Siostra Ewa Fryska

Ze smutkiem, a jednocześnie pełni nadziei na zmartwychwstanie informujemy, że siostra Ewa Fryska w czwartek, 30 stycznia 2025 roku zakończyła swój ziemski bieg. Przeżyła niecałe 69 lat (urodziła się 14 lutego 1956 r.). Na prośbę uczestników uroczystości pogrzebowych zamieszczam poniżej tekstową wersję moich wspomnień o Niej. (ws)

***

(Pogrzeb Ewy odbył się 8 lutego 2025 r., w sobotę o godzinie 12:00, na cmentarzu komunalnym przy ul. Kcyńskiej 51 w Bydgoszczy.)

***

Szanowni Państwo, drodzy znajomi i sąsiedzi Ewy Fryski! Witam Was serdecznie na tej uroczystości. Zebraliśmy się tutaj, aby pożegnać naszą kochaną siostrę, przyjaciółkę, nauczycielkę, sąsiadkę. Na pewno Ewie byłoby bardzo miło, że jesteście! Trudny to czas dla nas wszystkich tutaj zebranych: dla tych, którzy Ewę kochali, szanowali, dla rodziny i dla tych, którzy tworzyli z nią rodzinę duchową, dla przyjaciół, sąsiadów, dla współpracowników i dla studentów, których każdego roku wypuszczała spod swoich skrzydeł z większą znajomością języka angielskiego.

Pamiętamy, że całe swoje życie zawodowe dr Ewa Fryska oddała pracy jako nauczyciel akademicki na UKW w Bydgoszczy. Dla mnie Ewa Fryska była siostrą duchową w wierze, ale też ciocią Ewą, bo znałem ją już jako małe dziecko, dla mnie: od zawsze, jako przyjaciółkę moich rodziców. I pewnie wszyscy zgodzicie się ze mną i tak też będziecie ją pamiętać, ze była osobą bardzo pogodną, lubiącą żartować i zawsze uśmiechniętą. Jest to nawet przykro i trudno mówić o niej słowo: „była

I może dlatego tak trudno jest ją dziś pożegnać? Bo kojarzy mi się głównie z wnoszeniem do życia innych światła i energii. Moje najwcześniejsze wspomnienie z Ewą pochodzi sprzed 30 lat. Pamiętam, że kiedy miałem 4 lata i leżałem z nogami w gipsie nie mogąc nawet siedzieć, ciocia Ewa pojawiła się u nas w domu i postawiła koło mojego łóżka klatkę z papużką falistą w środku. – Żebyś się nie nudził młody, to obserwuj sobie ptaszka! – powiedziała. (Na pewno też macie różne swoje wspomnienia z nią związane)

Ewa Fryska gdy zmarła miała 68 lat (prawie 69, bo urodziny obchodziłaby 14 lutego). Nie miała już najbliższej rodziny. Sama była jedynaczką, a jej rodzice już zmarli. Śmierć Ewy głęboko nas poruszyła, może nawet zszokowała, bo jeszcze w niedzielę rozmawialiśmy, śmialiśmy się, mieliśmy wspólne plany, była bardzo uśmiechnięta i aktywna. A w czwartek dowiadujemy się, że to już…, że serce Ewy przestało bić. Naprawdę jak mówi Psalm 103 – Dni człowieka są jak trawa; kwitnie jak kwiat na polu. Ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma,  miejsce, gdzie był, już go nie poznaje.

Powiedziałem, że Ewa nie miała już najbliższej rodziny. Miała jedna trzy rodziny bliskie sercu i zgromadziły się one tutaj RAZEM. Ta pierwsza z nich to rodzina akademicka zgromadzona wokół Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego i proszę, aby w jej imieniu głos zabrała Pani Profesor Elżbieta Łukasiewicz. (tutaj zabrała głos Pani Profesor i jeszcze jedna Pani Doktor z UKW)

(nieco informacji o dr Ewie od strony naukowej uzyskać można we wpisie „Żegnamy dr Ewę Fryskę” na stronie UKW).

Druga rodzina, o której wspomniałem, to rodzina duchowa. Siostra Ewa widziała ją w ludziach, którzy wierzą w Jezusa Chrystusa jako swojego Zbawiciela i Pana. Ona sama była częścią zboru badaczy Pisma Świętego przy ul. Zduny 10 A w Bydgoszczy, a na polu pracy ewangelizacyjnej współpracowała z ruchem biblijnym o nazwie Świecki Ruch Misyjny „Epifania”. Tłumaczyła i korygowała tłumaczenia dzieł chrześcijańskich pisarzy ze Stanów Zjednoczonych.

(Chciałbym byśmy teraz jako rodzina duchowa zaśpiewali z myślą o niej PBT 135 – „Jezu, racz w opiekę wziąć…”. Po zaśpiewaniu proszę brata Leszka Szpunara, aby podziękował w modlitwie za to, że Bóg pozwolił nam poznać siostrę Ewę i że dał nam nadzieję, że po zmartwychwstaniu zobaczymy ją znowu!)

Ta pieśń skierowała nasze myśli w stronę krzyża. Jest to dobry kierunek. Jeśli wątpimy w powagę grzechu i zła, które mieszkają w nas, możemy patrzeć na krzyż. Bo to na nim Jezus poniósł karę nie za swoje, ale nasze grzechy. Jeśli zaś wątpimy w miłość Boga i w możliwość naszego zbawienia, to znowu mozemy patrzeć na krzyż. Bo Jezus zdecydował się na krzyż dobrowolnie i umarł za nas z wielkiej miłości do każdego i do każdej z nas.

Pieśń mówiła jeszcze: „Przyjdź Królestwo Twoje!”. I wierzcie mi, że mało było osób, które tak jak siostra Ewa wypatrywały Królestwa Chrystusa na ziemi. Przy każdym przyjeździe mówcy z jakiegoś innego zboru miała ona zawsze jedno i to samo pytanie. „Kiedy to się stanie?”, „Jak długo JESZCZE będziemy musieli czekać?”. O tej nadziei Królestwa więcej powie nad grobem brat Wojciech, a ja chciałbym tylko zwrócić uwagę na pewne lekcje, duchowe lekcje, których możemy się nauczyć od siostry Ewy. Bo i w tej dziedzinie była dobrym wykładowcą i ćwiczeniowcem – czasami słowami, a często bez słów, przez czyny.

Przede wszystkim ona głęboko wierzyła w Królestwo Boże na Ziemi. To nie była tylko sucha teoria, O NIE! Ona przesiąknęła tą Prawdą. Oddychała tą Nadzieją. Wierzyła, że wszystkie problemy, które miała, także te zdrowotne, przygotowują ją do jej roli w tym Królestwie.

Bardzo chciała rozsądnie służyć Bogu. Mówiła, że nie chce samej siebie oszukiwać, ale wciąż mieć łączność z Panem – w myślach i w sercu. Bardzo lubiła słowa Listu do Rzymian [12:1]: „A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu miłą, jako wyraz waszej ROZUMNEJ SŁUŻBY BOGU”.

Ona nie chciała być ‘świętoszkowata’. Nie chciała też wiary pozbawionej myślenia. Chciała świadomie i rozsądnie służyć Bogu tak, jak to rozumiała.

Siostra Ewa mówiła, że nie chce siebie oszukiwać. I nie chciała też oszukiwać drugich. Miała bardzo rozwiniętą zaletę szczerości. Nie miała problemu by asertywnie powiedzieć co myśli. Nie było w niej sztucznej kurtuazji, wykładała kawa na ławę, ale zawsze z uśmiechem i życzliwością ale z naciskiem na prawdę w oczy. Nie bała się reakcji na jej słowa i oceny innych. Była Kobietą autentyczną. Była SOBĄ w piękny i ujmujący sposób.

Ona tak samo rozmawiała z poważanym mówcą który przyjechał z wykładami i z dzieckiem, które kręciło się pod nogami. Nie była stronnicza, nie patrzyła kto mówi, ale co mówi i nie bała się powiedzieć co myśli: lekko, często z żartem. A z drugiej strony, mimo tytułu doktorskiego i wiedzy, nigdy nie wynosiła się ponad innych. Umiała rozmawiać dosłownie z każdym. W Jej towarzystwie nikt nie czuł się gorszy. Gdy tego potrzebowaliśmy, potrafiła doradzić i naprawdę podnieść na duchu. Wierzyła w możliwości nas młodych.

Zadawała bardzo dużo pytań, nie bała się nie wiedzieć chociaż miała dużą wiedzę i bystry umysł. Na chwilę podważała oczywiste rzeczy żeby się upewnić czy taka jest prawda i żeby pogłębić zrozumienie, żeby wydobyć więcej. Kochała ludzi i miała czas dla ludzi. Trudności za to potrafiła zamienić w żart jakby chciała je zbagatelizować jako mniej istotne niż radość, którą miała w Panu Bogu i w Jego Synu.

Wiemy, że siostra Ewa ciężko chorowała. Jednak te przeszkody pokonywała z energią i z radością. Tak jakby „dolina cienia śmierci” była mniej ciemna, bo ważniejszy był dla niej CEL Drogi. Być może droga części z nas także prowadzi pod górę i „pod prąd”. Może jest trudna i bolesna. Z jej przykładu możemy uczyć się, by nie iść tylko o swoich siłach, ale czerpać siły od Pana, tak jak Ona robiła to w modlitwie i w codziennej społeczności z Bożym Słowem.

Wspomniałem o trzeciej rodzinie Ewy, a byli to jej przyjaciele i ludzie, którzy ją otaczali. Ona bardzo kochała ludzi i wierzyła w ich dobro. Wiedziała, że od każdej osoby to ona może się czegoś nauczyć. Uważała, że ludzie, którzy ją otaczają, są dobrzy i pełni różnych zalet. Całe życie mieszkała przy tej samej ulicy, więc świetnie znała swoich sąsiadów. Wiedziała też kogo obdarzyć swoją przyjaźnią i zaufaniem, jak np. przyjaciółki, które pod nieobecność rodziny poczyniły wszystkie przygotowania do tego pogrzebu, mimo żałoby, którą w tych dniach przeżywały. I mimo szoku, który sprawiła im śmierć Ewy.

(Tutaj wspominała Ewę Przedstawicielka przyjaciół i sąsiadów)

 

Myślę, że sąsiedzi zapamiętali ją jako osobę bardzo zaradną, a także  kochającą przyrodę i kwiaty. Sama uprawiała też w ogrodzie niektóre warzywa i wymieniała się z koleżankami sadzonkami roślin.

Ewa, jako badacz Biblii, miała wyjątkowe poglądy. Wierzyła, że skoro Biblia mówi, że Jezus oddał swoje życie za wszystkich ludzi i że wszyscy ludzie poznają prawdę o Boskim planie i Jego miłości, to w końcu TAK SIĘ STANIE. Skoro nie w tym życiu, to ludzie – wątpiący, – niewierzący, a czasami pokrzywdzeni przez ludzi religijnych będą mogli poznać Boga w przyszłości.

Ewa Fryska nie umierała ze strachem, ale z wielką wiarą, z miłością do ludzi i z ciekawością jak będzie wyglądało życie w Królestwie Chrystusa na ziemi. Kochała myśli proroka Izajasza, jak ten fragment z 35. rozdziału jego Księgi: „Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie słabym duchowo: Odwagi! Nie bójcie się! … Bóg sam przychodzi, aby was zbawić. Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy wyskoczy, jak jeleń i język niemych wesoło krzyknie. Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie; spieczona ziemia zmieni się w pojezierze … Będzie tam droga czysta, którą nazwą Drogą Świętą … I nawet głupi na niej nie zbłądzi”

O tym więcej posłuchamy nad grobem, gdzie przemówi do nas mówca ze Świeckiego Ruchu Misyjnego „EPIFANIA”, brat Wojciech Opałkowski, a teraz proszę obsługę o podjęcie przez Państwa swoich działań, a nas wszystkich o udanie się na miejsce pochówku.

(Nad grobem wykładem z Pisma Świętego usłużył Wojciech Opałkowski. Zaśpiewaliśmy także dwie pieśni ze śpiewnika „Pieśni Brzasku Tysiąclecia”: „Niech się dzieje wola Twoja” (PBT 51) oraz „Bliżej, o bliżej (PBT 442).

____
Zobacz inne świadectwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *