Wykład wygłoszony przez brata Arkadiusza Wiśniewskiego i zarejestrowany podczas sympozjum na temat Zmartwychwstania, 15 listopada 2014 r. (zbór chrześcijański przy ul. Krańcowej w Poznaniu)
Wersja tekstowa wykładu:
Zmartwychwstanie jako fakt historyczny
Pierwszy temat, który chcielibyśmy poruszyć jest to „Zmartwychwstanie jako fakt historyczny”. I Łukasz powiedział, że w zasadzie mało się mówi na temat zmartwychwstania, bo jest to dla nas rzecz oczywista. Jest to troszeczkę fakt, że być może wiele nie mówimy na ten temat, ale też warto zauważyć to, że generalnie w ogóle mało się mówi na temat zmartwychwstania.
Niedawno mieliśmy święto zmarłych. Nie wiem jak wam, ale mi się to święt kojarzy właśnie ze zmarłymi, ze wspominaniem ludzi, którzy zmarli. Z wiarą u większości osób w to, że wraz ze śmiercią poszli do nieba. Co ciekawe, mało osób teraz wierzy, że kogoś spotka piekło. Także nawet jak najgorszy grzesznik jest chowany na cmentarzu, to mówi się, że ten grzesznik poszedł do nieba. W zasadzie zarówno w większości kościołów protestanckich, jak i w kościele rzymskokatolickim mało zwraca się uwagę na zmartwychwstanie. Częściej się mówi, jeżeli już nawet ktoś jest taką osobą naprawdę wierzącą, to mówi się, że jeżeli ktoś był wierny, no to odszedł do Pana. Natomiast zmartwychwstanie jest traktowane troszeczkę „po macoszemu”.
Jednak Biblia wręcz przeciwnie. Zmartwychwstanie traktuje jako coś pierwszoplanowanego, coś najważniejszego. 1 List do Koryntian 15:32 – „Jeśli umarli nie bywają wzbudzeni, to jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy.” Takie było stanowisko pierwszych chrześcijan. Gdyby nie zmartwychwstanie to tak naprawdę można by było czynić wszystko to, co człowiek chce, bo nie ma żadnej nadziei.
Ta nadzieja, nadzieja zmartwychwstania w zasadzie towarzyszyła ludzkości od samego początku. Na początku była troszeczkę zawoalowana. Już wtedy, kiedy Adam z Ewą zgrzeszyli, Bóg powiedział o pierwszej nadziei. O tym, że ktoś powstanie. Ktoś, kto zniszczy tego, kto doprowadził ludzi do grzechu. Ta nadzieja była od początku i wiara w to, że coś w życiu człowieka się zmieni, że ta kara, którą Bóg dał człowiekowi, w pewnym momencie nastąpi jej odwrócenie.
Pięknie o tym pisał Hiob. Już kiedyś czytałem ten werset z przekładu Biblii Tysiąclecia. Jest to fragment, który nieodmiennie, jak czytam, to bardzo mnie to wzrusza i porusza. Rozdział 19, wersety 25-27 – Hiob napisał: „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje! Na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie ja Go zobaczę. Moje oczy ujrzą. Nie kto inny. Moje nerki już mdleją z tęsknoty.” Szczególnie ten ostatni fragment jest taki poruszający. Hiob cierpiący, mówi, że jego nerki już mdleją z tęsknoty, na ten dzień, dzień zmartwychwstania, bo właśnie o zmartwychwstaniu Hiob pisał.
Tak było w czasach Hioba. W czasach Pana Jezusa również była powszechna wśród Żydów wiara w zmartwychwstanie. Pan Jezus powiedział: „Nadchodzi godzina, kiedy wszyscy, którzy są w grobach, usłyszą głos Jego.” Wszyscy, którzy są w grobach. „I w staną ci, co dobrze czynili, na zmartwychwstanie życia, a ci, którzy źle czynili na zmartwychwstanie sądu.” Nie na: zmartwychwstanie potępienia, jak niektóre przekłady oddają, ale właśnie na: zmartwychwstanie sądu.
Skąd jednak wiemy tak naprawdę, że ta nadzieja zmartwychwstania jest prawdą, że jest prawdziwa, że jest rzeczywista. Skąd wiemy, że Biblia mówi prawdę? Odpowiedź jest taka, że wiemy, ponieważ jedno zmartwychwstanie już się dokonało. 2500 lat temu, mniej-więcej, jeden z wielkich proroków, Izajasz, pisał takie słowa: „ale to Panu upodobało się utrapić go cierpieniem. Gdy złoży swoje życie w ofierze, ujrzy potomstwo, będzie żył długo i przez niego wola Pana się spełni.” Izajasz pisał o Mesjaszu, o Panu Jezusie. To jest ciekawe. Stwierdził, że gdy złoży swoje życie w ofierze, będzie żył długo. Pozorny paradoks. Nie ma możliwości wytłumaczenia tego inaczej, jak tylko to, że Mesjasz najpierw miał złożyć życie w ofierze, a potem miał zmartwychwstać, potem miał żyć długo.
Również prorok Daniel, bodajże w 9. rozdziale mówi o tym, że Pomazaniec będzie zabity, ale nic mu to nie zaszkodzi. To też jest taka pośrednia nauka o zmartwychwstaniu. Nauka o zmartwychwstaniu Mesjasza. Całe chrześcijaństwo oparte jest na tej nauce i oparte jest na tej nadziei – nadziei zmartwychwstania. My też jesteśmy tymi, którzy w to uwierzyli, że kiedyś, 2000 lat temu, Pan Jezus umarł i Pan Jezus zmartwychwstał.
To ciekawe, że większość z nas, którzy w to uwierzyliśmy (nie wiem jak było w Waszym przypadku, ale w moim tak było i w większości ludzi, którzy się nawracali) było to tak, że w pewnym momencie Boże słowo ich dotknęło. I tak naprawdę, przynajmniej ja nie potrzebowałem żadnego argumentu intelektualnego, że to, co w Biblii napisano, jest faktycznie prawdą. Nikt mi nie musiał udowadniać tego, że Jezus kiedyś żył, że Biblia jest prawdziwa, że kiedyś umarł i że kiedyś zmartwychwstał. To było tak potężne i tak silne, i tak prawdziwe, że nie było sposobu, by się temu oprzeć. Tak było w moim przypadku i wydaje mi się, że w większości przypadków, przynajmniej u części, było dokładnie tak samo. Pytania intelektualne zaczęły się dopiero później, na początku tak nie było.
Nie jest to jednak regułą, bo niektórzy ludzie nawracali się troszeczkę inaczej. Nawracali się tak, że najpierw opowiadano im Ewangelię, a oni mówi: „no dobrze, może to jest prawda, ale skąd ja mam wiedzieć, że rzeczywiście jest prawda?” I zaczęli zastanawiać się, jakie są argumenty, jakie są dowody intelektualne na to, że to, co mi się mówi, jest prawdą, a nie jakąś zmyśloną fikcją.
Ciekawa rzecz, że spośród tych, którzy tak intelektualnie podchodzili do tej sprawy, duża część ludzi nawróciła się dlatego, że uwierzyła w zmartwychwstanie Jezusa. Rzeczą, która przekonała ich do tego, że to, co słyszą, jest rzeczywiście prawdą, był fakt zmartwychwstania Pana Jezusa. Zaczęli się zastanawiać, czy rzeczywiście to, co wiadomo na temat zmartwychwstania Mesjasza, jest prawdą czy też fikcją.
Pewnego razu, kiedy jeden z apologetów chrześcijaństwa, nazywa się Josh McDowell, być może niektórzy z Was słyszeli to nazwisko, rozmawiał na jednym z uniwersytetów właśnie na temat zmartwychwstania; przedstawił argumenty logiczne i historyczne mające dowodzić zmartwychwstania, spotkał się z niewierzącym profesorem, który wiele rzeczy podważał. I w momencie, kiedy ten profesor podważał to, co McDowell mówi, jeden z uczniów zabrał głos i powiedział: „no dobrze, Profesorze, ale co tak naprawdę naprawdę stało się tego niedzielnego ranka?”. I ciekawe było to, że ten profesor nie potrafił na to pytanie odpowiedzieć. Zaprzeczyć potrafił, ale nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, co stało się tego niedzielnego poranka, jeżeli zmartwychwstania nie było.
Dzisiaj chciałbym, żebyśmy rozważyli sobie argumenty, jakie padają ze strony tych osób, które zaprzeczają zmartwychwstaniu i żebyśmy zastanowili się czy te argumenty rzeczywiście sa przekonujące.
Co stało się tamtego niedzielnego poranka?
Jeżeli Jezus nie zmartwychwstał, to jakie są możliwości? Co mogło się wówczas stać? Przez ludzi niewierzących udzielane są cztery odpowiedzi. W zasadzie, tak naprawdę, więcej odpowiedzi nie ma. Są tylko te cztery.
Pierwsza z nich, bardzo popularna do pewnego momentu, jest to teoria, która podważa w ogóle to, że Pan Jezus istniał. Jeden z takich bardzo znanych uczonych żyjących na przełomie XIX i XX wieku, filozof i uczony Bertrand Russell napisał takie słowa: „Historycznie jest rzeczą bardzo wątpliwą, czy Chrystus w ogóle kiedyś żył, a jeżeli żył, to i tak brakuje nam o nim wszelkich wiadomości.” Pisał to na przełomie XIX i XX wieku. I rzeczywiście, do pewnego momentu te jego słowa można było traktować poważnie. Dlatego, że kiedy zaczął się wiek XIX, tak naprawdę argumentów za historycznością tego, co stało się w I wieku n.e. nie było wcale tak dużo. Będę jeszcze mówił o sprawach świeckich, innych, ale nawet jeśli chodzi o takie argumenty chrześcijańskie, to – powiem tak – manuskrypty, na których się opierano, to był wiek VIII, IX, X, XI n.e., a więc kilkaset lat po śmierci Pana Jezusa. Na to zwracali uwagę zwolennicy tej teorii. Mówili: całą historię z Jezusem, całą historię z jego śmiercią i zmartwychwstaniem po prostu sobie wymyślono. Powstała ona kilkaset lat po rzekomej śmierci Jezusa.
Kiedy jednak nastał wiek XIX, zaczęły być odkrywane pewne rzeczy. Najpierw odkryto manuskrypy synaicki i watykański, bodajże. To już był IV wiek naszej ery. Potem odkryto jeszcze inne fragmenty Nowego Testamentu, takie dwa rękopisy, o których chciałem wspomnieć.
1) Manuskrypt Rylandsa. Około 130 rok n.e., a więc ok. 30 lat od śmierci apostoła Jana. To już nie jest kilkaset lat. To już są lata, które zazębiają się z życiem apostołów.
2) Manuskrypt Chester Beatty. 155 rok n.e., czyli 50 lat. Jeden i drugi manuskrypt zawierają, co ciekawe, Ewangelię wg Jana. Pierwszy, mniejsze fragmenty, a ten drugi – większość Ewangelii Jana. A więc już sięgnęliśmy do początku II wieku, które dają świadectwo o tym, że rzeczywiście Pan Jezus żył i coś takiego, co opisuje Nowy Testament, miało miejsce.
Dzisiaj znanych jest 25 000 manuskryptów Nowego Testamentu. To największa literatura, która potwierdza jakiekolwiek dzieło historyczne. Na drugim miejscu jest „Iliada” Homera i ma ona 643 manuskrypty. Zobaczcie, jaka różnica: 25 000 i 643.
Odkrywano wczesne przekłady na różnego rodzaju języki, m.in. Peszitta – drugi wiek n.e. Bardzo wczesny.
Bardzo głośne zrobiły się świadectwa Ojców Kościoła. Ignacy żył na przełomie I i II wieku, to była końcówka pierwszego wieku. Już były świadectwa o Jezusie.
Papiasz – uczeń apostoła Jana. Także są fragmenty jego wypowiedzi.
Polikarp – uczeń Papiasza. To wszystko to przełom I i II wieku, a więc czasy, kiedy apostoł Jan jeszcze żyje.
Potem – Justyn Męczennik. Początek II wieku n.e.
Masa Ojców Kościoła na przełomie II i III wieku.
Ta ciągłość jest od końca I wieku, świadectw, że kiedyś żył, umarł i zmartwychwstał Jezus.
Ktoś jednak mógłby powiedzieć, no dobrze, są to świadectwa tylko chrześcijańskie. Trudno je traktować jako coś wiarygodnego, bo wiadomo, że każdy w swojej własnej sprawie w jakiś sposób by tam świadczył. Okazuje się, że nie tylko są świadectwa chrześcijańskie, które potwierdzają to, że Pan Jezus istniał.
Jeden z bardzo znanych historyków, Tacyt. Żył w latach 55-120 n.e. Kiedy to pisał, był koniec pierwszego wieku. Napisał takie słowa:
„Podstawił Neron winowajców i dotknął najbardziej wyszukanymi kaźniami tych, których znienawidzono dla ich sromot, a których gmin chrześcijanami nazywał. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany został na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata, a przytłumiony na razie zgubny zabobon znowu wybuchnął nie tylko w Judei, gdzie się to zło wylęgło, lecz także w stolicy
Świadectwo człowieka, który kompletnie z chrześcijanami nie miał nic wspólnego, a jednak napisał świadectwo o tym, że Chrystus rzeczywiście żył i chrześcijanie w jego czasach faktycznie istnieli. Co ciekawe, Tacyt napisał to pod koniec pierwszego wieku, ale od pierwszego wieku w ogóle nie było żadnych świadectw o tym, że istniał ktoś taki, jak Poncjusz Piłat. Na tej podstawie wielu uczonych mówiło, że Ewangelie to są nonsensy, a Tacyt mógł być w jakiś sposó zmanipulowany. I dopiero w 1961 roku odkryto zupełnie niezależne świadectwa, które mówią o tym, że faktycznie wówczas, w czasach Pana Jezusa Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei.
Zobaczcie, prawie 2000 lat Bóg czekał z tym świadectwem, po to, by potwierdzić, że to, co napisał w swoim Słowie jest prawdą. Czasami warto czekać.
Oprócz Tacyta nie będę już cytował następnych historyków, którzy stwierdzali, że Chrystus faktycznie żył w tamtych czasach. Był to Swetoniusz. Podobne lata 69-130.
Pliniusz Młodszy. W roku 112.
Lukian z Samosaty. Pierwsza połowa II wieku n.e.
Józef Flawiusz, choć to świadectwo nie jest do końca wiarygodne, więc ze znakiem zapytania trzeba to przyjmować.
Wydaje mi się jednak, że te wszystkie świadectwa świeckie, o których mówiłem wcześniej, też są dowodem na to, że to nie jest jakaś zmyślona bajka.
Wreszcie, świadectwo Żydów. Ciekawą rzeczą jest to, że Żydzi nigdzie w swoich dziełach polemizujących z chrześcijanami, nie twierdzili tego, że w ogóle nie miało to miejsca, że była to nieprawda, że chrześcijanie to sobie wymyślili. Wręcz przeciwnie, jeżeli są o Jezusie wzmianki w Talmudzie, to są to wzmianki mówiące, że faktycznie ktoś taki żył. Tylko oczywiście Żydzi przedstawiają to ze swojego punktu widzenia: że był grzesznikiem, że zabito go w wigilię Paschy, że był synem rzymskiego żołnierza itd., itd., jednak nie podważają samego faktu tego, że Jezus kiedyś żył na ich ziemi i że poniósł śmierć.
Podsumowując, ta pierwsza teoria. Teoria o niehistoryczności Jezusa była popularna faktycznie do pewnego czasu, ale dzisiaj tak naprawdę niewiele osób ją podtrzymuje i osoby, które wypowiadają się o tym w ten sposób, że nie wiadomo czy Pan Jezus rzeczywiście istniał, w rzeczywistości są niedoinformowane, tak trzeba to powiedzieć, ponieważ żaden szanujący się uczony nie kwestionuje tego faktu. Tyle pierwsza teoria, która mówi, że wszystko to było bajką i wszystko było wymyślone.
No dobrze, ale ktoś może powiedzieć: w porządku. Istniał ktoś taki jak Jezus, istnieli jego uczniowie, ale niekoniecznie ten ktoś faktycznie zmartwychwstał. Druga teoria mówi, że uczniowie kłamali; że Jezus żył, ale został zabity, a w związku z tym, że im było nie w smak to, że został zabity, trzeba było w jakiś sposób ratować swoją wiarę i swoje nauczanie, wymyślili więc sobie to, że Jezus faktycznie zmartwychwstał i zaczęli opowiadać to wszystkim na około i tak to się rozpoczęło.
Brzmi to wiarygodnie? Powiem szczerze, że mnie to nie przekonuje. Wydaje mi się, że to najsłabsza z teorii. Dlatego, że wyobraźcie sobie, jaka by była reakcja Żydów, gdyby to było kłamstwem. Przychodzą uczniowie – powiedzmy – Jezus zmartwychwstał w niedzielę, oni w poniedziałek przychodzą i mówią: zmartwychwstał. Do Żydów. A Żydzi mówią co? No, to zapraszamy: tutaj jest grób, zobaczcie, tu leży ciało Pana Jezusa, możecie pooglądać. Jak zmartwychwstał? Skoro tutaj jest jego ciało.
Ciekawe, że nic takiego nie miało miejsca. Mówiłem już wcześniej: Żydzi nigdzie nie zaprzeczyli temu, że Jezus żył. Mało tego, nigdzie w swoich pismach, nawet późniejszych, w pismach, które polemizowały z chrześcijanami, nie zaprzeczyli temu, że grób był pusty. Nigdzie nie napisali: to było jedno wielkie kłamstwo i oszustwo, ponieważ oni głosili, że Jezus zmartwychwstał, a my ich przyprowadziliśmy do grobu, pokazaliśmy ciało i w związku z tym obaliliśmy wszelkie ich argumenty. Nigdzie Żydzi nie podają takiego argumentu. Ciekawe.
Druga rzecz, gdyby uczniowie faktycznie skłamali, gdyby to wymyślili, czy w ogóle głosiliby ewangelię w Jerozolimie? Jeżeli człowiek coś sobie wymyśla i wie, że to jest nieprawda i wie, że tutaj żyją ludzie, którzy w każdej chwili, by mogli pójść do grobu i zobaczyć, że to ciało jest, a chciałby podtrzymać tę naukę, to co robi? Jadę, 200 kilometrów od tego miejsca, bo tam nie ma świadków, nikt tego nie widział i mówię: słuchajcie, zdarzyło się to, to i to. Nikt nie jest w stanie tego sprawdzić, a w związku z tym to kłamstwo w jakiś sposób ma podstawę ku temu, że mu wierzyć. Co jednak robią uczniowie?
Uczniowie zgromadzają się w dniu Pięćdziesiątnicy. Gdzie? W Jerozolimie. Mało tego, pierwsze kazanie po dniu Pięćdziesiątnicy. Ile osób się nawraca? Trzy tysiące. Drugie kazanie, wtedy, gdy jest uzdrowienie w świątyni. Ile osób się nawraca? Do pięciu tysięcy wzrosła liczba wierzących.
Czy gdyby uczniowie kłamali i ciało pozostałoby w grobie, czy ci ludzie w Jerozolimie by się narodzili, będąc tak blisko tego kłamstwa, które – podobno – miało miejsce? I to parę dni wcześniej. Serdecznie wątpię.
Czy apostoł Paweł by się w takim przypadku nawrócił? Skoro był człowiekiem, który prześladował kościół. Czy gdyby grób faktycznie nie był pusty, gdyby było w nim ciało, człowiek, który był wychowany u stóp Gamaliela, prawdopodobnie jeden z największych umysłów tamtych czasów, nie wiedziałby o tym, że była to po prostu jedna zwykła fałszywka? A jednak się nawrócił.
Czy rodzina Pana Jezusa przed jego śmiercią wierzyła w niego? Jest napisane, że nie wierzyli. A w dniu Pięćdziesiątnicy: „ci wszyscy trwali jednomyślnie w modlitwie, wraz z niewiastami i z Marią, matką Jezusa i z braćmi jego.” Co takiego musiało się stać, że najpierw jego rodzina nie wierzyła w Jezusa, a po jego śmierci w niego uwierzyli? Coś się musiało stać. Na pewno nie to, że w grobie było ciało. Ten grób naprawdę musiał być pusty.
Nawet, gdyby uczniowie to sobie wymyślili, gdyby w jakiś sposób wywierali jakąś sugestię – choć jest to nieprawdopodobne, by tyle osób się nawróciło, no ale powiedzmy – to potem piszą świadectwo o tych wszystkich wydarzeniach. I co piszą? W jakim świetle przedstawiają samych siebie? Bardzo często w świetle negatywnym. Piszą, że wszyscy go opuścili – Jezusa. Piotr się go zaparł, zdradził go, trzy razy tej nocy. Tomasz? Niewierny, nie wierzył do samego końca, dopóki Jezusa nie ujrzał. Piotr też nie za bardzo wierzył, odchodził od grobu i tak, „na dwoje babka wróżyła”. Uczniowie powątpiewali czy to faktycznie jest Mesjasz, kiedy spotkali go na drodze do Emaus. Mówili: „A myśmy się spodziewali, że on odkupi Izraela?” Czyli: może to był Mesjasz, może to nie był Mesjasz. Takie świadectwo pisali o sobie samych.
Mało tego, pierwsi świadkowie, którzy opisani są w Nowym Testamencie, którzy spotkali Pana Jezusa zmartwychwstałego, to były niewiasty. Świadectwo niewiast w sądzie w tamtych czasach w ogóle nie było brane pod uwagę. Przepraszam kobiety, ale tak to wówczas było, poza jakimiś bardzo drobnymi przypadkami. W związku z tym, czy gdyby ktoś wiedział o tym, że wymyślił kłamstwo i pisałby historię o tym kłamstwie, i był kłamcą, człowiekiem nieuczciwym, to stawiałby samego siebie w negatywnym świetle? Czy mówiłby o tym, że wszyscy się zaparli? Opowiadałby tego rodzaju historie i pisał jeszcze o tym, że pierwszymi świadkami były niewiasty, gdzie wiadomo było, że każdy się w tym środowisku żydowskim do tego doczepi?
To jeszcze nie jest najgorsze. Nawet jeżeli można by było powiedzieć: napisali te rzeczy po to, żeby uwiarygodnić tę historię, bo byli tak dobrymi psychologami. To w pewnym momencie ci kłamcy spotkali się z niebezpieczeństwem śmierci. Bo niemal wszystkich prominentnych uczniów zabito. Choćby apostoła Pawła. Piotra też tradycja głosi, że zabito. Jakuba ścięto. Jeżeli oni to sobie wymyślili, czy byliby gotowi oddać życie za kłamstwo, które sobie wymyślili? Bo pół biedy, jeżeli głoszę jakąś nieprawdę, jakieś kłamstwo i nie spotyka mnie z tego powodu nic, żadne prześladowanie. Ale jeżeli ktoś mi przystawia pistolet do głowy i mówi: a teraz umrzyj za to, w co wierzysz, to jeżeli to jest kłamstwo, to ja nie chcę umierać. Jednak jeżeli to nie jest kłamstwo, to rzeczywiście jestem w stanie umierać.
Teoria druga, o której mówiłem: uczniowie kłamali, ciało pozostało w grobie. Moim zdaniem jest totalnie nieprawdopodobna. Żaden przeciwnik – podsumuję – nie zaprzeczał temu, że grób jest pusty. Żaden z Żydów. Ani wtedy, ani w późniejszych czasach. Nie neguje tego literatura żydowska, z Talmudem włącznie. Gdyby uczniowie kłamali, nie głosiliby w Jerozolimie tylko gdzieś z daleka od Jerozolimy, nie nawracałaby się taka liczba ludzi, bo byłoby to kłamstwo łatwo zweryfikować. Nie napisaliby o sobie tak niepochlebnego świadectwa, bo nie leżało to w ich interesie. Wreszcie, nie oddawaliby życia za kłamstwo. Mało prawdopodobna teoria.
Możliwość trzecia: owszem, grób był pusty, ale to uczniowie wykradli ciało. Ewangelia Mateusza 27:62-66 mówi tak: „Nazajutrz, czyli w dzień po święcie Przygotowania, zebrali się u Piłata przedniejsi arcykapłani i faryzeusze, Mówiąc: Panie, przypomnieliśmy sobie, że ten zwodziciel jeszcze za życia powiedział: Po trzech dniach zmartwychwstanę. Rozkaż więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby czasem uczniowie jego nie przyszli, nie ukradli go i nie powiedzieli ludowi: Powstał z martwych. I będzie ostatnie oszustwo gorsze niż pierwsze. Rzekł im Piłat: Macie straż, idźcie, zabezpieczcie, jak umiecie. Poszli więc i zabezpieczyli grób, pieczętując kamień i zaciągając straż.”
Ta teoria w rzeczywistości jest tym zarzutem, który Żydzi stawiali od samego początku tego wydarzenia, aż przez wiele, wiele późniejszych wieków. Nie wiem czy nawet nie jest tak dzisiaj, że takie środowiska tego nauczają.
Chyba jest to jednak jeszcze bardziej nieprawdopodobna teoria od tych poprzednich, ponieważ byli kilka rzeczy takich, które uniemożliwiały tego rodzaju postępowanie uczniów. Pierwsza rzecz, o której czytaliśmy, to to, że Piłat mówi: „macie straż, idźcie i zabezpieczcie”. Nie była to straż świątynna, ale straż rzymska. Straż rzymska to grecka kustodia. Taki jest też termin w Nowym Testamencie. Była to nie byle jaka straż. Czasami pokazuje się przy grobie Pana Jezusa dwóch żołnierzyków tam, z jakimiś malutkimi włóczniami, w sukieneczkach, gdzieś tam się rozglądają, to tak nie wyglądało.
Straż rzymska, zresztą może przeczytam Wam jeden fragment, który też troszeczkę o tym mówi. Wtedy, jak apostoł Piotr, został aresztowany. Dzieje Apostolskie 12:4. „A gdy go ujął, wtrącił do więzienia i przekazał czterem czwórkom żołnierzy, aby go strzegli, zamierzając po święcie Paschy stawić go przed ludem.”
To była straż. Cztery czwórki żołnierzy. Ta kustodia liczyła od czterech do szesnastu żołnierzy. W zależności od tego, jaka to była straż. Ale ciekawe było to, że jeżeli liczyła 16 żołnierzy, to ci, którzy znają zwyczaje tamtej straży, w ogóle pisali o tym, że… (ale to może później). W każdym razie jeżeli pilnowali jakiegoś przedmiotu, albo jakiejś osoby, albo jakiejś rzeczy, to było tak, że cztery osoby czuwały cały czas otoczywszy tę osobę. Jeżeli, powiedzmy, ta osoba była tutaj, to te cztery osoby wokół niej czuwały, natomiast pozostałych 12 osób spało w półkolu z głowami zwróconymi w kierunku tych czterech strażników. Także przejść przez coś takiego, to było niełatwo, nawet jakby wszyscy spali, bo można było się obudzić. Poza tym, że czterech cały czas czuwało. Po czterech godzinach była zmiana. Także cztery godziny spokojnie można było w nocy wytrwać. Nie było tak, że oni całą noc wszyscy czuwali i byli zmęczeni. Po czterech godzinach była zmiana, reszta spała, a ci, którzy się wyspali, wtedy czuwali.
Rzymianie, później było inaczej, kiedy Rzym, Imperium Rzymskie, znalazło się w rozsypce, kiedy Germanie i inne ludy barbarzyńskie zaczęli je pokonywać. Natomiast Rzym swoją potęgę zdobył i to poświadczają historycy, dzięki swojej żelaznej dyscyplinie. A kustodia była jedną z takich formacji, która typowo – ponieważ to była straż – musiała się cechować żelazną dyscypliną. Były bardzo surowe kary, zwłaszcza za zaniedbania podczas nocnych wart. Za niewielkie przewinienia robili coś, co w czasach komunistycznych nazywało się ścieżką zdrowia, może niektórzy pamiętają. Czyli dwa rzędy żołnierzy, ten, który jakieś tam przewinienie dokonał, musiał przebiec przez te dwa rzędy. Tylko, że nasza milicja w czasach komunistycznych biła gumowymi pałkami, a tamci – Rzymianie – otrzymywali razy pałkami drewnianymi, a więc dużo, i to było za niewielkie przewinienie. Za zaśnięcie na warcie była śmierć.
To, o czym mówiłem wtedy, kiedy aresztowano Piotra, kiedy strzegło go „cztery czwórki” żołnierzy, wiecie jak się skończyło? Werset 19 mówi o tym, że tych żołnierzy wydano na stracenie. Mimo tego, że tam praktycznie żadnej ich winy nie było, ale taka była kara, jeżeli coś złego stało się z więźniem, albo z osobą pilnowaną. A tam jeszcze cały ten grób był zapieczętowany pieczęcią rzymską. Pieczęć to było też coś świętego dla Rzymian. Także to też było coś dodatkowego.
Sama straż tak naprawdę była już – moim zdaniem – nie bardzo do przejścia. Nawet gdyby liczyła tylko cztery, a nie 16 osób. Trzy spała i jedna pilnowała, i potem zmiana. To też trudno by było w jakiś sposób ich ominąć.
Mateusza 27:60 – ktoś może powiedzieć: no dobrze, spali, zasnęli; przypadek, cud. Zza krzaków przeszli gdzieś tam obok straży, podeszli do grobu. Był jeszcze jeden problem. „I złożył je w swoim nowym grobie [mowa o Józefie z Arymatei], który wykuł w skale, i zatoczył przed wejście do grobu wielki kamień, i odszedł.”
Ten wielki kamień przy grobach też jest dobrze znany w literaturze żydowskiej. Nazywa się golem. Był to wielki kamień. Nie mały kamień, tylko wielki. Józef z Arymatei był człowiekiem bogatym. Był to kamień, który miał chronić ten grób przed zwierzętami i przed ludźmi, żeby ludzie nie weszli, nie wkradli się, czegoś nie ukradli, jeśli było coś cennego. Często był przytrzymywany klinem. Był troszeczkę wyżej i w momencie, kiedy grób zamykano, klin odsuwano, kamień toczył się z góry do domu, zaklinowywał wejście i wymagało bardzo mało siły, żeby go odklinować. Z powrotem jednak żeby go odsunąć, ta siła była potrzebna dużo większa.
Sam Józef z Arymatei mógł zamknąć, ale potem otworzyć już nie bardzo. Skąd to wiemy? Wiemy to stąd, że w Ewangelii Marka, w 16. rozdziale, mamy opis kiedy niewiasty idą w niedzielę, z samego ranka, do grobu. Idą trzy niewiasty i zastanawiają się: kto nam odsunie kamień z tego grobu? Te trzy kobiety zdawały sobie sprawę z tego, że nie będą mogły odsunąć tego kamienia z grobu. Trzy niewiasty, a więc nie tak mało. Ktoś może powiedzieć: bo nie wiedziały, czy jest to wielki kamień, czy mały, więc nie wiedziały czy go odsuną. Nie, bo przynajmniej jedna z nich była wtedy, kiedy grzebano Pana Jezusa i widziała to wszystko, co się dzieje. Widziała ten kamień. Trzy niewiasty wiedziały, że nie będą w stanie tego kamienia odsunąć.
Nawet jeżeliby przyjąć, że mężczyźni są silniejsi i dwóch mężczyzn mogłoby ten kamień w jakiś sposób do góry przesunąć. OK, minęli straż, bo straż zasnęła. A straż była bardzo blisko tego kamienia, taki był zwyczaj. No i co, no i odsuwają ten kamień. To musi hałasować. Nie ma siły, żeby taki kamień nie hałasował. Nikt z Rzymian się nie zbudził? Nie złapał tych uczniów? Bardzo mało prawdopodobne.
Tak więc teoria trzecia, która mówi o tym, że uczniowie wykradli ciało, jest mało prawdopodobna z tych przyczyn. Uczniowie musieliby przejść przez rzymską straż. Już to jest bardzo wątpliwe. Musieliby odwalić kamień tak, by rzymska straż tego nie słyszała i wynieść niepostrzeżenie ciało. Nie tylko odwalić kamień, ale znowu przejść przez tę straż z ciałem – wręcz nieprawdopodobne. Nawet jeżeliby tak zrobili, wciąż pozostaje pytanie: czy byliby gotowi oddać życie, za coś, o czym wiedzieli, że jest kłamstwem? Bo to też byłoby oszustwo. Ponieważ mówili: Jezus zmartwychwstał! A tak naprawdę wiedzieli, że nie zmartwychwstał, że umarł, a oni to ciało wykradli. Bardzo mało prawdopodobne.
I czwarta, wreszcie ostatnia, możliwość. Teoria, która w naszych czasach ma swoich zwolenników. Jezus nie umarł wcale, tylko zemdlał. Zemdlał z wyczerpania. Był tak wyczerpany, że stracił przytomność, a w związku z tym, że wiedza medyczna w tamtych czasach była w powijakach, nie tak rozwinięta, jak w dzisiejszych czasach, wszyscy się pomylili. Stwierdzili jego śmierć. Zanieśli go do grobu. Ten grób zapieczętowali, zawalili kamień. Przytoczyli kamień. Pan Jezus się ocknął w tym grobie i wydostał się z tego grobu, a potem pokazywał się uczniom, a uczniowie stwierdzili, że to jest zmartwychwstały Pan. Jezus nie wyprowadzał ich z błędu, no i tak w ten sposób ta teoria, widzę, że się uśmiechacie, ale tak ludzie wierzą. I to wcale nie tak mało krytyków.
Dlaczego ta teoria jest mało prawdopodobna? Przede wszystkim, biczowanie. Biczowanie miało miejsce po bezsennej nocy. Pan Jezus był zmęczony. Bardzo wycieńczony. I tą całą swoją służbą. Był biczowany nie jakimiś zwykłymi biczami, ale było to rzymskie flagrum. Czy oglądaliście „Pasję”? Tam był jeden tak moment, który pokazywał flagrum, jak rzeczywiście ten bicz wyglądał i takie rzeczywiście były bicze rzymskie. Były to bicze z mocną drewnianą rękojeścią, do której były przyczepione trzy do dziewięciu rzemieni, długich rzemieni. Jednak te rzemienie nie były same. Były do nich dołączone kulki metalu, kawałki kości, albo metalowe ostrza. Możecie sobie wyobrazić, co działo się z człowiekiem, który takiemu biczowaniu był poddany.
Na „Pasji” był taki moment, w którym ten żołnierz podchodzi do stołu i uderza stół tym właśnie biczem flagrum. Potem wyrywa z tego bicza kawałki drewna. Widać, jak te kawałki drewna są wyrywane. Tak rzeczywiście wyglądało flagrum. Rzymski bicz z pierwszego wieku. Nawet, gdy skazaniec był tylko biczowany, to często było tak, że po prostu nie przeżywał tego biczowania. Samego biczowania.
Żydzi mieli taki zwyczaj, że uderzać mieli 40 razy, 40 uderzeń. Zawsze uderzali 39, żeby się nie pomylić i nie uderzyć więcej i kara nie spadła na nich. Były to jednak normalne biczowania, a nie tego rodzaju, które stosowali Rzymianie. U Rzymian było to inaczej. Jeden z lekarzy, dr C. Truman Davis, wynotowałem sobie taki opis jego, opisał to następująco – był to lekarz, który drobiazgowo przebadał ukrzyżowanie od strony medycznej, opisuje skutki wywołane biczowaniem rzymskim flagrum – „Ciężki bicz uderza całą siłą wiele razy przez plecy, ramiona i nogi. Najpierw rzemienie tną tylko skórę. Potem, w miarę następnych uderzeń, rozcinając tkankę podskórną, wywołują wyciekanie krwi z naczyń krwionośnych i żył skóry, i w końcu powodują krwawienie tętnicze z położonych głębiej mięśni. Małe kuleczki ołowiu powodują najpierw głębokie rany, które rozszerzają się po kolejnych uderzeniach. Wreszcie skóra pleców zwisa długimi strzępami i zmienia się w masę porwanej, krwawiącej tkanki. Gdy dowodzący centurion uznawał, że więzień jest bliski śmierci, kończono biczowanie”.
Nie czterdzieści, ale dopiero wtedy, kiedy centuron uznawał, że więzień jest bliski śmierci, wtedy kończono biczowanie. Euzebiusz, historyk kościoła, mówi że podczas takiego biczowania żyły cierpiącego były obnażone. Można też było zobaczyć ścięgna, mięśnie i kości ofiary. Pan Jezus był po tym biczowaniu tak znękany, że nie miał siły nieść poziomej belki krzyża na miejsce swojej kaźni. To była pierwsza rzecz. A potem było jeszcze ukrzyżowanie. Jedna z najbardziej strasznych rodzajów kar, jakie człowiek wymyślił.
Znowu fragment jednego uczonego, który opisuje krzyżowanie: „Śmierć przez ukrzyżowanie wydaje się obejmować wszystko, co w bólu i śmierci straszliwe i odrażające: oszołomienie, skórcze, pragnienie, głód, bezsenność, traumatyczną gorączkę, tężec, wstyd, publiczne pohańbienie, przerażające wyczekiwanie, zgorzel nieopatrzonych ran, nienaturalna pozycja ciała czyniła każdy ruch bolesnych, rozerwane naczynia krwionośne i zmiażdżone ścięgna pulsowały nieustającym bólem. Rany ze stanem zapalnym w skutek nieopatrzenia stopniowo atakowała gangrena, tętnice zwłaszcza w głowie i w żołądku pęczniały od nadmiaru krwi. Gdy wszelki rodzaj cierpień stopniowo się pogłębiał, dochodził jeszcze nieznośny ból palącego, przemożnego pragnienia.”
Tak wyglądało ukrzyżowanie.
Zwolennicy teorii, że Pan Jezus po prostu zemdlał, wydaje mi się, że brak im racjonalnego myślenia i znajomości faktu historycznych. Dodatkowo, po ukrzyżowaniu miało miejsce jeszcze jednego wydarzenie. Apostoł Jan mówi, że ponieważ był to Dzień przygotowania, by więc ciała nie pozostawały przez sabat na krzyżu, albowiem dzień tego sabatu był uroczysty, Żydzi poprosili Piłata, aby im połamano golenie. I zdjęto ich. Przyszli więc żołnierze i połamali golenie pierwszemu i drugiemu, którzy z nim byli ukrzyżowani, a gdy podeszli do Jezusa i ujrzeli, że już umarł, nie połamali goleni jego, lecz jeden z żołnierzy włócznią przebił bok jego i zaraz wyszła krew i woda.
Dwie rzeczy: krew i woda. To jest ciekawe, że jeżeli człowieka martwego przebije się włócznią, to z człowieka martwego krew nie leci. Jeżeli człowiek jest żyli, to z drugiej strony krew pulsuje, ale nie ma mowy o żadnej wodzie. Ci, którzy wierzą ewangelii, którzy są lekarzami piszą, że jest tylko jeden przypadek taki, w którym po uderzeniu włócznią wylatuje krew i coś, co można nazwać wodą. Jest to wtedy, kiedy przebija się martwego człowieka w tym miejscu, gdzie jest serce, i ten człowiek zmarł na skutek pęknięcia serca. Dlatego, że w osierdziu gromadzi się zarówno krew, jak i płyn osierdziowy. Najpierw wypływa sporo krwi, a potem wypływa sporo tego płynu osierdziowego. Dlatego Jan powiedział, że wypłynęła krew i woda, właśnie w takiej kolejności.
Nie ma możliwości, żeby ktoś po uderzeniu włóczni, z taką relacją, jeszcze żył. Jezus umarł dlatego, że pękło mu serce.
Dodatkowe argumenty: czterech żołnierzy stwierdziło śmierć Pana Jezusa. Oni musieliby się pomylić. Skąd wiemy, że czterech żołnierzy? Bo podzielono jego szaty, na cztery części, wśród tych żołnierzy, którzy byli pod krzyżem. To byli żołnierze rzymscy, to nie były jakieś osoby, które się nie znały na tym, czy ktoś żyje czy też ktoś umarł, oni umieli to stwierdzić.
Kiedy był pogrzeb Pana Jezusa, przygotowano sto funtów na jego namaszczenie. To było około trzydziestu kilogramów. To jest dużo. Najpierw namaszczono go tymi maściami, a potem szczelnie owinięto, tak jak mumię, bandażami. Ci, którzy opisują żydowskie praktyki z tamtych czasów, mówią, że ten bandaż był bardzo szczelnie owinięty, tak, że pełnił między ciałem a tymi bandażami funkcję klejącą. Oni łączył te bandaże z ciałem. Tak to wyglądało.
Tak więc kilka rzeczy: biczowanie, krzyżowanie, uderzenie włócznią i pogrzeb, stwierdzenie śmierci przez czterech żołnierzy. Wszystko to musiałoby być fikcją, żeby przyjąć faktycznie założenie, że Pan Jezus nie umarł, tylko zemdlał. Teoria o mdleniu nie wytrzymuje krytyki. Pan Jezus musiałby przeżyć biczowanie, samo w sobie często śmiertelne, oraz krzyżowanie. Żołnierze musieliby nie rozpoznać jego śmierci, musiałby sam wyzwolić się z bandaży. I ten wielki kamień, o którym mówiliśmy. W jaki sposób odsunąłby sam, znękany i po tych wszystkich przeżyciach, ranny, jak mógłby odsunąć ten wielki kamień, tak, żeby żołnierze rzymscy tego nie usłyszeli i jeszcze wyjść z tego grobu?
Jeden z chrześcijan, dość znany, pisarz i ewangelista John Stott podsumował to w ten sposób: „Czy naprawdę można wierzyć w to, że po wyczerpującym i bolesnym procesie, włącznie z biczowaniem i ukrzyżowaniem przez 36 godzin, mógł żyć w kamiennym grobowcu, pozbawionym ciepła, bez posiłku i opieki medycznej? Czy później wprost nadludzkimi siłami, potrafiłby przesunąć kamień zasłaniający wejście do grobu i to bez zwrócenia na to uwagi rzymskich strażników. Czy ukazując się uczniów jako słaby, schorowany i głodny, mógł wywrzeć na nich wrażenie, jako ten, który pokonał śmierć? Czy potem mógł twierdzić, że umarł i że zmartwychwstał, wysyłać swoich uczniów na cały świat, obiecując być z nimi aż do końca dni? Czy w ciągu 40 dni ukrywał się gdzieś przed nimi, od czasu do czasu niespodziewanie ukazując się im, a wreszcie w zagadkowy sposób znikł? Teoria taka jest bardziej niewiarygodna niż niewiara Tomasza.”
Były cztery możliwości, które rozważyliśmy, które przedstawiane są przez sceptyków, jako dowód tego, że Jezus nie zmartwychwstał. Tak naprawdę żadnej innej możliwości. Możecie spróbować sobie wymyślić. Jeżeli są jakieś, to tylko pokrewne do tych czterech, które już przedstawiłem. Żadnej innej możliwości nie ma. Josh McDowell, o którym wspomniałem na samym początku, napisał wiele książek. Kilka niezłych z tych wielu, ale jedną znakomitą. Ja korzystałem przy tym wykładzie z tej znakomitej książki, która nosi tytuł „Sprawa zmartwychwstania”. Zachęcam Was do tego, żebyście ją kupili i przeczytali sobie tę książkę, bo rzeczywiście podaje bardzo dużo bardzo dobrych argumentów za historycznością i za prawdziwością zmartwychwstania.
Josh McDowell wspomina o jeszcze jednej sytuacji, która miała miejsce podczas jego głoszenia ewangelii. Wtedy, kiedy spotkał się z muzułmaninem, z którym dyskutował na temat Pana Jezusa. W pewnym momencie ten muzułmanin mówi tak, troszeczkę chcąc ośmieszyć chrześcijaństwo, mówi tak: „Wy chrześcijanie to jesteście biedni. My możemy iść do grobu naszego proroka, naszego mistrza i chociaż mamy tam jego ciało, a wy chrześcijanie, jak chcecie iść do grobu swojego mistrza, to chcecie iść, a grób jest…” Nie dokończył. Josh McDowell mówi wtedy: „zdałem sobie sprawę z tego, że zrozumiał.” Mówi: „No, dokończ, dokończ.” Bo prawda była taka, że grób jest pusty i ten człowiek zdał sobie sprawę z tego, że grób jest pusty i z konsekwencji tego, że grób jest pusty.
To pytanie, od którego zacząłem, które zadał jeden z uczniów swojemu profesorowi: „Jeżeli Jezus nie zmartwychwstał, to co się stało tego niedzielnego poranka?” Jest to pytanie, na które każdy człowiek powinien sobie odpowiedzieć.
My wierzymy w to, że odpowiedź może być tylko jedna. W taką odpowiedź wierzymy, ale też taką odpowiedź, wydaje mi się, że możemy uzasadnić też na podstawie tego, o czym wspominałem, jako odpowiedź logiczną i wynikającą też nie z naszej ślepej wiary, ale z naszego rozumowania.
Zmartwychwstanie Pana Jezusa jest faktem historycznym. Co prawda miało to miejsce wiele lat temu, ale jest też gwarancją tego, że Bóg nie zostawi nas samych, nie pozostawi nas w śmierci. To gwarancja naszego zmartwychwstania. I ten wykład chciałbym zakończyć tym fragmentem, którym rozpocząłem, który jest piękną obietnicą tego, w co wierzę, że wszystkich nas spotka w przyszłości. Za czym też się chyba nie możemy doczekać, też tak sądzę. Księga Hioba 19:25-27 – „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje! Na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje i ciałem swym Boga zobaczę. To właśnie ja Go zobaczę. Moje oczy ujrzą. Nie kto inny. Moje nerki już mdleją z tęsknoty.”
Amen
Polecamy też wykład:
Zmartwychwstanie Jezusa – prawda czy mit?