„I będą błogosławione wszystkie narody ziemi…” – można się do tego przyzwyczaić. Tak będzie, no to fajnie, że tak będzie. Ale w sytuacjach krytycznych: osobistych albo narodowych, ta obietnica staje się bardzo blisko naszemu sercu.
Ta obietnica staje się tak bliska i mocna jak przytulenie Izaaka przez Abrahama, który wcześniej w swoim sercu był już gotowy złożyć go w ofierze. Abraham wiedział, że to przez Izaaka przyjdzie obiecany Potomek i obiecana przez Boga radość.
Święty Paweł komentuje to słowami: „[Abraham] liczył na to, że Bóg ma moc wskrzeszać nawet umarłych; skąd też otrzymał syna na podobieństwo zmartwychwstania” (List do Hebrajczyków 11:18-19). Przed tym wydarzeniem nigdy nie było zmartwychwstania, ale Abraham uwierzył, że Bóg podniesie z grobu jego syna, nawet jeśli naprawdę będzie musiał go ofiarować.
To tylko zapowiedź, a główna postać w planie Bożym to Syn Boży – Jezus Chrystus. To On naprawdę umarł i naprawdę zmartwychwstał. To On jest tym potomkiem Niewiasty, który miał pokonać Węża, to On jest antytypicznym Izaakiem, Józefem, ofiarowanym barankiem i manną z nieba.
Kiedy rozmyślamy o typach Starego Testamentu (o tych zapowiedziach przyszłości), łączmy je z prawdą, na którą wskazują. Kiedy czytamy sami i kiedy opowiadamy to drugim, a nawet dzieciom, bo dzieci szybko potrafią zrozumieć takie obrazy. Cała Biblia jest chrystocentryczna i cała nasza wiara obraca się wokół odkupienia, którego dokonał Jezus.
Kiedy więc mówią, że nadzieja umiera ostatnia, to nie jest to do końca prawda. Bo nadzieja w Chrystusie nigdy nie umiera. Ta nadzieja jest jak kotwica, która sięga aż do Królestwa Bożego i trzyma się tak mocno Królestwa, że – w tym sensie – nie umiera i wychodzi nawet poza śmierć.
Więcej w wykładzie Aleksandra Chilczuka, pt. „Proroctwa o nadziei dla wszystkich ludzi”. Nagranie archiwalne.
——