„Błogosławieni, którzy się smucą, ponieważ oni będą pocieszeni” – Mat. 5:4 (Łuk. 6:21).
Smutek oczyszcza serce. Jeśli tylko nie przerodzi się w przewlekłe przygnębienie, zabijające wszelką radość, stanowi naturalną reakcję na trudne okoliczności życia i pomaga właściwie na nie reagować, a także okazywać współczucie innym smutnym i cierpiącym. Mimo to nikt nie lubi być smutny.
Jezus znał uczucie smutku, zdarzało Mu się też płakać. Wiedział zatem, że nie są to przyjemne doznania, a jednak nauczał, że sprowadzają błogosławieństwo, a nawet poczucie szczęścia, jak można by wnioskować ze znaczenia greckiego słowa „makarios” czy hebrajskiego „eszer”. Czy to możliwe, by osoba smutna i płacząca była szczęśliwa?
Mogłoby się wydawać, że najlepiej byłoby nigdy nie mieć żadnych powodów do smutku. Może tak kiedyś będzie w mesjańskim królestwie Jezusa. Dzisiaj jednak ciągle zdarzają się okoliczności, w których smutek jest naturalną i potrzebną reakcją organizmu. Jakże przyjemnie jest wtedy doznać pocieszenia, poczuć wokół siebie serdeczność i dobre uczucia przyjaciół, otrzymać od nich pomoc i duchowe wsparcie.
Radosnego nie da się pocieszyć. Zaś smutnym i płaczącym Jezus przyrzeka pocieszenie. Czasami niosą je ludzie. Ale jeśli nie, moc z nieba sprawia, że płaczącemu obsychają łzy, na jego ustach pojawia się uśmiech, głowa unosi się w górę, prostują się plecy. Żaden zdrowy człowiek nie szuka smutku, ale jeśli już mu się przydarzy, stwarza możliwość przeżycia owego cudownego poczucia ulgi, jaką przynosi pocieszenie.
______
„Przykazania na każdy dzień”, 4 stycznia