
Kilka wspomnień o bracie Janie Iwaniczko, który na potrzeby i dla wygody życia w USA zmienił swe imię i nazwisko na John Evans.
Wspomina brat Walter Onyszko.
Spotkałem Brata Janka w USA w stanie Kolorado, w 1995 roku. Razem z jego rodziną zbieraliśmy się w niedzielę na badanie Pisma Świętego. Często też była sposobność na wspomnienia o Polsce, braciach, jego ciężkim życiu na Syberii, czy czasie wojny i przymusowej pracy w Niemczech.
Bardzo szybko otrzymał ode mnie przydomek “Szeryf“, chociaż daleko mu było do typowego szeryfa, który by z bronią w ręku utrzymywał porządek na mieście, lub stał na straży tego, co przez prawo jest uznawane dobrem lub złem.
Nazwałem go „Szeryfem”, bo bardzo pilnował abyśmy na naszych zebraniach zborowych mówili po angielsku, bo …“to przecież Ameryka i tak trzeba”.
Ale także, „… bo jest tyle literatury w języku angielskim i trzeba czytać i studiować, a im szybciej się wszyscy nauczymy tym lepiej.”
Brat Janek był znany w środowisku Braci z LHMM, ale i Braci Wolnych Badaczy w USA. Utrzymywał też kontakt z braćmi z wielu różnych grup chrześcijańskich, bo wszyscy byli dla niego braćmi w Panu.
Znał wielu Pastorów kościołów protestanckich w okolicach Nowego Jorku, a potem Kolorado (gdzie mieszkał do końca swego życia), które skupiały emigrantów ze wschodu. Zawsze służył doradą i pomagał jak mógł, mimo że i dla niego USA też było nowym krajem.
Brat Janek z całą swoją rodziną byli zesłani na roboty, na Syberię, a ich przewinieniem była ich wiara. Jego żona Stefania dołączyła do niego dobrowolnie, chociaż nie było jej na tzw. Liście Innowierców. Przebywali tam od około 1947 roku do ok. 1955 – bo po śmierci Stalina razem z tzw. „odwilżą” – uwolnieniem przez amnestię Chruszczowa milionów więźniów politycznych, złagodzeniem terroru, wiezniowie religijni też zostali uwolnieni. Dzięki temu, wielu braci wróciło do Polski.
Kiedyś podczas przerwy czy obiadu na konwencji, jedna siostra (prawdopodobnie Roberta White) zapytała Janka: “Czy trudno było być chrześcijaninem na Syberii?”; Odpowiedział jej: „tam na Syberii było bardzo łatwo, chociaż byliśmy z różnych denonominacji, to tu, w USA jest dużo trudniej”.
Inna ciekawa historią, którą pamiętam z opowieści brata Janka, dotyczyła tajnego agenta rosyjskiej KGB, który dołączył do wiernych jednego kościoła protestackiego, bo miał za zadanie dowiedzieć się, w jaki sposób przemycane są Biblie do byłego ZSRR. Oczywiście, udało mu się, bo nie było trudno oszukać i wykorzystać szczerość braci, jak i naiwność sekretarki pastora tego kościoła. A Biblie mimo to były nadal przemycane.
Powiedział mi też, że kiedy Gienek – jego pierworodny syn – się urodził (na Syberii), to w całym byłym ZSRR dzwoniły dzwony. Myślałem, że on żartował, ale prawda była taka, że w tym samym dniu zmarł Stalin, i tak to obwieszczono. 😊
Ta historia o urodzinach Gienka zapadła mi w pamięci, jak i wspomnienia cieżkiego życia braterstwa Iwaniczko, więc kiedy Brat Gienek zmarł po cieżkiej walce z rakiem, napisałem rymem parę zwrotek wiersza.
Nie zdążyłem jednak z tym wierszem przed śmiercią Gienka, ale później przekazałem jego córkom – Kasi i Ani – a brzmiał on tak:
KOMU BIŁY DZWONY?
Gdy się urodziłeś to biły dzwony,
Ty na świat przychodziłeś, a odchodził dyktator szalony.
To ani twoja, ani rodziców wina,
Że dzień twoich urodzin był w dzień śmierci Stalina.
Urodziłeś się na zesłaniu, daleko w niewoli,
Dni wczesnego dzieciństwa płynęły ci powoli.
Kiedy z mamą przychodziłeś na brzeg Bieriuska rzeki,
Szeptały fale, że Bóg blisko choć kraj polski daleki.
W sercach twych rodziców była wiara,
Że coś się zmieni po śmierci ostatniego „cara”.
Bo Bóg kontroluje wszystko i kiedy czas, zmiany wnosi,
Zawsze spragnionym nadzieję i wolność przynosi.
Choć nie dane Ci bylo długimi latami życia się cieszyć,
Rodziny i przyjaciół przy stole dowcipem rozśmieszyć,
A Bóg zabrał Ciebie w zaskakującym dla nas czasie,
Zostawiłeś w smutku Żonę, Mamę, córki – Anię, Kasię…
Odcisnąłeś jednak ślad w niejednej pamięci,
Inspirowałeś nas wszystkich do pracy z wszelkich chęci.
Choć nasze serca dziś płaczą, nadzieja zostanie,
Spotkamy sie wszyscy razem gdy przyjdzie Zmartwychwstanie.
– Memory of Eugene – W. Onyszko 2016
Mogę szczerze powtórzyć i o Bracie Janku Iwaniczko –
(…) Inspirowałeś nas wszystkich do pracy z wszelkich chęci.
Choć nasze serca dziś płaczą, nadzieja zostanie,
Spotkamy sie wszyscy razem, gdy przyjdzie Zmartwychwstanie.
Gdy przyjdzie Zmartwychwstanie zobaczymy naszych ukochanych, zobaczymy i Brata Janka, wierzę że on sam nam wiele opowie.
– Br. Walter Onyszko – Everett, Grudzień, 2021
______________
Na stronie WykladyBiblijne.pl dostępnych jest sporo wykładów brata Jana Iwaniczko w języku polskim. Zachęcamy zainteresowanych do ich wysłuchania.
Zobacz inne świadectwa.
Jan Iwaniczko po emigracji do Ameryki służył tam jako nauczyciel Słowa Bożego, nie tylko w lokalnej społeczności, ale też w wielu innych stanach USA. Wiele lat wcześniej, jako młody człowiek, z całą swoją rodziną został zesłany na roboty na Syberię, a ich jedynym przewinieniem była ich wiara. Jego żona Stefania dołączyla do niego dobrowolnie, chociaż nie było jej na tzw. Liście Innowierców.
Tam na Syberii spotkali się ludzie z różnych grup, o innych poglądach: świadkowie Jehowy, różne społeczności badaczy Pisma Św. podzielone po śmierci pastora C.T. Russella, a także adwentyści i baptyści różnych odłamów.
Już w USA jedna chrześcijanka zapytała Jana: „Czy było trudno być chrześcijaninem na Syberii?”. A on odpowiedział: „Nie, nie było trudno być chrześcijaninem na Syberii, trudno to jest tutaj w Ameryce, w Kolorado”.
To ciekawe, on mówił: „Tam duchowo żyliśmy, tam nie było żadnej walki między różnymi ugrupowaniami. Każdy cierpiał to samo i to nas łączyło, a tutaj jest zbyt wiele. Zbyt wiele się dzieje. Mamy też zbyt dużo rzeczy i nie jesteśmy za to tak bardzo wdzięczni Bogu, jak tam, gdy mieliśmy tak niewiele”.
Tam na Syberii chrześcijanie potrafili się spotykać – mieli wspólne nabożeństwa i rozważania Biblii. Potrafili rozmawiać – także dyskutować, ale w dobrym duchu, bo wszyscy wiedzieli, że dla Pana Jezusa – tak jak Go rozumieli – także druga strona wiele była w stanie poświęcić. Łączyła ich miłośc Chrystusowa i wzajemna pomoc w trudach życia.
Im dalej na wschód, im trudniejsze warunki życia, tym dłużej ten punkt widzenia przetrwał. Jak wspominali wyjeżdżający tam z Polski ewangeliści (w latach 70-tych, 80-tych XX wieku), główne pytanie nie dotyczyło przynależności do jakiejkolwiek denominacji religijnej. Brzmiało ono: „Wieruszczi – Niewieruszczi?” Czy wierzysz w Boga i w Pana Jezusa Chrystusa czy też nie? Jeśli wierzysz, to chwała Bogu, mamy wspólny temat, mamy wspólną podstawę do radości, Słowo, przy którym możemy się spotkać i o którym możemy porozmawiać, mozemy wspólnie dziękować Bogu.