Zakończenie roku to dobra okazja do rozważenia naszego chrześcijańskiego rozwoju. Dla niektórych dzisiejszy wykład będzie to ciąg dalszy ostatnich rozważań pt. ”A…B…C… Chrześcijańskiego rozwoju” (część 1). Nie potrzeba jednak jakiegoś szczególnego wprowadzenia.
Myślę, że wszyscy jak tutaj jesteśmy, chcielibyśmy mieć dobre relacje z naszym niebiańskim Ojcem i chcielibyśmy rozwinąć się w tym życiu jako uczniowie Jezusa. Czasami jednak myślenie o tym może doprowadzić do zwątpienia i zniechęcenia. W końcu nasz Pan mówi do swoich uczniów: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.” (Mat. 5:48)

fot. activated.org
A my przecież nie jesteśmy i nie możemy być doskonali. Mamy i będziemy mieli w tym życiu bardzo różne wady. Czego więc Bóg od nas oczekuje? Czy Bóg chce od swoich dzieci, żeby były absolutnie doskonałe w myślach, słowach i czynach? Wtedy nasze nadzieje byłyby żadne. O co więc chodzi?
Wygląda na to, że Pan Jezus daje nam jedyny najlepszy wzór. Nie może być innego wzoru doskonałości dla ciebie, dla mnie, a innego dla kogoś jeszcze. To jak w ćwiczeniach do Elementarza z języka polskiego. Na górze mamy idealny wzór a niżej i niżej linijki, w których to dzieci mają pisać. Tego wzoru na górze już nie da się ulepszyć. Jednak na pewno da się ulepszyć to, co w swoich linijkach zapisują dzieci. Te pierwsze linijki są też często lepsze niż te na dole, bo kiedy piszemy wyżej, to wciąż jesteśmy bliżej wzoru i zwracamy na niego uwagę. Później dzieci kopiują nie tylko idealny wzór, ale też swoje własne pomyłki.
Tak samo jest z nami. Bóg i Pan Jezus to nasze wzory. Czasami niebezpieczeństwo pojawia się, gdy spojrzymy na brata lub siostrę w Panu i stwierdzimy: Chcę być jak on albo jak ona. Bóg mówi przez naszego Pana Jezusa: „Bądźcie tacy … jak Ojciec wasz”.
Starajmy się tacy być. Czy jednak Bóg będzie nas sądził według ciała, według naszych niedoskonałości i wad? Wcale nie, ponieważ Pan patrzy na nas według ducha, to znaczy według naszych intencji i zamiarów, według naszej woli i starań. Jeżeli więc jesteśmy czystego serca, i staramy się poznawać i czynić wolę Bożą na ile potrafimy, to Bóg zobaczy te starania i wyda decyzję: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny [w naśladowaniu mnie], wiele ci powierzę; wejdź do radości swego pana.” (Mat. 25:21)
Kto nie chciałby tego usłyszeć? Jak bardzo byśmy czasami chcieli zadowolić naszych ziemskich rodziców, zadowolić bliskie nam osoby, sprawić, żeby inni docenili nasze starania i spojrzeli na to, jacy naprawdę jesteśmy. Żeby nie patrzyli tylko na nasze wady i braki, które wszyscy posiadamy. Żeby widzieli pragnienia.
Jeśli chodzi o niebiańskiego Ojca to uwierzcie, że On widzi to, co dobrego w każdym z nas najlepiej na świecie. On wypatruje swoje zagubione owce.
Wychodzi na drogę i czeka na pogubionych synów i pogubione córki, którzy pragną do Niego wrócić. W Księdze Izajasza 66:2 prorok zapisał słowa samego Boga: „Ja patrzę na tego, który jest pokorny i przygnębiony na duchu i który z drżeniem odnosi się do mojego słowa.”
Inne tłumaczenia pokazują, że chodzi o osoby, które czują się ubogie [duchowo], które odczuwają skruchę, skruszone, złamane serca. Osoby, które zdają sobie sprawę z tego, że nie tylko nie osiągają, ale też nigdy o własnych siłach nie zaczną żyć na miarę Bożego słowa. A jednak z drżeniem podchodzą do Bożego Słowa, szanują to słowo i uznają to Słowo za prawdziwe. To uczniowie, którzy nadal wysoko cenią wzór, który otrzymali, i którzy bardzo chcieliby pisać lepiej, mimo że im nie wychodzi. Przypomina mi się tutaj wiersz, który kilka razy wstawiłem na Facebooka na koniec roku i z którym mam dużo wspomnień, i smutnych, i radosnych. Ten wiersz nosi tytuł „Nowa kartka” (i pochodzi z t. „Wiersze Brzasku”). Czy jest ktoś komu tej czystej kartki nie potrzeba?
Lekcja była prawie skończona,
Gdy podszedł do mnie i wyszeptał drżący:
Proszę Pana, chciałbym nową kartkę,
Tę zniszczyłem niechcący.
Podał mi kartkę pomazaną i zaplamioną,
Dałem mu nową, czystą, niezniszczoną
I rzekłem z uśmiechem, patrząc w jego oczy zasmucone:
Postaraj się, dziecko, niech teraz to będzie lepiej zrobione.
Stary rok dobiegał już końca.
Gdy zbliżyłem się do Ojca tronu i wyszeptałem drżący,
Ojcze, czy dla mnie również ten rok nowy?
Spójrz, stary zmarnowałem niechcący.
Wziął ode mnie kartę życia pomazaną, zaplamioną
I dał mi na ten rok nową, wcale niezniszczoną.
I rzekł z uśmiechem, patrząc w me serce zasmucone:
Postaraj się, dziecko, niech teraz to będzie lepiej zrobione.
Myślę, że ten wiersz dobrze opisuje oczekiwania Boga wobec nas. Jakikolwiek był dla nas miniony rok, Bóg pragnie naszych skruszonych serc, które nadal szanują Boże słowo. Marcin Luter napisał ciekawe słowa: „Gdy Pan i Mistrz nasz Jezus Chrystus powiada: „Pokutujcie”, chce, aby całe życie wiernych było nieustanną pokutą.” Oznacza to, że – słowami naszego Pana – „sprawiedliwy [człowiek] siedem razy upada”, ale zawsze będzie starał się podnosić. Zaplami kolejne kartki, ale będzie się starał, by po otrzymaniu przebaczenia wszystko zrobić dobrze. Prawdziwa pokuta zawiera w sobie nie tylko smutek i wyznanie grzechu, ale też walkę z grzechem. Apostoł Paweł zarzucał niektórych wierzącym w Hebr. 12:4, że w walce z grzechem jeszcze nie stawiali oporu aż do krwi, że nie byli dość wytrwali i stanowczy.
Musimy jednak pamiętać, że nasze upadki są nam przebaczone, i że my sami jesteśmy odkupieni, nie przez pokutę i nie przez nasze dobre uczynki. Pan Jezus z miłości Ojca i swojej przyszedł na świat i oddał swoje życie za nas jako grzeszników.
Dziś tak samo Go potrzebujemy, żeby stanął przed nami przed Boską sprawiedliwością i powiedział, że skoro pokutujemy i wierzymy w Niego, to on daje nam swoją białą szatę, czystą kartę przed Bogiem. Potrzebujemy Jezusa i jego ofiary, która nas oczyszcza. Jeśli przychodzimy do Boga przez Jezusa, to Bóg patrzy na nas tak, jakbyśmy byli doskonali i może przyjąć naszą służbę dla Niego. Bez Pana Jezusa jesteśmy niczym, ale gdy pokutujemy, wierzymy w Niego i staramy się iść za Nim, mamy wielkie znaczenie dla Boga. Bóg traktuje nas jak swoje dzieci.
Łatwiej też nam naśladować Boga, gdy mamy wzór w Jezusie. Nasz Pan był człowiekiem i chodził po ziemi tak jak my. Doświadczał i znosił wszystko to, co my, jako ludzie. Słowo Boże mówi wprost, że tylko Jezus doskonale pokazał jak pełnić wolę Bożą jako człowiek.
Piękny fragment z Jana 1:14 – „A słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas, i ujrzeliśmy chwałę, jaką ma jednorodzony Syn od Ojca, pełne łaski i prawdy.”
Hebr. 12:2 – „Patrzmy na Jezusa, wodza i dokończyciela wiary.” //
BT: „Jezusa, który nam w wierze przewodzi i który ją wydoskonala.”
Psalmista proroczo zapowiada Jezusa w Psalmie 45:3 – „Piękniejszy jesteś niż ktokolwiek spośród ludzkich synów, na ustach twoich dobroć sama, a Boże błogosławieństwo trwa z tobą na wieki.”
Myślę, że wpatrywanie się w ten święty charakter naszego Pana to jedna z najlepszych rzeczy jakie możemy zrobić na granicy starego i nowego roku. To nawet ważniejsze niż jakiekolwiek postanowienia, które możemy zrobić. Postanowienia mają sens dopiero wtedy, gdy mamy przed sobą obraz Jezusa i staramy się być tacy, jak nasz wzór. Chciałbym przeczytać pewien fragment z pism brata Johnsona, bo cudownie opisał jaki był i jest nasz Pan i jak wypełnił przez to proroctwa. Nie będę podawał wersetów Biblii, do których nawiązuje brat Johnson, ale można je znaleźć w E12, s. 363-364:
„Święty i cudowny charakter Mesjasza został proroczo objawiony: miał być piękniejszy niż charakter jakiegokolwiek innego człowieka (Ps. 45:3), miał On być łaskawy i współczujący dla słabych i obciążonych, jako prawdziwy pasterz trzody (Izaj. 43:3; 40:11), miał być sprawiedliwy, zbawczy i pokorny (Zach. 9:9), bez cech buntujących tłumy i demagogicznych (Izaj. 42:2), miał posiadać elokwencję uczonych, miał wiedzieć, jak odpowiednio i ujmująco przemawiać do znużonych i mocno obciążonych (Izaj. 50:4), miał posiadać pełną miarę Boskiego Ducha mądrości, sprawiedliwości, mocy i miłości (Izaj. 11:2), być wolny od grzechu i błędu (Izaj. 53:9), cichy i spokojny wśród ucisku i utrapień, niczym baranek prowadzony na rzeź i nie protestująca owca prowadzona do strzyżenia (Izaj. 53:7). Z najwyższą rezygnacją, dla sprawy Pana, miał dobrowolnie poddać się najgorszym zniewagom, łącznie z chłostą, wyrywaniem włosów z Jego brody i opluwaniem (Izaj. 50:6). Zwróćmy uwagę na proroctwo Izaj. 50:5-7: „Panujący Pan otwiera mi uszy, a Ja się nie sprzeciwiam, ani się nie cofam. Bo panujący Pan wspomaga mnie, przeto nie bywam pohańbiony. Dlatego postawiłem twarz moją jak krzemień, gdyż wiem, że nie będę zawstydzony”. Te przepowiedziane cechy Jezus przejawiał w Swych doświadczeniach znoju i cierpień i nie wypełnił ich nikt inny. Tak jak pozostałe wspomniane wyżej proroctwa, znalazły one swe wypełnienie tylko w Nim. Kto inny z kiedykolwiek żyjących je spełnił? Wypełnione w Nim, są dowodem, że Księga, która je zawiera, z pewnością jest Boskim objawieniem.”
Popatrzmy jaki mamy wzór. Ale prawda jest taka, że każde z nas na ten wzór patrzy z trochę innej strony i każdy z nas idzie do Pana Jezusa z trochę innym bagażem na swoich plecach. Każdy z nas ma nierozwinięty charakter i w naszych cechach mamy skłonności do wielkiej przesady albo wielkich braków.
Jedni z nas bardziej ignorują swoje życie, a inni boją się ofiary, ale mało kto jest prawdziwie gotowy do rozsądnej ofiary. Jedni z nas rzucają się niepotrzebnie do przodu, a inni są lękliwi, ale mało kto jest odważny z rozwagą, z mądrością. Jedni z nas są bardziej rozrzutni, inni chciwi, a trudno być jednocześnie prawdziwie przezornym i szczodrym. Łatwiej być ascetą lub żarłokiem niż kimś kto ma swoje ciało w zdrowym poddaniu. Jedni trochę przesadnie i stronniczo szanują i ulegają rodzinie, dzieciom, przyjaciołom, ale innym brakuje szacunku dla swoich bliskich.
Taką listę można by jeszcze rozszerzyć, ale ważne jest to, że wszyscy mamy wzór w Panu Jezusie i jeśli poddajemy się Bogu, to Bóg będzie nas stopniowo rozwijał przez różne doświadczenia, aż na końcu drogi staniemy się mądrzejsi, bardziej wyważeni, bardziej stanowczy ale pełni miłosierdzia, pokorni, dojrzali, tacy, którzy przynoszą błogosławieństwo drugim i tacy, którzy prawdziwie oddają cześć Bogu.
My wszyscy mamy wiele braków. W naszym mózgu jest wiele zdolności, które właściwe ćwiczone rozwijają charakter i nasze zalety. Można powiedzieć, że każdy z nas lepiej lub gorzej może rozwijać duchowość, optymizm, stanowczość, stałość, sumienność, cześć dla Boga, życzliwość, wzajemną ocenę, zrozumienie i życzliwość. Oczywiście, każdy z nas ma pewne braki w mózgu w tych obszarach, które odpowiadają za te zdolności. Jeden jest z natury mniej, a drugi bardziej duchowy czy optymistyczny. Jednak nasz charakter tworzy się dopiero wtedy, gdy używamy tych zdolności w świadomym rozwijaniu zalet.
W ten sposób, jeśli rozwijamy sumienność i cześć dla Boga, stajemy się pobożni, rozwijamy cechę pobożności, a jeśli rozwijamy sumienność i życzliwość do ludzi, rozwijamy braterską miłość. Kochamy naszych braci w Panu, rodziny i ludzi z którymi mamy bliższy i dalszy kontakt.
Z jednej strony budowa chrześcijańskiego charakteru jest dziełem Boga i my sami nie mielibyśmy szans się zmienić. Jednak nie oznacza to wcale, że mamy tylko płynąć z prądem i liczyć na to, że Bóg w cudowny sposób zrobi resztę. Potrzebna jest współpraca z naszej strony. Pan Jezus zachęca nas żebyśmy wzięli Jego jarzmo i chodzi razem z Nim, a więc jest tu miejsce dla Pana i dla nas. Naszą część tłumaczy apostoł Piotr we fragmencie, który nazywany jest dodawaniem Piotrowym lub matematyką apostoła Piotra.
2 List Piotra 1:5-11 – „Dlatego też właśnie wkładając całą gorliwość, dodajcie do wiary waszej cnotę [lub: męstwo, odwagę], do cnoty poznanie, do poznania powściągliwość, do powściągliwość cierpliwość, do cierpliwości pobożność, do pobożności przyjaźń braterską, do przyjaźni braterskiej zaś miłość. Gdy bowiem będziecie je mieli i to w obfitości, nie uczynią was one bezczynnymi ani bezowocnymi przy poznawaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. Komu bowiem ich brak, jest ślepym – krótkowidzem, i zapomniał o oczyszczeniu z dawnych swoich grzechów. Dlatego bardziej jeszcze, bracia, starajcie się umocnić wasze powołanie i wybór! To bowiem czyniąc nie upadniecie nigdy. W ten sposób szeroko będzie wam otworzone wejście do wiecznego Królestwa Pana naszego i Zbawcy Jezusa Chrystusa.” – Amen! Niech tak się stanie.
Można powiedzieć, że mamy tu wymienione najważniejsze zalety charakteru i to jak mamy dodawać jedną do drugiej, zaczynając od wiary. Zdaniem brata Johnsona, którego książki pt. „Bóg” i „Rozwój podobieństwa Chrystusowego w teorii praktyce” bardzo polecam na nowy rok, jest przynajmniej siedem takich zalet, co do których nie można przesadzić w ich rozwijaniu. Wymienia on:
– WIARĘ
– NADZIEJĘ
– SAMOKONTROLĘ
(w naszym tłum. była to powściągliwość)
– CIERPLIWOŚĆ
– POBOŻNOŚĆ
– MIŁOŚĆ BRATERSKĄ (w naszym tłum. była to przyjaźń braterska, dosł. filadelfia)
– MIŁOŚĆ BEZINTERESOWNĄ (w naszym tłum. była to miłość, a w grece sł. agape)
Wymienione tutaj zalety są to takie cechy charakteru, z którymi nie można przesadzić. Trudno powiedzieć, żeby ktoś był zbyt pobożny, zbyt wierzący albo miał za dużo nadziei; choć może być fałszywie pobożny lub mieć błędne nadzieje.
Brat Johnson wymienia nadzieję w miejsce cnoty czy męstwa\odwagi z 2 Piotra, z kilku powodów. Przede wszystkim nadzieja to jedna z trzech najważniejszych zalet według apostoła Pawła. Po drugie Johnson stwierdza, że „nadzieja to centrum męstwa lub odwagi. Nadzieja zwycięstwa to główny element odwagi żołnierza.”
Oczywiście rozwijanie takich cech, to dodawanie Piotrowe, jest procesem całego życia. Jednak wiara, nadzieja, samokontrola, cierpliwość, pobożność, miłość braterska i miłość bezinteresowna muszą być używane, jeszcze zanim osiągniemy doskonałość. Potrzebujemy ich w tym życiu, żeby zbudować resztę charakteru.
Ostatnio w oparciu o pewną tabelkę mówiliśmy o tym, że są takie cechy charakteru, które są dobre i które są potrzebne, ale które nie mogą nad nami panować. Wydaje mi się, że dobry przykład takiej cechy to ostrożność. Każdy z nas powinien być ostrożny. Przyp. Sal. 14:16 (BWP): „Mądry jest ostrożny i zła unika, a głupi pozwala się podejśc i zawsze jest pewny.” Bez tej cechy jesteśmy zbyt pochopni, nie mamy czujności, jesteśmy nieuważni. Wczoraj była straszna gołoledź i można było dotkliwie odczuć brak ostrożności. Jednak za duża ostrożność rodzi chorobliwy strach.
Jak to się mówi „ktoś boi się własnego cienia”, boi się spraw, z których 99% nigdy się nie stanie. Poza tym taka ostrożność ogranicza poświęcenie się Bogu, bo wiemy, że coś byłoby dobrze zrobić, ale obawiamy się reakcji otoczenia lub innych trudności.
Żeby ostrożność była naszą zaletą, a nie wadą chorobliwego strachu, trzeba ją rozwijać, ale w takich ograniczeniach, jakie nałoży wiara, nadzieja i miłość.
Wezmę przykład siostry z Syberii, która przyjeżdżała na konwencje do Polski w latach Związku Radzieckiego. Sama podróż pociągiem to było siedem dni i nocy jazdy. Żeby kupić bilet, cały rok oszczędzała i miała na bilet do Polski. Później bracia z Polski dawali jej pieniądze na powrót. Ta siostra nie tylko korzystała, ale też chciała się brać udział w pracy dla Pana. Wywoziła ona z Polski Pismo Święte i literaturę. W tym czasie na granicy były ścisłe kontrole komunistyczne, polityka: „żadnych Biblii do ZSRR”. Ale siostry uszyły jej dużą torbę, która miała dwa dna. Pomiędzy pierwszy a drugim dnem było miejsce na literaturę, na to włożone były ubrania, a na wierzchu elementarz do pierwszej klasy. Kontrola zapytała: „wieziesz książki?” A ona mówi: „O tak, oczywiście!” i wyciąga ten elementarz do pierwszej klasy i mówi: „Proszę bardzo!” Oni się uśmiechają, a ona mówi: „ja się uczę polskiego i dlatego mam elementarz”.
Gdy zajechała na Syberię, jej zięć, który pracować w więzieniu dowiedział się, że przywiozła taką zakazaną literaturę i wysłał kontrolę do jej domu. Wszystko przewrócili, zrywali podłogi, skoro zięć zgłosił, to muszą gdzieś być te Biblie. A ona je schowała do komina. Owinęła w szmaty i wsunęła do komina. Nikt nie myślał, że ktoś może schować Biblie w kominie.
Gdyby ta siostra nie była ostrożna, to by nie uzbierała tych pieniędzy na bilet, potem by nie poprosiła o jakiś dobry sposób na przemyt Biblii, i potem nie zachowałaby się tak ostrożnie na granicy i później, kiedy ukryła te książki. Ale gdyby ta ostrożność zapanowała nad jej wiarą w Boga i miłością do prawdy i do ludzi, to nigdy by tego nie zrobiła. Nigdy by tych Biblii nie zawiozła na wschód.
Inny przykład takiej cechy to skrytość. My naprawdę nie musimy mówić każdej rzeczy, którą wiemy. I naprawdę nie musimy omówić każdej osoby i każdego zachowania każdej osoby. Jeśli brakuje nam skrytości to nasz język się wydłuża, zaczynamy plotkować, brakuje nam taktu, mówimy rzeczy, których potem żałujemy. Tylko, że ze skrytością można też przesadzić. Kiedy np. zaczynamy wymyślać różne historie, bo nam tak wygodniej niż powiedzieć prawdę. Możemy się stawać fałszywi, bo trzeba potem łączyć te różne historie. Jak to powiedział starożytny mówca Marek Kwintylian: „kłamca musi mieć dobrą pamięć”. A kiedy mówimy prawdę – nie musimy ćwiczyć naszej wersji, bo zawsze będzie to prawda.
Nasza miłość, pobożność i inne cechy muszą kontrolować, kiedy lepiej coś przemilczeć, ale też kiedy trzeba coś powiedzieć, nawet jeśli naszej skrytości nie za bardzo się to podoba. Tak się rodzi szczerość. Człowiek szczery to nie gaduła z długim językiem, ale ten, kto mówi, kiedy trzeba i co potrzeba, nawet jeśli dla własnego samolubstwa byłoby lepiej milczeć. Wielki wpływ ma tutaj wiara. Jak czytamy w 2 Kor. 4:13 – „Uwierzyłem i dlatego przemówiłem”. Prorok Jeremiasz mówi, że starał się zachować pewne słowa Boże, ale paliły go jak ogień w kościach i z powodu swojej wiary musiał je powiedzieć.
Jest jeszcze taka cecha jak przezorność. Człowiek przezorny często nie musi się martwić o zimę. Przyp. Sal. 31:21 chwalą przezorną kobietę. Jest tam napisane wg BW, że: „Nie boi się śniegu dla swoich domowników, bo wszyscy jej domownicy mają po dwa ubrania.” Ona się nie boi, że śnieg zaskoczy jej domowników. Może też ma drewno, albo ma odłożone pieniądze na podwyżkę gazu. Ale trzeba uważać. Bo ktoś przezorny, zwłaszcza tak po ziemsku, szybko może stać się skąpy, zaborczy i chciwy, chce gromadzić, składować na daleką przyszłość. Ale co jeśli brat w Panu ma problemy, a może sąsiad ma problem i trzeba mu pomóc już teraz?
Jeśli zwycięży przesadna przezorność, to stanie się wadą. Ale jeśli zwycięży miłość i wiara, że Bóg pomoże tym, którzy sami starają się pomagać drugim, to pojawi się szczodrość i wielkoduszność. ((Oczywiście musi to być w odpowiednich granicach)). Ładne to słowo „wielkoduszność”, być człowiekiem wielkiej duszy, albo wielkiego serca. Stajemy się w ten sposób ludźmi, którzy nadal są przezorni, ale mają wielkie serca i są gotowi udzielać, dawać dobro tym, którzy potrzebują.
Wtedy to coraz większe serce staje się szczęśliwe i spokojne, a wtedy wszystko staje się lepsze. Jak zapisał to brat Johnson w książce „Rozwój podobieństwa Chrystusowego w teorii i praktyce”, s. 79: „Kiedy na sercu jest ciężko, nawet łatwe rzeczy wydają się trudne, a kiedy serce jest radosne, rzeczy trudne wydają się łatwiejsze. Miłość sprawia, że każdy ciężar staje się lżejszy, każde zadanie łatwiejsze, a to, co jest prawie niemożliwe, czyni łatwiejszym do osiągnięcia.”
Są też takie słowa pieśni ze Śpiewnika Pielgrzyma (pt. „Choćbym wszystko miał…”): „O, jak błogo wszystko mieć w Jezusie, On balsamem jest dla serca ran. Z wszelkich grzechów swoją krwią obmywa, w wszelkich troskach niesie pomoc Pan. O, gdy Pana mam, kiedy mam Jezusa, choć prócz Niego nic nie będzie miał. W Nim mam jednak zawsze dość wszystkiego – jego pragnę, w nim mój życia dział.”
Tak może być i z nami, ale tylko kiedy się rozmiłujemy, pokochamy charakter Jezusowy, charakter Boży. Ps. 37:31 – „Nauka Boga jest w jego sercu, więc kroki jego nie zachwieją się.” Jeśli ktoś kocha prawo Boże, to będzie ono w sercu takiej osoby. Taka osoba zacznie rozumieć, że Bóg jest miłością i będzie pragnęła się w tej miłości zanurzyć. To jednak wcale nie znaczy by nie stosować żadnych metod w rozwijaniu charakteru. Po prostu żadna z nich nie może być stosowana w sposób formalny, rytualny, sekciarski albo dogmatyczny. Bo prawdziwa religia albo raczej prawdziwe naśladowanie Chrystusa nie opiera się na dogmatach, rytuałach, na głowie, na prawie, na wodzach i organizacjach, ale na sercu, które kocha Boga i bliźniego.
Nie wiem czy będziemy kontynuować tę serię A…B…C…, ale jeżeli tak, to chciałbym na pewno omówić metody jakie mogą służyć w rozwijaniu dobra i w ograniczaniu zła. Szczególne na tych pierwszych chciałbym się skupić, a te które omawia brat Johnson to: (1) czujność w rozwijaniu dobra, (2) modlitwa o rozwijanie dobra, (3) wiara w to, że duch Boży, Słowo Boże i opatrzność wystarczą do naszego rozwoju, (4) nadzieja w rozwijaniu dobra, (5) miłość do rozwijania dobra, (6) wytrwałość w rozwijaniu dobra (stałość naszej woli) i (7) ćwiczenie się w rozwijaniu dobra w nas. Myślę, że w naszym rozwoju musimy stawiać na stronę pozytywną. Nie wystarczy walczyć z ciałem i smucić się z powodu upadków, ale trzeba w to miejsce rozwijać ducha Bożego w nas. Pozwolić Bogu na to, by zapełnił nasz czas przez dobre rzeczy. Mój kolega i brat w Panu napisał mi ostatnio: „Słucham kazań zamiast czytać o celebrytach” I to mnie wycisza. Pozwala trwać przy Panu. Słuchanie pieśni, czytanie wierszy, czytanie Biblii i czytanie dobrej literatury, rozmowy z wierzącymi Bogu ludźmi o dobrych rzeczach, oglądanie dobrych filmów. Znamy powiedzenie: jesteś tym, co jesz. I myślę, że ono ma sens duchowy. Czym będziemy się karmić duchowo, tym będziemy się stawać.
Nie zniechęcajmy się, bo nasz cel dotyczy wieczności, a nie tego życia. Nie poddawajmy się w 2022 roku, bo upadliśmy w 2021. Nie rezygnujmy z lutego, jeśli nie pójdzie nam w styczniu. Mamy taką pieśń: „Mój drogi Zbawco” (nr 461), nie polecam jej na koniec wykładu, myślę, że przewodniczący znalazł już coś lepszego na koniec, ale są w niej piękne słowa: „Ale ja wiem, że dzień nastanie, / szczęśliwy i radosny ten, gdy będę wolnym, dobry Panie, od mych upadków i mych win / i ciało nowe dasz mi, Panie / Które posłuszne będzie Ci” – jaka wielka radość nas czeka w Królestwie, gdy będziemy już całkowicie wolni. Tej radości i wielu sukcesów w Waszym duchowym życiu w przyszłym roku życzę wszystkim i dziękuję za uwagę.