Drodzy Bracia i Siostry! Zachęcałbym wszystkich do powtarzania sobie Nowego Testamentu, a zwłaszcza Ewangelii. Na początku może przyjść myśl, że Ewangelie to my już znamy. Bo przecież to wszystko się powtarza. Po przeczytaniu Mateusza kolejne dwie ewangelie są bardzo podobne. Ale dzięki temu, że znamy ogólną historię, toteż zwracamy uwagę na inne szczegóły, na które nie patrzymy przy pierwszym i drugim czytaniu. Dzisiaj chciałbym, żebyśmy poszli śladami ewangelii i śladami Pana Jezusa, i zwrócili uwagę na pewne słowo, na które ja przynajmniej nie zwracałem wcześniej tak wielkiej uwagi.
Nagranie wykładu przedstawionego 11 września w Bydgoszczy:
Nasz temat na dziś to Najbardziej Boskie uczucie, a podstawę do rozważań znajdziemy w Ewangelii wg św. Mateusza r. 14 i werset 14. Z góry mówię, że będziemy dosyć dużo czytali, ale z drugiej strony kiedy mamy czytać Słowo Boże, jeśli nie wtedy, gdy spotykamy się przy tym Słowie. Rozdział 14 ewangelii Mateusza to rozdział, który zaczyna się bardzo smutno. Mamy tam opis jak doszło do tego, że Jan Chrzciciel został zamordowany, jak Herod Antypas wydał go na śmierć. I po śmierci Jana, czytamy wersety od 12:
Przyszli uczniowie Jana, zabrali ciało, pogrzebali je i poszli donieść o tym Jezusowi. Po usłyszeniu tej wieści Jezus usunął się stamtąd w łodzi na pustynne miejsce, samotnie. Tłumy jednak usłyszały o tym i pieszo poszły za Nim z miast. A gdy wyszedł [z łodzi], zobaczył wielki tłum – i zlitował się nad nimi, i uzdrowił słabowitych.”
Tam Pan Jezus nauczał, a dalej następuje cud rozmnożenia chleba i ryb; cud nakarmienia kilku tysięcy ludzi. Wersety 15-21 –
A gdy zbliżał się wieczór, podeszli do Niego uczniowie, mówiąc: Pustynne jest to miejsce i godzina już późna; rozpuść tłumy, niech odejdą do wiosek i nakupią sobie żywności. A Jezus im powiedział: Nie mają potrzeby odchodzić, wy dajcie im jeść. A oni na to: Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb. On zaś powiedział: Przynieście mi je tutaj. I gdy wezwał tłumy, by spoczęły na trawie, wziął te pięć chlebów i te dwie ryby, spojrzał w niebo, pobłogosławił, po czym łamał i podawał chleby uczniom, a uczniowie tłumom. I zjedli wszyscy, i zostali nasyceni; zebrali też dwanaście pełnych koszów pozostałych kawałków. Tych zaś, którzy jedli, było około pięciu tysięcy mężczyzn oprócz kobiet i dzieci.

„Tworzyłem ten obraz wśród przeciwności losu i w niepewności co do przyszłości, a myśl, która go zainspirowała, przyniosła ukojenie. Chodzi o włożenie naszej dłoni w dłoń Chrystusa z dziecinną ufnością, wiedząc, że wszystko będzie dobrze.”
– James Martin
Ten opis daje nam spojrzeć na piękno charakteru naszego Pana, na Jego dobroć, ale też na ogromną moc, jakiej udzielił Mu Ojciec. My w naszych rozważaniach pójdziemy za pewnym zwrotem z wersetu 14. Mat. 14:14:
[Nasz Pan] zobaczył wielki tłum – i zlitował się nad nimi…
W grece użyte jest tu trudne słowo „splagchnidzomai”. Jakie jest znaczenie tego słowa? Konkordancja Stronga (4697) oddaje jego znaczenie jako: „czuć litość, litować się, współczuć”. Ale to nie oddaje całej głębi tego słowa, które jest tutaj użyte.
„Grecko-polski słownik Stronga” wydawnictwa Vocatio dodaje do tego, że to trudne słowo znaczy:
być poruszonym aż do wnętrzności, tj. być zdjętym współczuciem, ulitować się (gdyż wnętrzności uważano za siedlisko miłości i litości)
To słowo to czasownik strony zwrotnej (ze szkoły pamiętamy, że w czasowniku tym podmiot jest jednocześnie wykonawcą i odbiorcą czynności, to ‘w kimś się poruszyło to wszystko wewnątrz’). Wywodzi się to słowo od rzeczownika „splanchnon”, który oznacza wnętrzności, narządy wewnętrzne (jak np. serce, płuca, wątroba, jelita itd.), ale już w przenośni powiemy, że jest to siedlisko uczuć, wnętrze człowieka, a także sama czułość, serdeczność, miłość.
„Splagchnidzomai” to fizyczne poruszenie wnętrza. Coś jak polski zwrot: serce się ściska. Coś nas chwyciło za serce i serce się w nas ścisnęło. W j. polskim mówimy też tak trochę negatywnie, że uczucia w kimś buzują. Greckie słowo też ma to buzowanie w sobie, ale w pozytywnym sensie, że tam wewnątrz buzuje: miłość, współczucie, miłosierdzie. Jest to takie głębokie wzruszenie, które nie pozwala spokojnie stać i patrzeć, np. na cierpienie, na przykrą sytuację drugich. Bo jak zobaczymy to zawsze gdy to słowo występuje w Biblii to po nim następuje jakieś aktywne działanie; żeby do kogoś wyciągnąć rękę, żeby podać pomocną dłoń.
I to głębokie współczucie określam jako Najbardziej Boskie uczucie. Dlaczego „najbardziej Boskie”? Ponieważ to słowo występuje w NT 12 razy i zawsze odnosi się do Boga, do Chrystusa albo do jakiejś postaci z przypowieści, która przedstawia Boga albo Chrystusa. Nie ma innego wystąpienia tego słowa w Biblii.
Więc „zlitować się”, „ogarnęło kogoś litość”. W języku polskim nie brzmi to zawsze tak najlepiej, chociaż jest to dobre tłumaczenie, bo litość według słownika PWN litość to „współczucie dla kogoś”. Tylko pamiętajmy, że nie chodzi o taką litość patrzenia z góry na kogoś (takie „ no może się nad tobą zlituję”), albo nie myślmy, że chodzi tu o taką bierną litość – „o, jak ja się lituję”, ale nic nie robię. Tutaj to jest szczere, głębokie współczucie, które prowadzi do działania. Teraz, jak zapowiedziałem, będzie przed nami dużo czytania. Chciałbym, żebyśmy sprawdzili wszystkie biblijne wystąpienia tego słowa:
Mat. 9:35-36 (ks. Popowskiego) – „Jezus obchodził wszystkie miasta i wsie, ucząc w synagogach, głosząc ewangelię o królestwie i uzdrawiając z każdej choroby i z każdej niemocy. Patrząc na tłumy, wzruszył się z ich powodu, bo byli strudzeni, bo byli jak owce nie mające pasterza.”
Widzimy, że głębokie współczucie prowadzi naszego Pana do gorliwej działalności. Do tego, żeby głosić ewangelię, żeby uzdrawiać choroby, żeby wyzwalać ludzi z niemocy.
Mało tego, już następny werset (czyli Mat. 10:1) mówi, że Pan Jezus – kiedy zobaczył jakie wielkie są potrzeby – to wezwał swoich uczniów i dał im ze swojego ducha; w jakiś sposób udzielił im takiej mocy, że mógł ich posłać i oni też zaczęli wypędzać demony; zaczęli uzdrawiać – jak mówi ewangelia nie zawsze im to wychodziło – ale Pan Jezus zobaczył, że lud jest doprowadzony do takiego upadku i takiego smutnego stanu, że trzeba ludziom pomóc.
Następny fragment to cytowany już przez nas werset z Mat. 14:14. Jeszcze do niego wrócimy. To może kolejny: Mat. 15:32 – „A Jezus przywołał swoich uczniów i powiedział: Bardzo mi żal tych ludzi [Jezus był wewnętrznie, dogłębnie poruszony]. Są ze Mną już trzy dni. Nie mają co jeść, a ja nie chcę odsyłać ich głodnych, bo mogliby zasłabnąć w drodze.” Miało tu miejsce drugie cudowne nakarmienie ludu.
Mat. 18:27 – przypowieść o dwóch dłużnikach – i nie jest moim celem czytanie całej przypowieści, ale skrótowo przypomnijmy sobie tę sytuację: było dwóch dłużników. Jeden był zadłużony u króla na ogromną sumę (komentarz EIB podaje, że za te pieniądze można by wynajmować do pracy 16,5 tysiąca robotników przez okres dziesięciu lat – taki wielki był to dług).
Oczywiście było mu bardzo trudno taki dług spłacić, więc on sam i jego żona, i dzieci, wszyscy mieli trafić do więzienia. Ten człowiek zaczął jednak błagać króla o szansę, o to, żeby król się zlitował i Mat. 18, werset 27 mówi:
„Wtedy Pan zlitował się nad tym sługą, uwolnił go i odpuścił mu dług.”
Tak samo Bóg lituje się nad nami, tak samo okazuje nam łaskę, bo łaska to niczym niezasłużona życzliwość. Przychodzi grzesznik, przychodzę ja, ze swoim bagażem grzechu, staję przed Bogiem i wiem, że nie spłacę długu, ale Bóg daje sposób przez Jezusa Chrystusa, aby dać wyzwolenie z tej sytuacji. Serce Boga zostaje poruszone przez tę sytuację, przez nasze pragnienie wyzwolenia się z grzechu i śmierci.
Tutaj w tej przypowieści „Król się zlitował”. Ale rodzi się tutaj pewna odpowiedzialność tego, nad kim się zlitowano. I wiemy, że w tej przypowieści ten dłużnik nie odczuł takiego współczucia do swojego dłużnika. Ten drugi dłużnik był u niego zadłużony na równowartość 3 miesięcy pracy 1 osoby. Tak w porównaniu było to niedużo, bardzo mało. Ale ten człowiek nie miał współczucia, nie chciał darować tego długu. To też jest dobry temat do osobistych rozważań, kiedy ktoś w jakiś sposób wyrządził nam szkodę. Jeżeli jest nam bardzo trudno przebaczyć pewne rzeczy, to ta przypowieść jest dobrą pomocą. Żeby uświadamiać sobie zawsze jak wielki dług Bóg przebacza nam w Jezusie Chrystusie.
Mat. 20:34 – Uzdrowienie dwóch niewidomych – Wersety 31 do 34: „Tłum zganił ich, żeby zamilkli; a oni jeszcze głośniej zawołali: Zmiłuj się nad nami, Panie, Synu Dawida! Wówczas Jezus stanął, zawołał ich i spytał: Co chcecie, abym wam uczynił? Mówią Mu: Panie, aby otworzyły się nam oczy! Jezus zaś zlitował się, dotknął ich oczu, a oni zaraz odzyskali wzrok i poszli za Nim.”
Pamiętajmy, że w tych wersetach można by oddać to uczucie Boga i Jezusa takimi słowami: „Jezusa wnętrze zadrżało”, „Jezusowi ścisnęło się serce”. Pomyślmy jaki jest nasz Zbawiciel. Bo jeśli dzisiaj wołamy w naszych doświadczeniach, bardzo różnych, które mamy, do Pana, to pamietajmy, że On się nie zmienił, że On widzi nasze zmagania z naszymi cierpieniami, z naszymi słabościami. I jeśli nawet nasz Pan pewnych ciężarów nie zdejmie dzisiaj z naszych pleców, to Pan Jezus idzie z nami i bierze ten większy ciężar doświadczeń na siebie. Wiadomo, nasz Pan przede wszystkim chce naszej doskonałości i naszej wieczności, chce tego, żebyśmy ostatecznie znaleźli się w radości w Królestwie Bożym. Ale On jest i będzie z nami, jeżeli tylko my nie przestaniemy ufać i nie przestaniemy wołać. Choćby nawet tłum nas ganił, żebyśmy zamilkli, to ta historia mówi, że „oni jeszcze głośniej zawołali”.
Marka 1:40 – „I przychodzi do Niego trędowaty i prosi Go; pada na kolana i mówi Mu: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Ze współczuciem więc [Jezus] wyciągnął swoją rękę, dotknął go i mówi mu: Chcę, bądź oczyszczony! I zaraz zszedł z niego trąd i został oczyszczony.”
Inny przekład (WSP) podaje: „Jezus pełen współczucia wyciągnął rękę”. Pamiętajmy, że ten „Jezus pełen współczucia” jest obecny dzisiaj wśród nas, że nie jest tylko postacią z Ewangelii. Jest Żywym Zbawicielem, Żywym Panem. Szczególnie powinniśmy o tym pamiętać, kiedy jest trudno, kiedy gnębi nas trąd grzechu, pamiętać o tym, że jest z nami Zbawiciel pełny współczucia.
Dwa fragmenty pominę (Marka 6:34, 8:2), bo one też dotyczą nakarmienia tłumów. Zobaczmy za to Ewangelię wg Marka 9:22 – tutaj mamy prośbę ojca, którego syn był opętany – od wersetu 20 – „I przyprowadzili go do Jezusa. A gdy duch zobaczył [Jezusa], zaraz szarpnął [tym chłopakiem], rzucił go na ziemię i pokrytego pianą zaczął tarzać. A Jezus zapytał jego ojca: Od jak dawna to się z nim dzieje? A on powiedział: Od dzieciństwa. Często też wrzucał go nawet w ogień i wodę, by go zgubić – ale jeśli coś możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam. Jezus zaś powiedział do niego: Co się tyczy: Jeśli coś możesz, to: Wszystko jest możliwe dla wierzącego. Ojciec chłopca zaraz wykrzyknął: Wierzę! Zaradź mojej niewierze [Dziwny zwrot, prawda? Wierzę, zaradź mojej niewierze, albo: mojemu niedowiarstwu]. Jezus więc, gdy zobaczył, że zbiega się tłum, skarcił ducha nieczystego, mówiąc mu: Duchu niemy i głuchy! Ja ci rozkazuję: Wyjdź z niego i nigdy już do niego nie wchodź. Wtedy wykrzyknął, mocno nim szarpnął i wyszedł – i [chłopiec] stał się niczym martwy, tak że wielu mówiło, że umarł. Jezus jednak chwycił go za rękę i pomógł mu wstać.”
Ile tutaj jest takiej błogosławionej nadziei w tej historii. Jeśli słabniemy w wierze, to zauważmy, że w tej historii ten ojciec też był małowierny. „Jezu, wierzę, pomóż w mojej niewierze!”, inaczej: „Ratuj mnie w mojej niewierze!”. Jezus patrzy na pragnienia serca i jest przez to poruszony.
My nie musimy być od razu bohaterami wiary, kiedy przychodzimy w modlitwie, tylko przyjść tacy, jak jesteśmy, wołać do Pana właśnie tymi słowami: „Jezu, wierzę, pomóż w mojej niewierze!”, bo możemy słabi przyjść i prosić Pana, a On wzmocni tę wiarę, ta wiara może być mała, ale ona wzrośnie jeśli będziemy wołać.
Łuk. 7:13 – nie będziemy tutaj czytali całej historii, ale chodzi o wskrzeszenie młodzieńca z Nain. Spójrzmy na moment kiedy Pan Jezus zobaczył matkę tego chłopca, wdowę, dla której był to jedyny syn, jedyna bliska osoba. Czytamy werset 13: „Widząc ją, Pan zlitował się nad nią i powiedział do niej: Przestań płakać.” A do młodzieńca powiedział: Wstań! Wtedy zmarły usiadł i zaczął mówić.”
Jak daleko sięga tu miłosierdzie Jezusa. Pan Jezus nie mógł patrzeć już dłużej na tę kobietę, która tak płaczę, która tak rozpacza. Czy myślimy, że inaczej dzisiaj Bóg i Chrystus patrzą na takie kobiety, które tracą swoje dzieci? Albo na ludzi, którzy w szpitalach ciężko chorują? Którzy są przygnieceni tym życiem? Ja osobiście wierzę, że Pan Jezus się nie zmienił. Do tego też Biblia mnie przekonuje, że On jest wczoraj, dzisiaj i na wieki ten sam. Jeszcze wrócimy do tego, co może być tą aktywnością, która z tego uczucia wyniknie w przyszłości, ale teraz spojrzymy na przypowieść o miłosiernym Samarytaninie i może ona jeszcze lepiej pozwoli nam zobaczyć to głębokie Boskie uczucie. Łuk. 10:33 –
Widzimy już w jakich fragmentach możemy tego słowa szukać. W takich gdzie jest potrzebna pomoc, gdzie ktoś jest zrozpaczony albo nawet nie może już sam nic zrobić, nie może nawet wołać o pomoc. W tej przypowieści przede wszystkim pokazany jest nasz Pan. Jest pokazane, że to On zapłacił za nas wysoką cenę, cenę okupu. Że to On zaprowadzi ludzkość do gospody na leczenie, rehabilitację. Pamiętamy z tej przypowieści, że kapłan i lewita przeszli obok, ale Samarytanin zobaczył tego człowieka. Werset 33: „Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł na to miejsce. Kiedy go zobaczył, wzruszył się głęboko…”
Wynotowałem z tej historii, ile różnych rzeczy ten Samarytanin zrobił:
- Zobaczył cierpiącego,
- potem wzruszył się głęboko
[ale zobaczmy co dalej:] - podszedł do niego
- opatrzył jego rany używając wina i oliwy
- wsadził go na swoje bydle, szedł obok
- zawiózł go do gospody
- zaopiekował się nim
- dał zapłatę za nocleg i opiekę
- polecił dalszą opiekę
- przyrzekł zapłacić za opiekę, jeśli będzie więcej kosztowała
- obiecał wrócić …
Zrobił to wszystko i mamy wspaniały przykład. I to my decydujemy w naszym życiu, cokolwiek nas spotyka, jaką postawę przyjmujemy: czy kapłan, czy lewita, czy samarytanin. To my o tym decydujemy. Ale też jaka pociecha tu jest dla serca, jeżeli uświadomimy sobie, że to jest o naszym Panu, że to jest przypowieść o Zbawicielu i o biednej ludzkości, która tak po prostu leży, która umiera i że ta ludzkość w ten sposób będzie uleczona; że cały koszt tego leczenia wziął na siebie Pan Jezus. Nie może chyba być lepszej ewangelii, niż taka, która pokazuje nam takiego wspaniałego Syna Bożego, takiego wspaniałego Zbawiciela.
Ostatni fragment z naszym głównym zwrotem: Łuk. 15:20 – przypowieść o synu marnotrawnym. Tu też znajdziemy to słowo – „Gdy [syn] był jeszcze daleko, jego ojciec zobaczył go, zlitował się, wybiegł, rzucił mu się na szyję i ucałował go.”
I jak bardzo tutaj pasuje to dosłowne znaczenie. Ojca serce zadrżało, całe jego wnętrze poruszyło się. To jest prawdziwie Boskie uczucie. Zobaczmy, że do tego człowieka nikt nie przychodził tam, nikt nie mówił: „Twój syn wraca do domu”, bo pierwsza osoba, która zobaczyła syna, to był ojciec. To on wychodził na drogę i wypatrywał, czy może tego właśnie dnia syn będzie wracał do domu. Syn nie wiedział nawet jak spojrzy w oczy ojca, po prostu się bał, liczył, że może ojciec weźmie go chociaż na tego najemnika, bo nawet najemnik u ojca miał lepiej niż on w tej sytuacji. A tutaj czytamy, że ojciec, gdy tylko zobaczył syna to tak głęboko się wzruszył, że wybiegł i rzucił mu się na szyję i zaczął go całować. Co za miłość!
Taka Boska miłość czasami występuje tylko u rodziców dla swoich dzieci. Bo w końcu człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Jest taka historia jak pewien chłopak wyjeżdżał z Polski do Stanów Zjednoczonych, do wielkiej Ameryki, i kiedy wyjeżdżał, kiedy się żegnał z ojcem, to ojciec powiedział mu: „Synu, pamiętaj, że zawsze możesz wrócić, jeśliby zaszła taka potrzeba”. No i tak się złożyło, że ten chłopak w Stanach Zjednoczonych zrobił wielką karierę, doszedł do szczytowej kariery, stał się bardzo bogaty. Miał dużo pieniędzy, przebywał w bardzo bogatych domach, w tzw. dobrych domach. Zainteresował się hazardem, uprawiał hazard, dobrze szło, ale któregoś dnia noga mu się poślizgnęła i wszystko tam roztrwonił. Stał się bardzo biedny.
Mieszkał z żebrakami, spał w kanałach, gdzieś tam pod mostami. I kiedyś, gdy był w takim opłakanym stanie, przypomniał sobie tę scenę, kiedy ojciec mówił: „Synu, pamiętaj, że zawsze możesz wrócić”. Ale też nie miał odwagi tak po prostu przyjechać do domu, bo trzeba by było powiedzieć, że to wszystko się nie udało. I napisał list, że jeżeli ojciec by go przyjął, bo już miał zamiar mimo wszystko wrócić do Polski, jeżeli ojciec by go przyjął – takiego nędznego, takiego brudnego – to żeby na drzewie przy domu powiesił białą flagę, że to będzie symbol, to będzie znak, że ojciec mu przebacza.
I akurat tak się składało, że dom, w którym mieszkał, był blisko torów kolejowych. Kiedy ten chłopak wracał już w Polsce do domu, opowiadał jednemu pasażerowi całą tę swoją historię. I kiedy już zbliżali się do tego domu, to on sam po prostu nie miał odwagi spojrzeć, bał się, że nie będzie flagi.
Wtedy zamknął oczy i poprosił tego podróżnego: „Ty zobacz!!”. A ten podróżny mówi: ‘Człowieku, spójrz, bo tutaj całe drzewo jest w białych flagach!’ A ten ojciec stał pod drzewem, podskakiwał z radości, cieszył się. Nie mógł się w ogóle doczekać, kiedy będzie mógł wziąć syna w swoje ramiona. Był bardzo, bardzo poruszony.
Było oczywiście wiele takich sytuacji. Kolejna z nich to jest życie pewnej dziewczyny, która porzuciła dom, później z różnych przyczyn, przez różne osobiste zawirowania, zaczęła uprawiać nierząd. Był to bardzo przykry los, jej stan był już bardzo opłakany. I po wielu latach wieczorem, praktycznie już w nocy, wróciła do swojego domu rodzinnego i czym była bardzo zdziwiona, to że w tym domu drzwi były otwarte. I kiedy matka ją ujrzała, to zaczęła płakać, ściskać ją. A ona tylko powiedziała do mamy: „A dlaczego drzwi są otwarte?”. I mama powiedziała jej: „Dziecko, odkąd wyszłaś z domu, drzwi zawsze są otwarte”.
Jeżeli może być taka ludzka miłość, to co powiemy o miłości Boga? Przecież przez proroka Izajasza Bóg mówił, że choćby matki zapomniały o swoich dzieciach, to ja nie zapomnę o Tobie [Izaj. 49:15]. Boska miłość jest wierna, jest wieczna.
Dlatego to nie przypadek, że to słowo wyrażające głębokie współczucie występuje w Biblii 12 razy i że zawsze odnosi się do Boga lub do Pana Jezusa. Nie jest to też przypadek, że to słowo zawsze się wiąże z tym, że jest po nim jakaś aktywność: żeby pomóc, żeby uleczyć, żeby okazać miłość. Bo to wszystko pokazuje nam jaki jest Boski charakter, że Boski charakter to jest przede wszystkim miłość. Podstawą Boskiego charakteru jest sprawiedliwość. Są dwa filary. Jest filar mądrości, jest filar mocy. Ale tylko jednego słowa Bóg używa jako swój przydomek, tylko jednej cechy charakteru używa w ten sposób. 1 List Jana 4:8 – „Bóg jest miłością”. Nie ma innej takiej cechy, której użyto by w ten sposób. Ta Boska miłość składa się z czterech elementów: (1) z zamiłowania do dobrych zasad, (2) z doceniania tych, którzy są w zgodzie z dobrymi zasadami, (3) ze współczucia dla sprawiedliwych i z litości dla niesprawiedliwych [lub z sympatii dla sprawiedliwych/sympatyzowania ze sprawiedliwymi i ze współczucia dla niesprawiedliwych – zależnie od tłumaczenia lub definicji]; (4) z radosnego ofiarowywania samego siebie, aby szerzyć dobre zasady w drugich i dla drugich.
Kiedy czytamy te opisy NT, to nasze myśli biegną też do tych czasów Mesjasza, kiedy wszystko to, czego Jezus na małą skalę dokonał w Galilei, dokona się na wielką skalę, na całym świecie. Miliardy ludzi będą wykarmione, ale nie tylko tym ziemskim chlebem, ale też miliardy ludzi będą miały wielką ucztę prawdy.
Ta prawda udzieli takiej siły, że będą się rozwijały piękne, mocne charaktery. Będą powstawać wspaniali ludzie, bo prawda to najlepszy pokarm. Mamy u Izajasza, rozdział 25:6-9 zapowiedź wielkiej uczty, że tam będą wspaniałe mięsa, wspaniałe wino, oczywiście w tym sensie duchowym. W. 9: „Wtedy Pan Bóg otrze łzy z każdego oblicza, odejmie hańbę od swego ludu na całej ziemi, bo Pan przyrzekł.”
Tak więc Pan Jezus będzie wtedy uzdrawiał każdą chorobę, każdą słabość. Nie tylko ziemskie choroby przeminą, ale każdy chętny będzie mógł przyjść do Pana Jezusa i będzie uzdrawiany od grzechu, od różnych słabości moralnych. To będzie też Wielki Jubileusz Ziemi. Przyjdą miliardy bankrutów, miliardy niewolników, bo każdy człowiek jest takim niewolnikiem. I będą mogli odzyskać wolność.
Myślę, że tak czasami zapominamy, jak bardzo to wszystko w naszym życiu opiera się na miłości Bożej, że czasami trudno jest to na co dzień w pełni odczuwać; że mamy kolejny dzień, ponieważ Bóg jest miłosierny, ponieważ Bóg to wszystko zaplanował ze swojej dobrej woli i że On też patrzy na swoje dzieci, właśnie takie leżące i upadłe, żeby je podnosić, że ma upodobanie w przebaczaniu, w miłowaniu.
Kiedy widzimy dzisiaj chorych, cierpiących, to bardzo byśmy chcieli mieć taką moc Pana Jezusa, żeby te miłość Bożą móc przekazywać. Uzdrowić itd.; ale miłość Boża powinna nas tutaj pocieszać, że w Królestwie wszystkie te choroby i cierpienia miną. Że nic się nie zmieniło w Bożej miłości, tylko musi nadejść odpowiedni moment. Tak jak przyszedł moment na to, żeby Pan Jezus urodził się jako człowiek, tak samo czekamy na moment, żeby zaczął działać w restytucji, jako ten, który będzie wszystkich podnosił. Jak to ktoś ujął: „Cieszmy się, bo nadchodzi najlepszy Lekarz świat i ma ze sobą 144 tysiące specjalistów. A jeszcze z nimi miliony pielęgniarzy i pielęgnarek, które bardzo chętnie będą im pomagać”.
Każdy chętny, każdy kto posiada dzisiaj takie ziarenko wiary, duchowość, może już dzisiaj przyjść w swoim trądzie do Pana Jezusa i może po prostu poprosić o oczyszczenie. Każdy chętny może dzisiaj skorzystać z tej kuracji Samarytanina, a jeżeli my już skorzystamy, to możemy być jakby samarytańskimi sługami. Ten Samarytanin też może dać nam flakonik oliwy i wina (prawdy i jej ducha – bo lecznicze wino symb. prawdę, a oliwa wskazuje na ducha świętego). Bardzo ciekawa jest grecka nazwa gospody w tej przypowieści – „pandochejon” – a dosłownie to znaczy: „otwarte dla wszystkich”.
Drodzy Bracia i Siostry, kiedy czytamy jedną z historii cudownego nakarmienia tłumów, tę pierwszą, do której wracamy, to ewangelista Jan dopisuje coś, co Mateusza pomija. Tak właśnie jest w ewangeliach, że czytamy, jest bardzo podobnie, ale na coś innego położony jest nacisk. Apostoł Jan pisał ewangelię ostatni, a więc często uzupełnia rzeczy, których nie ma w innych ewangeliach, a pomija rzeczy, które tam są. Wielu rzeczy Jan nie opisuje w ogóle, ale zapisał od czego zaczęło się to rozmnożenie chleba i ryb. Jana 6:8-12 –
„Rzekł do [Jezusa] jeden z uczniów jego, Andrzej, brat Szymona Piotra: Jest tutaj chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz co to jest na tak wielu? Rzekł mu Jezus: Każcie ludziom usiąść. A było dużo trawy na tym miejscu. Usiedli więc mężczyźni w liczbie około pięciu tysięcy. Jezus wziął więc chleby i podziękowawszy rozdał uczniom, a uczniowie siedzącym, podobnie z ryb tyle, ile chcieli. A kiedy się nasycili, rzekł do uczniów swoich: Pozbierajcie pozostałe okruchy, żeby nic nie przepadło!”
Zobaczmy tutaj, że cały ten cud zaczął się od chłopca, który miał pięć chlebów i dwie ryby. Jakby miał drugie śniadanie i postanowił, że się tym podzieli. Ten chłopiec w swojej niewinności, miał właśnie trochę tego Boskiego współczucia, miał w sobie coś z tego poruszenia serca, które prowadzi do dzielenia się z drugimi w miłości.
To jest najbardziej Boskie uczucie. Nawet w matematyce biblijnej coś byśmy znaleźli na ten temat. Lubimy czasami przywoływać to, że tetragram składający się z liter jod, he, waw i he ma łącznie wartość liczbową 26. To jest pewna ciekawostka, ale tylko ciekawostka. Psalm 136 to Psalm, który ma 26 wersetów i dokładnie 26 razy powtarza się tam refren o Bogu. I refren ten brzmi: „Bo Jego miłosierdzie na wieki” albo – jak inne przekłady to oddają – „Bo Jego wierna miłość trwa na wieki”.
Czy to nie jest pocieszające, że ten Stwórca wszechświata, wielki Bóg Jahwe, to Bóg pełny wiernej, trwałej, wielkiej miłości? Bo jak pierwsze trzy wersety przeczytamy z tego Psalmu 136 to mówią one: „Wysławiajcie Jahwe, bo jest dobry, bo Jego miłosierdzie trwa na wieki. Chwalcie Boga nad bogami, bo Jego miłosierdzie na wieki. Chwalcie Pana nad panami, bo Jego miłosierdzie na wieki”. Kiedy czekamy na spełnienie obietnic Boga, to ta świadomość nam pomaga. Bo jak na coś długo się czeka to można tracić ducha, tracić zapał, gorliwość, wiarę, miłość. Można to zatracić. Ale jeżeli przed oczami mamy ojca z przypowieści o synu marnotrawnym, to nie będzie nam tak łatwo tego stracić. Ta współczująca ręka Jezusa jest z nami aż dotad.
I oby to głębokie uczucie przenikało nas, żeby nas przynaglało do dobrych myśli, dobrych słów i działań. Bo bardzo ciekawy jest werset z Listu do Filipian 1:8, może zwłaszcza w Biblii Gdańskiej. Najpierw przeczytam go z innego przekładu – „Albowiem Bóg jest mi świadkiem, jak gorąco tęsknię za wami wszystkimi [ożywiony] miłością Chrystusa Jezusa. A modlę się o to, aby wasza miłość doskonaliła się coraz bardziej i bardziej…”. A BG też mówi, że apostoł tęskni do Filipian, ale tęskni do nich „wnętrznościami Chrystusa Jezusa”. Czyli tu jest to słowo mówiące że tęskni do nich „najgłębszymi uczuciami Chrystusa Jezusa”, tak niezwykle mocno.
Te opisy naszego Pana i naszego Boga zachęcają do rozwoju charakteru. Jak mówił Pan Jezus: Bądźcie doskonali, jak Ojciec wasz w niebie doskonały jest. Ale kiedy upadamy, kiedy będziemy upadać, kiedy zabraknie nam wiary, to przypominajmy sobie, że Bóg wzrusza się nad tymi, którzy słabną, że udzieli swojej miłości każdemu, kto będzie o nią prosił. Bóg jest bogaty w miłosierdzie, Bóg jest pełen chwały! A „miłość Chrystusowa przynagla nas” (2 Kor. 5:14), ona trzyma nas razem. Dziękuję za uwagę!