U stóp krzyża jest miejsce dla każdego; każdego, który pragnie sprawiedliwości i zmęczony jest złem nie tylko wokół, ale przede wszystkim w sobie. «Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a ja was pokrzepię» – mówi Pan Jezus. On umarł za wysokich i niskich, czarnych i białych, bogatych i biednych, ateistów i teistów, za Ciebie i za mnie.
Różnimy się, niektórych ludzi polubimy od razu, z innymi mamy problem, ale prawdziwa miłość Boża przewyższa te wszystkie różnice. Łatwo kochać tych, którzy nam się podobają, ale sercem ewangelii jest to, że Jezus rzeczywiście umarł za wszystkich, bez jakichkolwiek różnic i podziałów.
Z przyjściem do Jezusa jest jak w pewnej historii, którą opowiadał wykładowca biblijny H.W. Roberts*. Pewien człowiek miał ranę na ręce. Bardzo go bolało i poszedł do lekarza. „Doktorze, skaleczyłem rękę!” Doktor mówi: „pozwól mi to zobaczyć”, a on mówi: „nie, to za bardzo mnie boli!”. „Ale wtedy jak mogę cię uleczyć? Jeśli nie pokażesz mi rany?” Kiedy nasze sumienie jest zranione, czy wtedy idziemy do Boga, żeby zobaczył tę sprawę czy uważamy – jak ten człowiek – że to za bolesne, by mu pokazać i o tym mówić?
Czasami można powiedzieć: już tyle razy przychodziłem z tym do Boga po przebaczenie, że to już chyba nie ma sensu. Tylko, że w ten sposób „szatan trzyma nas za nogę” 😉 Stawiamy granicę miłości Boga. Zapominamy, że nasze grzechy, które są czerwone jak szkarłat, mogą zbieleć jak śnieg. Jeśli więc jest nam źle (z jakiegokolwiek powodu), zawsze możemy przyjść do Pana. Jemu nigdy się nie nudzi leczenie swoich „pacjentów”. To leczenie może trochę boleć, ale później poczujemy się lepiej, gdy rana bedzie opatrzona bandażem i zupełnie dobrze, gdy leczenie będzie skończone.
* z wykładu pt. „Okna na inny świat”: