„Każdy dorosły jest odpowiedzialny za własne postępowanie i za niczyje inne. W jakiej pozycji stawia to nas, chrześcijańskich rodziców? Czy jesteśmy pozbawieni duchowych zasobów, dzięki którym moglibyśmy wspierać naszych synów i córki?
Zupełnie przeciwnie! Dysponujemy potężną bronią wstawienniczej modlitwy, której nigdy nie należy lekceważyć.
Pismo naucza, że możemy skutecznie modlić się jedni o drugich i że takie wstawianie się za siebie posiada „wielką moc” (List Jakuba 5,16). Boża odpowiedź na naszą modlitwę nie pozbawi naszych dzieci wolnego wyboru lecz Bóg udzieli im jasnego zrozumienia, gdy będą wytyczały kierunek swojego życia. Będą miały wszystko, co niezbędne do podjęcia właściwych decyzji w sprawach, które mają wieczne znaczenie. Wierzę również, że Pan umieści na drodze każdego dziecka, o które się modlimy ludzi, którzy wywrą na nie znaczący wpływ – ludzi o wielkim autorytecie, którzy będą mogli skierować ich we właściwym kierunku.
Razem z Shirley modliliśmy się za naszego syna i córkę, gdy znajdowali się w okresie dojrzewania, słowami takiej modlitwy: „Bądź obecny w chwili podejmowania decyzji, gdy przed naszymi dziećmi staną otworem dwie drogi. Bądź obecny szczególnie wtedy, gdy znajdują się poza zasięgiem naszego bezpośredniego wpływu, poślij innych ludzi, aby pomogli im czynić, to co jest sprawiedliwie i słuszne”.
Wierzę, że Bóg szanuje i odpowiada na taką modlitwę wstawienniczą. Nauczyłem się tego od mojej prababki, która żyła tak, jakby Bóg był przy niej obecny. Modliła się o szóstkę swoich dzieci w okresie gdy formowały się ich charaktery, lecz jej najmłodszy syn (mój ojciec) okazał się szczególnie twardogłowym młodym człowiekiem. Przez siedem lat, od czasu ukończenia szkoły średniej nie chodził do kościoła i odrzucał jego naukę. Później, jak to się zwykle dzieje, do naszego miasta przyjechał ewangelista i wielkie duchowe przebudzenie poruszyło tamtejszy kościół. Ojciec nie brał w nim jednak udziału i odmówił jakiegokolwiek uczestnictwa.
Pewnego wieczoru, gdy pozostali członkowie rodziny przygotowywali się do wyjścia do kościoła, mój ojciec (który złożył wtedy wizytę swoim rodzicom) wymknął się i ukrył w bocznej werandzie domu. Słyszał rozmowę swoich braci wsiadających do samochodu. Wtem jeden z nich, Willis, powiedział: „Gdzie jest Jim? Czy nie idzie z nami dzisiaj wieczorem?”.
Ktoś inny odparł: „Nie, Willis. On powiedział, że nigdy już nie pójdzie do kościoła”.
Mój ojciec usłyszał, że jego brat wysiadł z samochodu i zaczął go szukać po całym domu. Willis poznał Jezusa Chrystusa, gdy miał dziewięć lat i gorąco kochał Pana. W okresie dojrzewania mocno trwał przy swojej wierze mimo iż jego bracia (w tym także mój ojciec) wyśmiewali się z niego niemiłosiernie. Przezywali go „chłopcem-kaznodzieją”, „niewieściuchem”, „świętoszkiem”. Powodowało to jedynie taki skutek, że był bardziej zdeterminowany w czynieniu tego co słuszne.
Mój ojciec siedział cicho, a Willis biegał po całym domu wołając go. W końcu, znalazł brata siedzącego cichutko w bujanym fotelu na ganku.
„Jim, czy nie pojedziesz razem z nami na wieczorne nabożeństwo?”, zapytał.
„Nie, Willis. Skończyłem z tym. Nie planuję, że kiedyś wrócę”, powiedział mój ojciec.
Willis nic nie odpowiedział. Mój ojciec siedział wpatrując się w podłogę i wtedy zauważył wielkie łzy padające na buty jego brata. Mój ojciec był bardzo poruszony, że Willis tak go kochał, pomimo tego, że dokuczał mu z powodu jego chrześcijańskich poglądów.
„Pojadę choćby dlatego, że to dla niego tak ważne”, powiedział sobie mój ojciec.
Z powodu opóźnienia spowodowanego przez mojego ojca, cała rodzina spóźniła się tego wieczoru do kościoła. Jedyne wolne miejsca znajdowały się w drugim rzędzie. Ruszyli przejściem pomiędzy ławkami i zajęli miejsca. Pieśń jaką śpiewano i słowa duchownego zaczęły przemawiać do serca mojego ojca. I tak niezwykle szybko oddał swoje życie Bogu. Po siedmiu latach buntu i grzechu, wszystko było skończone. Otrzymał przebaczenie. Został oczyszczony.
Duchowny prowadzący to nabożeństwo nazywał się Bona Fleming, był to człowiek niezwykły. Gdy śpiew ucichł, Fleming przeszedł przez podwyższenie, na którym znajdowała się mównica i oparł nogę o słupek w balustradzie otaczającej ołtarz. Pochylił się do przodu i wskazał palcem na mego ojca.
„Pan, młody człowieku! Tam! Proszę wstać!”
Mój ojciec wstał. „Chcę, abyś opowiedział wszystkim tym ludziom, co uczynił dla ciebie Bóg w czasie śpiewu tej pieśni!”
Przez łzy, mój ojciec złożył swoje pierwsze świadectwo o przebaczeniu i zbawieniu jakie właśnie otrzymał. Willis także płakał. Płakała także moja babka. Modliła się o niego bez ustanku przez ponad siedem lat.
Do dnia swojej śmierci w wieku sześćdziesięciu sześciu lat, mój ojciec nigdy nie wycofał się z tej decyzji. Jego jedyną życiową pasją było służenie Bogu, w którym zakochał się słuchając prostej pieśni. Gdzie jednak znajdowałby się, gdyby Willis nie poszedł go wtedy szukać? Jakże inne byłoby jego… i moje życie. Bóg odpowiedział na modlitwy mojej babki umieszczając właściwą osobę na najważniejszym skrzyżowaniu dróg.
Uczyni również wiele dla twoich dzieci, jeśli będziesz pamiętał o nich w swoich modlitwach. Jednak zanim nadejdzie taka chwila, módl się o nie z poczuciem pewności, a nie z żalem. Przeszłość należy do przeszłości. Nie możesz poprawić swoich błędów. Nie możesz być doskonalszym rodzicem niż doskonałą istotą ludzką. Niech poczucie winy spełni zadanie jakie wyznaczył mu Bóg, a potem odsuń je od siebie na zawsze. Założę się, że Salomon zgodziłby się z tą radą.”
_______
James C. Dobson, „Dr Dobson zmęczonym rodzicom”, s. 171-173.
Inne świadectwa.