Jak moja prababcia poznała ewangelię

Anna i Michał Szpunarowie

Prezentuję poniżej wspomnienia mojego dziadka Jerzego, o tym, jak prawdę biblijną poznała jego mama – Anna Szpunar. W tym świadectwie dziadek cofa się jeszcze kilka lat wcześniej, do lat dwudziestych XX wieku, gdy powracający z emigracji Polacy przywozili z sobą naukę Pisma Świętego, jak wyłożona np. w „Boskim planie wieków”.

Wiktor

PS: Rzecz dzieje się na Lubelszczyźnie, a pełne wspomnienia dziadka dostępne są w serwisie eSarepta.pl, w dziale „Biblioteka”:

„Otóż przyjechał pewien brat z Ameryki, o bardzo pięknym nazwisku Skowronek. Przywiózł tomy brata Russella i sporo innej literatury. Brat Skowronek, który przyfrunął z tak dalekiego kraju, uścielił sobie gniazdo we wsi Bełżec, która kilkakrotnie była zauważona w obu poprzednich wspomnieniach. Jak to Skowronek, nie usiedział na miejscu, ale zaczął fruwać po okolicy wyśpiewując cudowną melodię Wesołej Nowiny o zbawieniu, o Królestwie Bożym, o zmartwychwstaniu, o restytucji i innych pięknych prawdach, gdyż dobrze znał Prawdę. Zdobył sobie sporo pilnych słuchaczy i zorganizował kilka zborów. Ta historia o Skowronku to nie jest wymyślona przeze mnie bajka, było to prawdziwe nazwisko, które aż prosiło się, żeby użyć jako metaforę do działalności tego brata. [Więcej o Skowronku wspominał też brat Jan Łagowski]

W naszym Jarczowie też kilka osób poznało Prawdę. Brat mamy poznał Prawdę wraz z żoną, także mój tato i siostra taty. Oboje jeszcze byli w wolnym stanie. Moja mama była bardzo wierną i gorliwą katoliczką, w dodatku fanatyczką. Była do tego stopnia fanatyczką, że kiedy jej brat (miał na imię Antoni, wołali na niego Antek) zaczął głosić prawdę, szczególnie w rodzinie, a rodzina była duża, to mama postanowiła zabić brata, żeby ta herezja dalej się nie rozszerzała. Pewnego razu wzięła sobie widły, weszła do mieszkania brata ze zdecydowaną myślą jak wyżej. Ale że Antek był dobrze zbudowanym mężczyzną nie pozwolił sobie zrobić krzywdy, zabrał mamie widły, trzonkiem od wideł porządnie przetrzepał sukienkę od tylniej strony i powiedział: „Żeby mi to było ostatni raz!” i wyprowadził ją z mieszkania. Mama rozgoryczona, że nie udało się jej dokonać tego zamachu, w dodatku została tak znieważona, postanowiła wyjechać z domu, żeby nie słuchać ani nie patrzeć na tę herezję. Tu mała dygresja, znam kilka osób, a szczególnie sióstr, które musiały usunąć się, a czasami wręcz uciekać z domu ze względu na umiłowanie prawdy. Tu natomiast ucieczka przed Prawdą, ciekawy kontrast! Zrealizowała to swoje postanowienie i wyjechała do Lwowa. Poszukała sobie pracę jako służąca. Kilkakrotnie zmieniała pracę, bo mama chciała codziennie chodzić do kościoła, co niedzielę do spowiedzi, a nie wszędzie jej na to pozwalano. Nareszcie znalazła taką pracę, gdzie wszystkie jej potrzeby duchowe zostałyuwzględnione. Została przyjęta w tej rodzinie nie tylko jako służąca, ale prawie jak członek rodziny. Mama była bardzo inteligentną dziewczyną, miała ukończoną szkołę podstawową z celującymi ocenami, była dobrze wychowaną, zasady moralne były u niej na wysokim poziomie i chyba za to ta rodzina tak ją doceniła. To byli też bardzo inteligentni ludzie. Tylko ta nadgorliwość religijna aż do stopnia fanatyzmu była, że tak powiem, wadą mamy.

Bóg jednak widząc jej szczere chęci użył sposobu, żeby ją z tego wyciągnąć, sposobu, który okazał się w pełni skuteczny. Muszę przyznać, że brakuje mi słów, żeby właściwie odtworzyć to bezprecedensowe wydarzenie tak, aby nie było zbyt rażące. Pewnej niedzieli mama według zwyczaju poszła do kościoła, w odpowiednim momencie podeszła do konfesjonału, chcąc przystąpić do spowiedzi. Była jak najbardziej do tego usposobiona. Jednak ten ksiądz i akurat w tym czasie był nie w dyspozycji, był w dość poważnym stanie nieważkości. Toteż kiedy mama pochyliła głowę do konfesjonału, żeby wyznać przed księdzem co miała na sercu, stało się coś nieoczekiwanego a zarazem potwornego. Ksiądz przysunął się bliżej mamy, wziął ją ręką za szyję i powiedział trochę splątanym głosem: „Jesteś piękną dziewczyną. Nie opowiadaj mi tu bajek, tylko umówmy się na spotkanie o tej godzinie i w tym a w tym miejscu. Tam ci wiele rzeczy wyjaśnię, ja przyniosę dobrą wałówę i spędzimy mile czas”.

Słowa te były jakby jakieś ciężkie narzędzie uderzające mamę w głowę. Wyrwała się z tego objęcia, osunęła się z wrażenia, szybko jednak wstała, oparła się o jakąś poręcz czy ścianę, żeby dojść do siebie, bo dostała silnego zawrotu głowy. Po krótkim uspokojeniu się szybko wybiegła z kościoła i pobiegła do parku, który był w pobliżu. Usiadła na ławce i dość długo płakała, nie mogła się uspokoić. Bez przerwy przesuwały się przez jej umysł słowa jej brata Antka, który mówił, że nie wszyscy księża są tacy święci jak udają i wiele innych niezbyt pochlebnych opinii na temat kościoła. Pojawiły się zaraz wyrzuty sumienia, że Antek mówił prawdę, a ona chciała go zabić. Mama opowiadała, że jakby przejrzała na oczy widząc w kościele coraz więcej nieprawidłowości czy niedorzeczności, których wcześniej nie dostrzegała. Te rozpamiętywania zajęły jej kilka godzin. Zapomniała o swoich obowiązkach. Kiedy wróciła do domu rodzina ta była bardzo zaniepokojona, co się z Hanią stało (tak mama miała na imię). Mama jednak nie zdradziła szczegółów, rodzina widząc jej opłakany stan, podpuchnięte oczy i to, że jest cała roztrzęsiona koniecznie chciała wiedzieć co się stało. Mama jednak obmyśliła inną wersję wydarzeń i zaspokoiła ciekawość jej państwa. Mama powiedziała, że otrzymała bardzo przykrą wiadomość z domu i w związku z tym musi natychmiast wracać do domu. Prosiła, żeby ją nie wypytywali co się stało, że to dla niej zbyt bolesne. Przeprosiła ich, że tak nagle ich musi opuścić i że z wielkim smutkiem ich opuszcza. Podziękowała, że ją tak dobrze traktowali, spakowała się i natychmiast wróciła do domu do Jarczowa. Pierwsze zaszła do brata Antka, rzuciła mu się na szyję przepraszając za to, co chciała zrobić i za to, co zrobiła, opowiedziała mu, co ją spotkało i że dopiero teraz zrozumiała, że wszystko, co Antek mówił, było prawdą. A Antek powiedział: „Dzięki Bogu, że znalazł sposób, żeby cię wyciągnąć z tego Babilonu”. Od tej pory mama zaczęła chodzić do zboru, poświęciła się i przez resztę życia cieszyła się cudownymi obietnicami Słowa Bożego. Bardzo spokojnie zakończyła swój bieg mając 89 lat w oczekiwaniu spełnienia się tych obietnic. Sprawdza się tekst, który mówi, że nikt nie przyjdzie do Mnie, jeśli go Ojciec mój nie pociągnie (Ew. Jana 6:44), a jeśli Bóg kogoś pociągnie, to stworzy warunki do poznania Prawdy. Dość długa historia, ale myślę, że warta zanotowania. Oboje rodzice byli bardzo gorliwi w Prawdzie, korzystali z każdej możliwej społeczności, także z konwencji więc mieli na swoim koncie wiele różnych wrażeń, które opowiadali dzieciom czy wnukom, stąd też niektóre, które zapamiętałem, opisuję.”

Niektóre wspomnienia Jerzego Szpunara:
Zaczęło się od Skowronka
Niezwykłe przeżycia zwykłych ludzi
Wspomnienia z więzienia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *