, od Skowronka, który powrócił z Ameryki, pierwszy przyjął prawdę Piotr Steczkiewicz ze swym teściem Kucem, z którym przeszli wspólną edukację w okopach na froncie włoskim. Kamień, wrzucony oknem przez fanatyków, omal nie pozbawił życia c. Józefy w kołysce. Piotr S. był też oskarżony w sądzie w Rawie Ruskiej o bluźnierstwo, a zmarłego teścia Kuca, wbrew obowiązującemu prawu, musiano potajemnie w nocy pochować w lesie w Bełżcu na nieczynnym cmentarzu zmarłych na epidemię cholery. Prawdę przyjął też pobożny diak miejscowej cerkwi – Gajda z żoną, wdowa Dudkowa, Lewicki z siostrą Matyldą, Stefańcy i inni.
W Łosińcu prawdę przyjęło wielu cieszących się powszechnym uznaniem miejscowych prawosławnych, a wśród nich Teodor i Michał Mikuła, Motyka, Koweła, Niedbałowie. Przyjął prawdę Jan Kudyba, który wraz z bratem jako nieletni chłopcy, pozostawiając rodziców na Sybirze, przedzierali się do Polski, przez piekło rewolucji i wojny domowej, by na zgliszczach od podstaw odbudować spustoszone rodzinne gospodarstwo. (…) We wsi Maziły prawdę głosił Groch, zmarły po wojnie we Lwowie i Szpak, który przed wojną osiedlił się na Wołyniu. W Ulowie działał zegarmistrz Kasper. W Paarach Jan Skroban, Bondyra, Skiba, Rybizant i inni.
Józef Grzesik – legionista, po przeżyciach w wojnie z bolszewikami, ucieczce z niewoli, ukrywał się w okolicach Sławuty na polskich chutorach, był więc odpowiednio przygotowany na przyjęcie prawdy, której tak poszukiwał. Na jej trop naprowadzili go dwaj mężczyźni, którzy nie zdejmowali czapek w czasie procesji na „Boże Ciało” i pomogli nawiązać kontakt z współwyznawcami. Wspólnie z pielgrzymem Janem Kucem i Janem Skrobanem jako starsi, uzbrojeni w prawdę epifaniczną służyli i bronili rozległy terytorialnie zbór, którego, w odróżnieniu od innych ani razu nie rozdzieliły żadne przesiewania. (…)
Na krótko przed II wojną i po powrocie z robót w Niemczech, podobnie jak w Biłgorajskim Jan Machnio, czy bogobojny Jan Nagórny, Józef Bondyra rozwinął duchowe talenty starszego, ewangelisty i pielgrzyma. W pow. lubaczowskim i biłgorajskim wśród miejscowej ukraińsko-polskiej ludności powstało wiele zborów i ujawniła się znaczna ilość sług, a wśród nich pielgrzym Markiewicz, w czasie okupacji zastrzelony przez Niemców. Teodor Kusyk z Biszczy, samouk-malarz, po wojnie zam. w Tarnogrodzie, zmarł w Dynowie, w sposób życzliwy do wszystkich, propagował poselstwo Prawdy na tym zróżnicowanym etnicznie terenie. Na skutek podziałów w tych okolicach powstały zbory Wolnych Badaczy, a w 1936 r. CK. także znalazł zwolenników, w związku z czym nastąpiły kolejne podziały w kilku zborach.
W Zamościu, aktywnym misjonarzem okazał się działacz ludowy Machoń z Udrycz i inni, ale Brzask przejął zbór, a po 1945 r. Wolni. Podobnie w Wólce Niedźwiedzkiej zbór Brzasku przekształcił się w epifaniczny. W Krasnobrodzie propagował Prawdę były policjant Kość.
Jeszcze w Ameryce Wł. Wójcik z Lublina przyjął Prawdę żniwa i uczestniczył na I polskiej konwencji w Toledo. Po powrocie do kraju wykorzystywał sposobności i znajomości w rozpowszechnianiu poselstwa. Takim sposobem dał impuls do powstania zboru w Lublinie a inni do powstawania zborów w okolicznych powiatach i wsiach jak w Dąbrówce, Pawłowie, Dominowie – od których w latach trzydziestych odłączali się zwolennicy Stahna zw. Wolnymi. Prawdę epifanii w Pawłowie m.in. krzewił Ludwik Pakuła a inni, n.p. w Lublinie Aleksander Woch – pielgrzym (kawaler krzyża walecznych – ochotnik POW), który 9 IX 1939 r. wraz z żoną zginął w czasie bombardowania lubelskiego Starego Miasta. Poparcia prawdzie udzielili zasobni rolnicy Jan Kulka i Podstawkowa ze Świdnika, a na terenie miasta Jan Supryn (b. żołnierz carski, odznaczony krzyżem Gregoriańskim, obecny przy internowaniu cara, a potem z ramienia Rządu Tymczasowego pilnujący carską rodzinę w Starym Siole), który do końca życia był duszą tegoż zboru. W latach trzydziestych znaczącą rolę odegrali w jego rozwoju T. Sadowski, A. Górniak, Giza, Rogala, Supryn, Kieraga, Złotkiewiczowie, Skibowie oraz bogobojne siostry. W czasie rozdzielenia ze zwolennikami Kasprzykowskiego w 1936 r. nie zachwiały się w prawdzie tylko siostry Flisowa z Bankową oraz Jan Kulka z Mętowa, ale wszyscy powrócili do Ruchu Epifanii.
W okolicach Nałęczowa przyjął epifaniczne poselstwo Bednarz, co zmieniło jego życie małżeńskie w piekło, a kres za pomocą siekiery usiłowała położyć fanatyczna żona, podburzana przez księdza. Z Ameryki powrócili na te tereny Skorupski i Sitarski, którzy przyjęli prawdę w USA. Ostatecznie zbór w Nałęczowie opowiedział się po stronie Wolnych, a potem część za Stowarzyszeniem.
Na Polesiu i Wołyniu powstało kilka zborów epifanicznych, jak w Serchowie, Bystryczach, Włodzimiercu, Długowoli, do którego przeszedł chór cerkiewny. W 1937 r. odbyła się tam konwencja z udziałem Johnsona. Wojenne przejścia sprawiły, że w Prawdzie pozostały nieliczne jednostki. W Serchowie w osiemdziesiątych latach jeszcze istniał, dziś o tej orientacji nie ma tam już zboru [ostatnim starszym tego zboru był Ananij Markow].
W 1966 r. siostry z lubelskiego, od nielegalnej wizyty w Bereznie zapoczątkowały odrodzenie Ruchu Prawdy epifanii na Polesiu. Potem, nielegalnie kilkakrotnie odwiedzał ich pielgrzym Andrzej Borda z Lubonia, który był znany niektórym z przedwojennych wizyt, a po nim pojawiło się kilku innych sług. Obecnie, w tych okolicach, zrzeszeni w kilku zborach, Prawdę epifaniczną wyznaje około 150 osób. (…)
Największy liczebnie zbór istniał w Warszawie. Służyło w nim wielu sług, z których kilku było pielgrzymami Ruchu Epifanii, z przedstawicielem C. Kasprzykowskim. Było w nim dużo młodzieży, istniał chór, ale widocznie nie wszyscy wzrastali w znajomości prawdy, bo większość w 1936 r. opowiedziała się za CK, tworząc zręby dla nowego ugrupowania, pn. Stowarzyszenie B.P.Św. W prawdzie epifanii ostali się tylko tacy, którym ona pomogła rozwinąć się w znajomości Słowa Bożego, jak H. Hoffman, Jan Bieńkowski, Piotr Wiśniewski i inni. Wojna i powstanie warszawskie dokonały dalszego spustoszenia, ale wielu do końca wytrwało wiernie w swym poświęceniu.
Godna szczególnej uwagi była postać pielgrzyma Henryka Hoffmana, którego krewni w czasie okupacji stali się reichsdeutschami, zaś on za odmowę zmiany obywatelstwa był prześladowany, tułał się z rodziną po różnych miejscowościach G.G., aż żona, chora na gruźlicę, zmarła w Łosińcu. Henryk Hoffman zagrożony denuncjacją za ukrywanie Żydów, za co po śmierci został odznaczony przez Yad Vashem, wraz z córkami uciekł na roboty do Niemiec. W końcu wojny razem z nimi zdołał przedrzeć się przez zdemoralizowane sowieckie pozycje, by po powrocie do Polski nadal służyć braterstwu. Podobną, antyhitlerowską postawę zajął inny Niemiec, Ferdynand Presia. W czasie tułaczej wędrówki, przez całą okupację dzielił z Polakami ich los. Po wojnie osiedlił się w Dzierżoniowie, założył rodzinę i tam zakończył życie. Jakże kontrastuje postawa tych sług Boga, dla których Polska stała się ojczyzną z wyboru, z współczesnymi wyznawcami, którzy gremialnie, zwłaszcza młodzi, za swą ojczyznę wybrali dewizowe kraje zachodnie.
W Łodzi i Pabianicach, pomimo kilkakrotnych podziałów, zbór funkcjonował i odrodził się po II wojnie światowej. Tam Gestapo nękało Andrzeja Bordę, który był zmuszony ukryć się w Niemczech na przymusowych robotach, a jego żonę – Niemkę, po wojnie zamordowało UB. Natomiast za odmowę służby wojskowej, ścięto w Berlinie br. Donnera z Łodzi, a jego żona w 2004 r. zmarła w „Betanii” w Miechowie.
Zbory w Wielkopolsce i na Pomorzu w znacznej części opowiedziały się za prawdą epifanii. Należy przypuszczać, że ktoś z tamtych zborów uczciwie przedstawi ich historię (…)
W latach 1919 – 1939, każdy kto „kupował” – przyjmował prawdę, płacił za nią wysoką cenę (Izaj. 55:1). Ta nieliczna, w dodatku wewnętrznie zróżnicowana i często podzielona gromada zapalonych krzewicieli nauk o powtórnej Obecności, restytucji, królestwie Bożym na ziemi, była zmuszona przeciwstawiać się rzymskiemu, nietolerancyjnemu kościołowi, na którego usługach stały władze cywilne. Skąd czerpali moc ordynowani przez Pana (Izaj. 61:1-3) tego pokroju ewangeliści? Nie mogli przecież liczyć na odgórne dyrektywy, finansowe albo chociażby moralne wsparcie od kogokolwiek. Dodawała im siły wiara w prawdę, która stała się w nich „źródłem wody wyskakującej ku żywotowi wiecznemu” (Jana 4:14), wewnętrznym „ogniem gorliwości” (Jer. 20:7-9). Tylko tacy mogli stać się ustami Bożymi (Jer. 15:19), zwiastującymi „pocieszające rzeczy” – prawdę o restytucji i inne błogosławione wieści (Izaj. 52:7).”
_____
Zobacz inne świadectwa.
Dawid S.: „Wiele już lat temu pewna siostra z Łosińca opowiadała jak to ją nagabywano aby przyjęła obraz, bo „po wsi będzie chodził”. Odpowiedziała, że chętnie przyjmie, ale pod jednym warunkiem.
„Jakim?” – pytali ludzie.
„Że sam przyjdzie” – odpowiedziała.
I chyba do dziś jej nie odwiedził.”