Boża miłość kruszy nas

… czyli długa jest droga z umysłu do serca …

GŁÓWNE WERSETY:

Mk 12:31:  Będziesz miłował swego bliźniego jak samego siebie.

Mt 5:44: „Lecz ja wam mówię: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, błogosławcie tym, którzy was przeklinają, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą i módlcie się za tych, którzy wam wyrządzają zło i prześladują was;”

Wykład próbny w szkole proroczej, Bydgoszcz, 04.09.2022 r., mówi brat Marek Okoński: 

WERSETY POMOCNICZE:

1Kor 13:1-3: „Choćbym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. I choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak, żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I choćbym rozdał na żywność dla ubogich cały swój majątek, i choćbym wydał swoje ciało na spalenie, a miłości bym nie miał, nic nie zyskam.”

Mt 7:12: „Wszystko więc, co chcecie, aby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. To bowiem jest Prawo i Prorocy.”

Mt 5:48: „Bądźcie więc doskonali, tak jak doskonały jest wasz Ojciec, który jest w niebie.”

  • Kiedy się zaczął temat…. Badanie i pojawił się werset o miłości Mk 12:31…trudność ze zrozumieniem
  • Doświadczenie w jakim się znalazłem…..wśród najbliższych…gdy byłem bezradny… przygnieciony i nie potrafiłem wykrzesać MIŁOŚCI

W jednym Reprincie napisano:

„W jakiej mierze ktoś posiada Ducha Świętego, w takiej też posiadać będzie miłość

….najpierw ku Bogu

….następnie ku dzieciom Bożym

….później ku bliźnim i przyjaciołom

….a w końcu ku nieprzyjaciołom”

Dziś m.in. chciałbym się skupić na bliźnich i na nieprzyjaciołach… a w szczególności na jednym nieprzyjacielu…

…wiemy dobrze że droga chrześcijanina jest pełna doświadczeń, pouczeń, prób, upadków i zwycięstw…

…wszystko u Boga ma swój czas zgodnie z Kaz 3:1 – jest pora na wszystko i czas na każdą sprawę pod niebem

…tak samo jest z czasem badania własnych serc, myśli, słów i czynów… choć to praca ciągła….w której dochodzimy do pewnych spostrzeżeń i wniosków.

…Lecz to nic z nas: bo to wszystko to Boży dar….  2Kor 3:5

2Kor 3:5: „Nie żebyśmy sami z siebie byli w stanie pomyśleć coś jakby z samych siebie, lecz nasza sposobność z Boga jest.”

Można zadać pytanie:

kto i kiedy się staje naszym nieprzyjacielem?

  • Kto jest naszym nieprzyjacielem to z zasady idzie nam to dość łatwo; zaobserwować i ocenić sytuację; na podstawie postępowania danej osoby względem nas, choć jest i druga strona medalu: czasami niestety, źle odczytujemy intencje bliźniego

Można zadać sobie też pytanie:

kiedy i jak my stajemy się nieprzyjacielem bliźniego?

kiedy zwycięstwo nad nami biorą nasze słabości, ułomności wady…, choć na chwilę, choć na sekundę , na minutę na pewien okres czasu

Ale jest jeszcze jeden nieprzyjaciel, który skrywa się….

Któż jest tym nieprzyjacielem?

  • …..a największy nieprzyjaciel drzemie w nas…. nasze stare JA, nasze stare skrypty charakteru, nasze wady i ułomności… przyzwyczajenia i zachowania jako odruchy bezwarunkowe, nasze urojenia, nasza ignorancja, nasz brak poznania i tak wymieniać można by pewnie długo…
  • …które są ogromnymi sidłami nas samych
  • a komu wtedy służymy: PRZECIWNIKOWI, a nikt tego nie chce, bo tylko jednemu Panu oddaliśmy życie, więc zawsze boli gdy czynimy przeciwnie woli Bożej

… tak więc

pewien problem z którym dane mi było się ostatnio się zmierzyć

to MOJE STARE JA, wiemy że to proces i wymaga czasu, ale by iść dalej… trzeba odrabiać lekcję za lekcją… ale

…dzięki Bogu za światło w sercach naszych…. bo wzrok staje się wyraźniejszy a obrazy żywsze, choć często bolesne lecz żywsze… prawda o samym sobie…

….gdy Bóg dopuszcza w swej mądrości jakieś doświadczenie…by wzburzyć zamęty z dna naszych serc…… WTEDY POZNAJEMY PRAWDĘ O SWOIM STANIE, że potrzeba niekiedy chwili by stać się nieprzyjacielem zarówno bliźniego, a tym samym swoim nieprzyjacielem, bo SZKODZIMY INNYM, ale nade WSZYSTKO SAMYM SOBIE, gdzie stajemy się NIEZGODNI…

niezgodni z wolą Bożą…. objawioną niewystarczającą miarą MIŁOŚCI

…..nie wiem jak to jest być chrześcijaninem 40, 50 czy nawet 60 lat ale będąc w społeczności, rozmawiając, wymieniając się doświadczeniami, zmaganiami, próbami i upadkami WIEM ŻE dokonałość jest sprawą przyszłości…LECZ WZROSTU PRZYBYWA… więc skupiając się na tym co mamy…. Czyli tu i teraz

.rozważmy wiec gdzie i w czym tkwi problem?

…główny problem to niewystarczająca miara Ducha miłości…. TO chyba FAKT BEZSPRZECZNY

…lecz każdy zmaga się ze wszystkim idąc swoją indywidualna drogą pod ręką Pana, pokonując to co jest do pokonania…..

…..więc co z miłością do nieprzyjaciół?

Miłować nieprzyjaciela można tylko w jeden sposób – sercem pełnym miłości…..TO NAJWYŻSZY POZIOM

Rz 12:20-21: „Jeśli więc twój nieprzyjaciel jest głodny, nakarm go, jeśli jest spragniony, napój go. Tak bowiem robiąc, rozżarzone węgle zgarniesz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj.”

TEORIĘ ZNAMY…..lecz jak wygląda praktyka?

Czyż często takim nieprzyjacielem NIE stajemy się sami dla naszych najbliższych: względem żon, mężów, dzieci, kolegów, znajomych, rodziców?

Gdzie tkwi problem?

Jaki jest klucz?

………a KLUCZEM JEST MIŁOŚĆ Z SERCA PRZEPEŁNIONEGO MIŁOŚCIĄ gdzie zło dobrem zwycięża… a DOBRO PRZYBIERA wiele form…..m.in. poprzez miarę owoców ducha, które uzdalniają nas do tej miłości……bieżąc do KRESU – DO METY CHRZEŚCIJAŃSTWA

….dochodzimy więc do pytania jak: miłować bliźniego swego?

…a odpowiedź jest: jak siebie samego….

….a czy ja potrafię miłować samego siebie?

Czy mam szacunek do samego siebie?

Czy mam właściwą samoocenę siebie?

Czy właściwie oceniam dar…łaskę okazaną w Chrystusie?

Czyż nie jest łatwo miłować tych, którzy nas miłują?

Można powiedzieć, że tak… a NA PEWNO JEST TO ŁATWIEJSZE J ….. ale czy UMIEMY MIŁOWAĆ….

…….bo chcieć miłować to jedno….A UMIEĆ MIŁOWAĆ TO DRUGIE……

…….oczywiście tego w nas przybywa dzięki Bogu….ale gdy mamy podstawowe braki, jak np. ja

…..JEST TO DUŻY PROBLEM, to jak jazda z przebitym kołem, niby jedziemy prosto lecz coś nam nie pasuje, zjeźdzamy trochę w prawo, albo w lewo….

I OCENIAMY SYTUACJĘ COŚ JEST NIE TAK!!! ……w aucie jest to łatwa sprawa do opanowania…. Lecz w sercu…..gorsza….

…..więc czy aż tak łatwo miłować?

….według moich spostrzeżeń i przemyśleń…. BY TO CZYNIĆ TO TRZEBA NAJPIERW NAUCZYĆ SIĘ PRZYJMOWAĆ MIŁOŚĆ OD INNYCH

Zadajmy sobie pytanie:

Czy to potrafimy?

Czy ja to potrafię?

Czy potrafię tak jak powinienem?

…moja ODPOWIEDŹ BRZMI:  NIE…..

bo widzę że miłowanie to wysoki standard, oj bardzo wysoki, królewski i dostojny,
wymagający dużo światła, poznania, doświadczeń, prób i modlitwy

Moja odpowiedź brzmi NIE

Ale PRAGNĘ Z CAŁEGO SERCA, CAŁĄ WOLĄ, CAŁĄ DUSZĄ….

Bo wiem, że jest więcej…..DUŻO WIĘCEJ…..

za każdym zakrętem naszego życia w ciągłym doświadczeniu….

Choć nie rozumiem tylu rzeczy, ale zawsze gdy wiemy że COŚ JEST DOBRE to tego pragniemy, by oglądać Boską cząstkę w nas…..by być świadkiem Jego mocy przemiany nas….

…gdy pragniemy to czyż  nie prosimy w modlitwie? Czy nie błagamy? ….i czyż nie otrzymujemy kawałek po kawałku…..w swoim czasie??

OJ TAK: „gdy prosimy z wiara, że się nam stanie, jak byśmy to już otrzymali”…

…więc dziś mówię PRAGNĘ MIŁOWAĆ a w tym NIEPRZYJACIÓŁ

…i pragnę nie stawać się NIEPRZYJACIELEM,

którymi tak często się stajemy w zaskoczeniu, w sytuacji utraty czegoś, w sytuacji zmęczenia, wyczerpania lub jakiegoś doświadczenia obciążającego umysł i serce….

…gdy tak czynimy to stajemy się ŁATWYM CELEM!

….celem przeciwnika i w tych momentach (tak bardzo niechcianych)…stajemy się jego sługami

Fakt – boli to nas serce, pali nas ogień…

Lekcja trwa, lecz czego pragniemy BY NASTĘPNYM RAZEM CZUWAĆ LEPIEJ…

….co jeszcze jest przeszkodą w miłowaniu innych?

BRAK SZACUNKU DO SIEBIE, ZANIŻONA SAMOOCENA, CIĄGŁE WYMAGANIA PONAD MIARĘ…. A przecież CHRYSTUS UMAŁ za każdego, także za nas, także za mnie…. Lecz przyznaję, że DŁUGA JEST DROGA Z UMYSŁU DO SERCA….

….bo jak miłować innych jak siebie nie szanujemy….

a jak szanować siebie zanim to zrozumiemy?

Zanim zrozumiemy jak szanować siebie… to często nie akceptujemy siebie… Zapewne jest to wada ludzi, którzy w świecie w ramach swojego temperamentu wymagają dużo od siebie i od innych… lecz często nie potrafią szanować siebie i innych, więc jak mogą miłować bliźniego całym sercem, bo nawet gdy zewnętrznie potrafią się lepiej lub gorzej zachować to WAŻNE SĄ POSTAWY NASZYCH SERC….ICH GŁĘBIA….bo to SEDNO NAS……SEDNO NASZEGO ŻYWOTA

… jest powiedzenie: jeśli chcesz zacząć zmieniać świat, zaczniaj od samego siebie

W TYM znaczeniu

chodzi mi od pójście do swojego wnętrza, przebadanie, zinwentaryzowanie i z Bożą pomocą dojście do SEDNA NASZEGO PROBLEMU…..choć jest ich WIELE…. BÓG pokazuje nam je po kolei, ile chce, kiedy chce, i w jaki sposób chce….

….co więc zobaczyłem?

…kluczem stało się ZAAKCEPTOWAĆ TO ŻE JESTEM ZAAKCEPTOWANY W CHRYSTUSIE

Bo odkryłem, że nie potrafiłem polegać sercem na ŚWIĘTEJ KRWI, bo umysłową ocenę jak najbardziej miałem…ale STARY CZŁOWIEK był nieugięty…ciągle dodawał coś od siebie….po swojemu…..och jaki to marny stan upadłego charakteru….

….przez stare skrypty charakteru, polegania na sobie, niedopuszczaniem jakichkolwiek błędów w swoim życiu…..TRUDNO BYŁO AKCEPTOWAĆ BŁĘDY INNYCH…..a wręcz było to prawie niemożliwe…..obciążające….i rozpraszające…..destrukcyjne….

….i patrząc z obecnej perspektywy było to SMUTNE I GODNE POŻAŁOWANIA….. choć wiem że próby i doświadczenia przede mną, i upadki….lecz CIĘŻAR SPADŁ Z SERCA…..czy ktoś próbował biegał z kulą u nogi….. ojjj trudna sprawa… przynajmniej jedna znowu kula mniej J

….często zadawałem sobie pytanie:

Jak wygląda jarzmo lekkie a brzemię przyjemne….Mk 11:30

Jak wygląda przerzucenie trosk na Pana? Ps 55:23

i jak wygląd nasze podtrzymanie przez Niego?

… i Bóg dopomógł mi to zrozumieć w sercu… dokonał przemiany wody w wino radości….bo wszystko się dzieje w swoim słusznym czasie…

KLUCZEM BYŁO uznać SWOJĄ GRZESZNOŚĆ, swoje wady lecz także zalety by móc służyć tym co mamy w ręce…. Co jest niezbędne do naszego wzrostu w charakterze – by nie jechać z zaciągniętym hamulcem ręcznym…. Niby się rozwijamy….ale coś ciągle przeszkadza…..

ZAWSZE PRZESZKADZA w danym momencie to czego nie oddaliśmy lub nie przyjęliśmy jak należy…

….bo często my sami jesteśmy swoimi największymi wrogami – NIEPRZYJACIELEM SIEBIE

…BO WIEMY ŻE DUCH I CIAŁO SĄ SOBIE PRZECIWNE – zgodnie z Gal 5:17

….potrafimy sobie umniejszać/obciążając/krytykując siebie, OBWINIAJĄC i przez to dawać przystęp DIABŁU jako naszemu oskarżycielowi…. OJ, JAKI TO CIĘŻKI I BOLESNY STAN

….lecz zbyt często ZAPOMINAMY, że ktoś nas kocha i prowadzi nas dzień po dniu BÓG OJCIEC i nasz Pan Jezus Chrystus, który powiedział „WYKONAŁO SIĘ”

….dopóki nie zaakceptujemy samych siebie – a w sumie SIEBIE W CHRYSTUSIE

….dopóki nie WYPUŚCIMY SAMYCH SIEBIE Z WŁASNYCH RĄK….. w ręce NAJWYŻSZEGO

….dopóki nie staniemy się zgodni z SAMYM SOBĄ, przyznając się do swojego stanu upadłego człowieka

….dopóki nie oddamy kierownicy naszego życia DAWCY ŻYCIA

….to będziemy w dużej mierze skoncentrowani na sobie (nie mylmy tego z badaniem siebie)

a tym samym dość ślepi i zamknięci na przyjmowanie MIŁOŚCI od Boga w sercu przez DUCHA ŚWIĘTEGO i od ludzi których On rozmieszcza wokół nas….

…a gdy nie umiemy wystarczająco przyjmować miłości….

………to jak mamy tą miłość dawać…?

BO Z PUSTEGO TO I SALOMON NIE NALEJE….wiemy że nie jesteśmy aż tak puści…zawsze jest kilka kropelek… ale pragniemy by ten gliniany dzban naszych serc się przelewał…..i to OBFICIE

GDZIE TKWIŁ inny PROBLEM… U MNIE?…. więc może i inni mają podobnie….

MYŚLAŁEM, że wszystko co światowe, czego kiedyś pragnąłem będzie mnie znowu  wciągać i zacząłem tworzyć z siebie pewnego rodzaju „ascetę” patrząc tylko nas siebie i zapewnę tą miarą odmierzałem też innym….

…lecz okłamywałem siebie (choć było to na tamten czas zapewne potrzebny, by oddalić nęcące pożądliwości)

…bo wszystkiego nam potrzeba w dobrej proporcji wedle możliwości korzystając z tego co mamy i poprzestając na tym co mamy… o czym mowa Hebr 13:5

DROGA KAŻDEGO JEST INNA….

Ale jest jeden bezsprzeczny fakt ZAAKCEPTOWAĆ SIEBIE W CHRYSTUSIE…..

…..swoją pozycję w Chrystusie…..i Jego świętą działającą moc w nas….ODKUPIONYCH I USPRAWIEDLIWIONYCH…..PRZYJĘTYCH pod skrzydła WIERZĄC, ŻE TO CO SIĘ W NAS ROZPOCZĘŁO, to w Jego mocy dokona się w nas….

…………..a tym samym spowoduje umiejętność przyjmowania MIŁOŚCI od innych by dawać MIŁOŚĆ DRUGIM…

………….bo więcej jest szczęścia z dawania niż brania….ale żeby coś dać zostać POUCZONYM…. by to przekazać dalej –  JEDNO PRZENIKA DRUGIE i są ze sobą ściśle związane i współpracują ze sobą

BRANIE I DAWANIE

…..zawsze potrzebna jest PEWNA MIARA i dzięki Bogu za napełnianie nas duchem Świętego Słowa by być wykonawca a nie tylko słuchaczem….by oddychać słowem, być SŁOWEM NA ILE NAS STAĆ

…zawsze mamy jakieś bariery do pokonania: I BARDZO SIĘ CIESZYMY gdy przestępujemy próg radości wyrozumienia….bo wtedy zaczyna się chodzenie po wodzie….

BY BYĆ NACZYNIAMI POCIECHY….NAJPIERW dajmy się pocieszyć… a wtedy podawajmy dalej…

Bóg tak bardzo o nas dba, lecz gdy my jesteśmy jakoby ślepi i skoncentrowani na sobie „jakoby w pułapce” to jak być pociechą innych?

i miłować bliźniego swego jak siebie samego….

Czyz w tym przykazaniu nie są jakoby dwa przykazania? Nigdy tego w taki sposób nie potrafiłem uchwycić bo byłem ślepy na ten werset…. Niezdolny by to widzieć

….jak siebie samego…….brakowało mi akceptacji siebie w Chrystusie

……………i dlatego z takim trudem próbowałem to pojąć lecz zbyt mało skutecznie

(lecz co u ludzi jest niemożliwe u Boga wszystko jest możliwe – Mat. 19:26)

…dzięki Bożej opatrzności mój wzrok został skierowany  na „pomocna dłoń” która bardzo mi pomogła zrozumieć siebie… swój stan a zarazem rzuciała PIĘKNE ŚWIATŁO W NA OFIARĘ CHRYSTUSA… już nie do umysłu… lecz do umysłu a z umysłu do serca… i znowu o krok bliżej na drodze żywota.

…tą „pomocną dłonią” jest książką „POKOCHAJ SIEBIE” (tytuł zapewne budzący zdziwienie w chrześcijańskim sercu),  która gdy trafiła do moich rąk długo leżała bo myślałem, że to psychologiczne myśli…. świeckie porady itd…. Lecz czekała na swój czas….czas pomocy dla mnie….w której jest piękne zdania:

1) „Rzeczywiście, tak zżyliśmy się z ideą samozaparcia, poświęcenia się i z obawa bycia egoistą, że zachęcanie do miłości własnej wydaje się prawie bluźnierstwem. Jaka jest zatem róznica pomiędzy miłością własną i samolubstwem, między samoakceptacją i egoizmem? Pewna trudność leży w podwójnym znaczeniu terminu „miłość własna” Może on oznaczać samoakceptację, lecz również egocentryzm. Podobnie stwierdza Josef Piper: „Są dwa przeciwstawne sposoby kochania siebie: BEZINTERESOWNY I EGOISTYCZNY. Tylko pierwszy z nich nas chroni, DRUGI NAS NISZCZY”

2) „Tylko wówczas, gdy zaakceptujemy samych siebie, możemy stać się prawdziwie bezinteresownymi i wolnymi od nas samych”

3) „Kto nie kocha siebie, jest egoistą. Musi stać się egoistą, ponieważ nie jest pewny swej tożsamości i dlatego wciąż próbuje odnaleźć siebie” Podobnie jak Narcyz będąc skoncentrowany na sobie, staje się egocentrykiem”

TAK WIĘC:

….jestem grzesznikiem pełnym słabości i ograniczeń lecz mamy Boga Ojca Wszechmogącego i Pana Chrystusa Jezusa co umarł za nas, umarł za mnie….raz na zawsze….. i Jego moc doskonali sie w naszych słabościach.
…ZAAKCEPTOWAĆ, ŻE JESTEŚMY ZAAKCEPTOWANI ❤️
…zaakceptować siebie w Chrystusie bo On jest prawdą drogą i życiem…naszym lekarzem skruszonych serc….
…jesteśmy tym czym jesteśmy z łaski Boga 1Kor 15:10

_____________________________________________________

„Jedynie Bóg w ten sposób podnosi nas do siebie i przemienia nas z nieszczęśliwych, pełzających robaków, jakimi nas znalazł. „Spojrzyjcie na głębokość dołu skądeście wykopani”. Zaiste Bóg podniósł nas i posadził ze sobą na miejscach wysokich, i unosi nas na skrzydłach orłowych.”

„Bóg daje nam obietnicę wiecznego życia, co jest kolejnym wspaniałym przywilejem, jaki posiadają orły. Znajdujemy też wyjaśnienie tej długowieczności, tego wspaniałego błogosławieństwa, jakiego udziela niebiański Ojciec, który przez wiele wersetów ożywia nas do wiecznego życia.”

1 thoughts on “Boża miłość kruszy nas”

  1. Bracie Marku z przyjemnością wysłuchałem ten wykład. Jestem zbudowany twoim usługiwaniem i przykładami jakie używasz w tym wykładzie. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich braci w zborze Bydgoszcz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *