„Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa.” (Łk 1, 26-38)
W ten sposób podpisała carte blanche – zgodę na całą przyszłość, od Betlejem, przez egipskie wygnanie i lata w Nazarecie, przez krzyż (…) Cokolwiek się zdarzy – jestem służebnicą Twoją. Jestem na Twoje rozkazy. Dysponuj mną, jak swoją własnością. Należę do Ciebie – cała Twoja. My także mamy swoje zwiastowania. My także jesteśmy Bogu potrzebni. (…) Ale człowiek naszego wieku mówi chętniej: Nie będę służył. Jest panem ziemi i śni mu się panowanie nad innymi planetami, choć – co prawda – trudniej zapanować nad sobą, kierować własnym rozwojem i sercem.
Sięga po władzę nad klimatem, potrafi czasem zmusić deszcze, burze i chmury, aby mu służyły. Ale nie ma władzy nad zmienną pogodą własnych nastrojów, jest bezradny wobec niżu, depresji i szalejącej burzy zmysłów. Chce zmienić kierunek rzeki i wykorzystać siłę wiatru. Lecz sam nie ma siły iść pod prąd. Jak trzcina chwiejąca na wietrze, poddaje się bezwolnie opiniom, presjom, obietnicom.
Wożą go coraz szybsze samochody, wyręczają go w pracy mózgi elektronowe. Ale kochać, cierpieć, tęsknić musi sam i – nie potrafi.
Żeby zaoszczędzić czas i energię ma ekspresy, komiksy, błyskawiczną zupę w proszku i szybkoobrotowe wiertarki. Ma też mnóstwo rozrywek, które obiecują relaks. Ale – rzecz dziwna – jest coraz bardziej zmęczony i nie wie, co się dzieje z tym zaoszczędzonym czasem. Buduje więc kina i stadiony, ale też – kliniki psychiatryczne i oddziały odwykowe, a te wciąż nie mogą pomieścić ludzi zmęczonych życiem.
Potrafi przedłużyć życie swemu pokoleniu. Może odroczyć śmierć, umie przeszczepiać serce i nerki, obmyśla sposób obrony przed inwazją raka. Lecz jednocześnie bez mrugnięcia oka tępi zdrowe i kwitnące życie nienarodzonych. Gdyby zaś chciał – może w ciągu paru sekund znieść z powierzchni ziemi wszelkie życie. Ma sposób. Jest niewolnikiem rzeczy, nad którymi kazano mu panować. Olbrzym zniewolony przez krasnoludki.
Nie został stworzony na niewolnika. Otrzymał wolność i cały świat w dzierżawę. Ma czynić sobie ziemię poddaną, a wszystko, co na ziemi, ma służyć człowiekowi. Do kogo zaś należy on sam, człowiek, jedyne na ziemi stworzenie ukształtowane na obraz i podobieństwo Boga? Tęsknotą człowieka jest należeć do kogoś. Mieć zdrowe i mocne korzenie, które gwarantują bezpieczeństwo i radosne poczucie przynależności. Być potrzebnym. Ofiarować się komuś. Bez tego nie ma miłości. Bez miłości zaś nie ma życia. Wszystko traci koloryt, światło i sens. Nie ma dla kogo żyć i pracować. Do kogo więc należeć? Komu służyć? Komu ofiarować siebie? Komu powiedzieć – Cały Twój? I kto może przyjąć ten dar – człowieka – jego myśli, ciało, duszę, ból i radość, początek i koniec, jego życie i śmierć i wieczność.
– Cała Twoja jestem – mówi dziewczyna do swego chłopca. Ale on nie pragnie jej całej. Jej myśli go nie obchodzą. Z jej duszą nie wiedziałby co począć.
– Cały twój jestem – mówi chłopiec do swej dziewczyny. Ale niewiele może jej ofiarować z tej całości – część swego serca roztrwonił w rozlicznych przygodach, reszta już dawno wymknęła się spod jego władzy, już sam nie należy do siebie. Czyż można ofiarować komuś to, czego się nie posiada?
Cały twój – mówi człowiek do pieniądza. – Pochłaniasz mnie całkowicie. Poświęcam ci wszystkie siły, myśli i tęsknoty.
Cały swój – mówi egoista zamykając szczelnie drzwi do swego domu. – Mam wyłączne prawo do swego życia i szczęścia. Tylko do mnie należy mój czas, zdrowie i los.
Cały twój – mówi też człowiek swemu nałogowi, kaprysom, ambicjom i przyjemności. (…)
Człowiek nie należy do rzeczy, bo te mają być jego posłusznymi sługami.
Ani do ziemi, bo ta ma być jemu poddana.
Ani do działania, bo ono jest tylko drogą do podporządkowania ziemi.
Ani do siebie, bowiem jeden Bóg jest tym, od którego wyszliśmy i do którego powrócimy.
Należy więc do Boga. I najpiękniejsze, co może zrobić, to ze swojej <<wolnej stopy>>, z wolnego wyboru powiedzieć: Oto ja sługa Twój, Boże. I sługa sług Twoich, do których mnie poślesz. Ty, który klękałeś przed ludźmi w Wieczerniku, aby im nogi umywać.
Nie będę służył rzeczom, lecz Tobie.
Nie będę się chwiał – jak trzcina – za byle powiewem, bo o Twoje słowo opieram moje słowa, na Twojej mądrości buduję moją wiedzę, z Twojej obecności czerpię wiarę, radość i odwagę.
Należę do Ciebie, nie w części, ale w całości. Nie oddaję Ci tego, co mi zbywa, lecz wszystko. Nie należę do Ciebie tylko w niedzielę, lub tylko w czasie większych świąt, ale zawsze. Nie chcę dawać świeczki Tobie, a komuś innemu ogarek.
Wszystko należy do Ciebie, Cały Twój.
Szczęśliwi ci wszyscy, co potrafią jak Maria powierzyć się Bogu – błogosławione są wówczas owoce ich życia. Mogą się wówczas bezpiecznie oddać drugiemu człowiekowi, działaniu, ideom, może ich pochłaniać nauka, praca, rozmowa z dzieckiem, śpiew i wspaniały zjazd na nartach z ośnieżonego stoku góry – bowiem wszystkie ich słowa, myśli i uczynki są różne z Ducha poczęte, jeśli potrafią powiedzieć Cały Twój i – dotrzymać.”