„Uderzaj!” (czyli MYŚL, PYTAJ i DZIAŁAJ tym co masz pod ręką)

Historia Elizeusza i króla Izraela Joasza. 2 Księga Królewska 13:14-19:

Kiedy Elizeusz zapadł na śmiertelną chorobę, przyszedł do niego Joasz, król izraelski, i płacząc przytulony do jego twarzy, mówił: Ojcze mój! Ojcze mój! Rydwanie Izraela i jego jeźdźcze! Elizeusz zaś rzekł do niego: Weź łuk i strzały! I przyniósł do niego łuk i strzały. Wtedy on rzekł do króla izraelskiego: Połóż rękę na łuk! Król położył swą rękę, a Elizeusz nałożył swoje ręce na ręce króla i powiedział: Otwórz okno od wschodu! Kiedy otworzył, Elizeusz rzekł: Strzelaj! – i strzelił, a on rzekł: To strzała zwycięstwa od Pana! Strzała zwycięstwa przeciwko Aramowi! Pobijesz Aram w Afek, doszczętnie! Następnie rzekł: Weź strzały! Kiedy je wziął, rzekł do króla Izraela: Uderzaj o ziemię! A on uderzył trzy razy i zaprzestał. Wtedy mąż Boży rozgniewał się na niego i rzekł: Trzeba było uderzyć pięć albo sześć razy! Wtedy byś pokonał Aram doszczętnie, teraz zaś pokonasz Aram tylko trzy razy!

Wykład wygłoszony przez brata Wiktor Szpunara na spotkaniu zboru w Bydgoszczy, 12 stycznia 2025 r. 

Wykład wygłoszony przez brata Wiktora Szpunara na spotkaniu zboru we Wrocławiu, 15 września 2024 r.

Ten fragment ma swoje zastosowanie antytypiczne, które jednak do dzisiaj nie jest zupełnie jasne (E3, s. 380). Nie mam na ten temat pełnej wiedzy, więc nawet tego zastosowania nie poruszę. Chcę jednak użyć tej historii do pewnej lekcji dla każdego i dla każdej z nas. Takie zastosowanie stosuje br. Russell w R-2354.

Elizeusz jako prorok i przedstawiciel Boga w Izraelu działał przez ponad 60 lat i w czasie rządów kolejnych królów. Bóg użył go do pokazania Izraelowi, że gdy Bóg jest z nami to pokonać wrogów można bez miecza i bez jednej strzały (Elizeusz). Był też uczestnikiem karania Izraela przez Boga i ciężkich doświadczeń wojny i głodu. Myślę, że każdy może odświeżyć sobie te ciekawe historie w osobistej lekturze Ksiąg Królewskich.

Teraz, gdy Elizeusz umierał, królem był Joasz, wnuk Jehu (tego Jehu który obalił bałwochwalczy rząd Jorama). Wygląda na to, że Joasz to pokorny człowiek i że zdaje sobie sprawę, że kłopoty Izraela wynikają z tego, że Bóg przestał być na pierwszym miejscu. Gdy Joasz słyszy, że Elizeusz umiera, to wie, że traci jedynego pomocnika i przewodnika na drogach Jahwe. Jedzie, by go pożegnać i opłakiwać Elizeusza.

Joasz szanuje Elizeusza. Mówi: Rydwanie Izraela i jeźdźcze jego! Podkreśla jego ważną pozycję w Izraelu. Nastawienie króla jest dobre i Bóg pragnie uwolnić Joasza i kolejnych królów Izraela z niewoli króla Aramu. Z Bożego polecenia Elizeusz nakazał Joaszowi, by ten otworzył okno na wschód i wystrzelił strzałę. Swoją rękę prorok położył na ręce króla i powiedział, że znaczy to wszystko Boską strzałę zwycięstwa przeciwko Aramowi.

Dalej Elizeusz powiedział do króla, by wyjął resztę strzał z kołczanu i by uderzał nimi: miał albo strzelać nimi z łuku jedna po drugiej, albo uderzać nimi ręką w podłogę. Pewnie chodzi o strzelanie, ale nie jestem pewny. Król tak zrobił, ale z jakiegoś powodu przestał uderzać już po trzech razach. Coś musiało być powodem i ten powód nie spodobał się Bogu.

Dlaczego Joasz przestał uderzać już po 3 razach? Możemy się tylko domyślać z reakcji Elizeusza, którego to rozgniewało:

1 -> Być może zabrakło mu wiary w obietnicę, którą przekazał mu prorok?
2 -> Może miał za mało patriotyzmu – może za mało pragnął wolności Izraela?
3 -> Może zabrakło mu gorliwości, energii w działaniu?
(Co ważne, on nawet nie spytał, ile razy powinien uderzyć! – PYTAJMY WIĘC BOGA!)

Elizeusz zganił króla i przepowiedział od Boga, że wobec tego Bóg da zwycięstwo, ale tylko trzy razy, a potem zacznie się przegrana. Widocznie prorok zrozumiał, że gdyby Joasz był pełny gorliwości i wiary w zbawienie Izraela, byłby bardziej energiczny, uderzałby więcej razy w podłogę czy też strzelałby więcej razy w ziemię, która przedstawiała Syrię.

Lekcja z tej krótkiej historii jest dosyć prosta. Jeżeli widzimy, że coś jest wolą Bożą, to róbmy to z całej naszej siły. Podobną lekcję znajdujemy w Liście Jakuba 1:8 (BT): „Człowiek chwiejny jest niestały na wszystkich swych drogach”. UBG mówi: „Człowiek umysłu dwoistego”. W wersetach 6 i 7 apostoł Jakub pisze: „Kto bowiem żywi wątpliwości, podobny jest do fali morskiej wzbudzonej wiatrem i miotanej to tu, to tam. Człowiek ten niech nie myśli, że otrzyma cokolwiek od Pana”.

Tak jak król Joasz jesteśmy w trakcie duchowej wojny. Dla nas ten król Aramu to szatan. Ta lekcja mówi, że trzeba uderzać energicznie, toczyć walkę, aż przeciwnik zostanie pokonany. Nie mamy być obojętni, bojaźliwi, nie mamy zatrzymywać swojej ręki po chwili i rozglądać się dookoła, żeby ktoś inny zrobił to, co my możemy zrobić.

W czasach apostołów był wielki problem w zrozumieniu sprawy wiary i uczynków. Dla Żyda w tym czasie ważne było prawo i uczynki. Dlatego św. Paweł wyjaśniał, że Bóg liczy się z nami na podstawie naszej wiary w okup Chrystusa, a nie na podstawie uczynków. Wtedy jednak pojawił się inny problem, bo niektórzy zaczęli źle to rozumieć i przedstawiać.

Niektórzy stwierdzili: „Wystarczy, że uwierzę w Jezusa, a otrzymam życie wieczne! Nasze czyny są teraz nieważne! Ważne jest tylko to, w co wierzymy, a nie to,
co robimy”
. Ap. Jakub mówił do takich osób w Liście Jakuba 2:18 – „pokaż mi swoją wiarę bez twoich uczynków, a ja ci pokażę swoją wiarę przez moje uczynki. Nie powinniśmy myśleć o posiadaniu takiej wiary, która nie prowadzi do żadnych działań w naszym życiu, to wiara bezowocna. Prawdziwa wiara w miarę możliwości będzie działać. Po tym widać, że jest żywa. Jakub może pokazać owoce swojej wiary.

List do Galatów 5:6. „Bo w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, ale wiara, która działa przez miłość.”;

My nie możemy mieć doskonałych uczynków, upadamy wielokrotnie. A jednak powinno być tak, że inni ludzie mogą zauważyć: „widzę zmianę w tym człowieku, od czasu kiedy uwierzył”.

To jest to, co robił Jakub, on potwierdzał swoją wiarę czynami.  Ta wiara przynosiła owoce. To samo stwierdza Paweł: znaczenie ma wiara, która działa przez miłość.

Joaszowi tego zabrakło. Przyszedł do Elizeusza, bo wierzył, ale zabrakło życia w tej wierze. Joasz pewnie stał się później jeszcze bardziej bojaźliwy, gdy nie było już z nim proroka. Dalsza historia potwierdza, że Izrael trzy razy zwyciężył, ale potem zaczął przegrywać. Bóg był wierny i prawdziwy jak zawsze.

W tej scenie z 2 Ks. Królewskiej, król miał łuk i strzały, lecz każdy z nas ma coś w swoich rękach. Każdy z nas rozumie, że są pewne rzeczy, które podobają się Bogu i które może zrobić. Księga Ezdrasza 7:23 mówi: „Cokolwiek jest nakazane przez Boga niebios, niech będzie pilnie wykonane” (KJV). Czyje to słowa? Ciekawe, że to pogański król Artakserkses nakazał Żydom, żeby zajmowali się sprawami swojego Boga. Ja miałem takie sytuacje, gdy ktoś z zewnątrz powiedział mi:
„to u was tak można?” albo „czy wy nie powinniście tak czy tak postępować…”. Nie było to przyjemne, ale potrzebne dla mnie.

KOLEJNA SPRAWA: Bóg rozlicza się z każdym indywidualnie. Nie patrzmy za bardzo na innych braci, a szczególnie wtedy, gdy widzimy, że niektórzy nie przykładają się do swojego poświęcenia. Nie starajmy się dorównać do „średniej”. Gedeon mówił do swoich trzystu: „Patrzcie na mnie i róbcie to, co ja”. To samo mówi nasz Pan – „Patrzcie na mnie”, Patrzmy na Jezusa.

Posłuchajmy kilku myśli ze Sz.B. nr 194, s. 50: Był czas, kiedy Pan zapytał Mojżesza: „Cóż jest w ręce twej?” Innymi słowy, co możesz ofiarować? Jakie są twoje naturalne zdolności? To, co jest w naszym bezpośrednim zasięgu, co może być użyte na Jego chwałę. Możemy mieć wolny czas, możemy posiadać wpływ, wiedzę, pieniądze, praktykę, doświadczenie, uszy skłonne do słuchania strapionych, umiejętność pocieszania innych – wszystkie te zdolności mogą być wykorzystane w służbie dla naszego Boskiego pracodawcy.

Kiedy Izajasz usłyszał głos Pana mówiącego, „Kogóż poślę? A kto nam pójdzie?” on odpowiedział: „Otom ja, poślij mnie” (Izaj. 6:8), i potem nastąpił okres gorliwej pracy dla Pana. Zatem jesteśmy zobowiązani by czynić to, co mamy do zrobienia, w takim dziale Boskiej służby, jaki On uważa za stosowny dla nas, w jakimkolwiek miejscu i obojętnie jakim kosztem, abyśmy mogli mieć udział w jeszcze większej pracy przynoszenia błogosławieństw wszystkim rodzinom na ziemi, w wieku, który nadejdzie. Czy mogłaby być lepsza nagroda?(Koniec cytatu)

Myślę, że dla tego, kto kocha służbę dla Pana, nie będzie lepszej nagrody niż dalsza służba. To wcale nie znaczy, że wszyscy musimy robić to samo. Bo nasze służenie może wyglądać bardzo różnie i być działaniem w różnych dziedzinach.

W mannie na 17 marca zacytowany jest fragment z Ew. wg Mateusza 25:28-29„Przeto weźcie od niego ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Albowiem każdemu, który ma, będzie dane, i obfitować będzie; a od tego, który nie ma, i to, co ma, będzie odebrane”.

Ciekawy jest pierwszy komentarz: „Pan spodziewa się, iż nawet najmniejszy z Jego poświęconego ludu będzie znał talenty (sposobności), które ma w swym posiadaniu, i będzie ich używał.” To może być jeden talent, byle był wiernie użyty.

1 List Piotra 4:10 – Każdy jaki wziął dar, tak nim jeden drugiemu usługujcie, jako dobrzy szafarze rozlicznej łaski Bożej.” Służba to szafarstwo. Mamy coś Pańskiego dane nam pod Zarząd. Według apostoła Pawła nasze poświęcenie ma to być służba, która jest żywa, ale i rozumna (Rzymian 12:1). Nie mamy służyć dla samej służby, ale szukać tego, co naprawdę jest pożyteczne i tego, co jest prawdą i służbą na czasie.

Mamy wiele pięknych nauk, które możemy bezpiecznie głosić, jeśli oczywiście sami przebadamy je i przekonamy się czy są słuszne. Brat Hedman wymienia niektóre z nich w Sz.B. nr 179, s. 5 –

O czym Pismo Święte nas uczy i co powinniśmy głosić?
* O Okupowej ofierze Chrystusa i jej uniwersalnym charakterze (wszyscy powstaną z grobów i będą mieć pełną sposobność osiągnięcia wiecznego życia – Jana 5:28,29);
* O prawdziwej naturze śmierci (umarli nie żyją w mękach, lecz śpią – Kazn. 9:10);
* O prawdziwej definicji i przeznaczeniu ludzkiej duszy – Ezech. 18:4; Rzym. 6:23;
* O nadchodzącym Królestwie na ziemi – Mat. 6:10;
* O jedności Boga (Wszechmocny Bóg nie mógł sam umrzeć za człowieka, lecz zamiast tego, posłał swego Syna – Jana 5:36,37; Jana 3:16);
* O dwóch ogólnych klasach, wybranych i niewybranych (ludzkość w ogólności) i że rozwój każdej z nich ma miejsce w oddzielnym okresie – wybrani najpierw, a następnie niewybrani – Dz.Ap. 17:31; 1 Tym. 2:6; 1 Jana 2:2.”

Jeszcze ważniejsze nauki dotyczą sfery etycznej, rozwoju na podobieństwo Chrystusa.

Szczególnie teraz, gdy wydaje się, że jesteśmy mali i słabi w głoszeniu tych nauk (i doktrynalnych i etycznych); gdy wokół nas Izrael Boży wydaje się pokonywany, właśnie wtedy my powinniśmy walczyć.

Przypominają się tutaj słowa, które prezydent Warszawy Stefan Starzyński nadał w komunikacie radiowym
1 września 1939 r.„A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie, publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory, weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku, wszyscy jesteśmy żołnierzami„.

Nasza walka w sferze duchowej jest oczywiście nieco inna. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy ją traktować mniej poważnie. William i Caroline Booth, założyciele organizacji „Armia Zbawienia”, walczyli o to, by uratować od piekła jak najwięcej ludzi. Ich poglądy na temat piekła były błędne, ale na przełomie XIX i XX wieku zapoczątkowali takie projekty jak: domy wsparcia dla bezdomnych i wypuszczonych na wolność więźniów, pomoc prawna dla biednych i samotnych matek; praktyczną pomoc dla alkoholików.

Generał Booth krótko przed swoją śmiercią miał takie przemówienie: „Podczas gdy kobiety teraz płaczą, ja będę walczył; gdy małe dzieci chodzą głodne, ja będę walczył; choć mężczyźni idą do więzienia i wychodzą, idą i wychodzą, ja będę walczył; choć są opuszczeni pijacy, biedne zagubione dziewczyny na ulicach, gdy jedna dusza pozostaje w ciemnościach bez światła Bożego, ja będę walczył – będę walczył do samego końca.”

Jak mówiłem, nasza walka może być zupełnie inna. Przede wszystkim nasza walka powinna być uderzaniem w tych wrogów, którzy siedzą w nas (w naszym ciele i  duchu). Ta walka ma zająć najwięcej czasu. Mamy z Bożą pomocą usuwać z nas wszelkie zło, a w to miejsce rozwijać owoce ducha, a przede wszystkim miłość. Może inni ludzie nie będą uznawać naszego życia za taką walkę, jak te bardziej widoczne, zewnętrzne działania (np. ewangelizacje, działania charytatywne); ale to nie ma żadnego znaczenia, bo ci, których ocena się liczy to nasz Bóg i nasz Pan.

Bóg Jahwe patrzy na serce. Gdybyśmy mieli co do tego wątpliwości, możemy przeczytać 1 Ks. Samuela 16:7 – „Człowiek patrzy na to, co jest przed oczami, ale Pan patrzy na serce” (tak było z wyborem Dawida na króla i tak jest dzisiaj). Z drugiej strony najlepsze uczucia naszych serc powinny zachęcać nas do działań w służbie dla Pana. Z historii Gedeona i trzystu widać, że czyny często wyrażają stan serca. Przykład to próba picia wody. Ta próba tylko potwierdziła to, co było już w sercach poszczególnych wojowników.

Nasz Pan powiedział do swoich uczniów dość ciekawe, zagadkowe słowa: Łukasza 10:4 – „I nikogo w drodze nie pozdrawiajcie”.

Te słowa są trochę dziwne, bo brzmi to mało chrześcijańsko. Czy uczniowie nie mieli mówić dzień dobry albo ‘szalom’ do ludzi, których spotykali? Jasne, że mieli, ale to ‘pozdrawianie’ w krajach wschodu oznaczało zatrzymywanie się na długo, dopytywanie się o wiele nowości.

Teraz też zadajmy sobie pytanie: „co jest moim głównym tematem?”: Ewangelia, a może polityka, medycyna, militaria, rozrywka, sport czy jakieś inne rzeczy…?

Taki zwrot by nikogo nie pozdrawiać po drodze pojawia się jeszcze w księdze, którą dzisiaj rozważamy i w temacie Elizeusza. W 2 Królewskiej 4:29 czytamy:

„Wtedy [Elizeusz] powiedział Gechaziemu: Przepasz biodra, weź laskę moją w dłoń, a idź! Jeżeli spotkasz kogoś, nie pozdrawiaj go; a jeżeli ktoś ciebie pozdrowi, nie odpowiadaj mu.” (Chodziło tu o wskrzeszenie syna Sunamitki)

W tym wypadku chodziło o pośpiech, o energię w wykonaniu tego zadania. W podobnym duchu, tak właśnie posłanego przez Pana, wypowiadał się apostoł Paweł, gdy pisał np. „to jedno czynię (…) pędzę do mety” albo „biada mi, gdybym ewangelii nie opowiadał”.

My dzisiaj jak najbardziej mamy być uśmiechnięci i pozdrawiać ludzi. Mamy być sympatyczni i pomocni. Nie powinniśmy jednak zapominać w naszych działaniach, że my też mamy naszą osobistą misję od Pana.

No dobrze, ale ktoś powie: Król Joasz dokładnie wiedział, co miał robić: miał uderzać. Uczniowie mieli iść od miasteczka do miasteczka i głosić. A co ja w praktyce mam robić? Spójrzmy na to na przykładzie zborów, które tworzymy. Czy ja mogę coś robić, żeby zbór Pana się rozwijał?

Tak! Po pierwsze, mogę regularnie brać udział w zebraniach. Hebr. 10:25 –
„Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak się to stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem, i to tym bardziej, im wyraźniej widzicie, że zbliża się dzień.” Oczywiście są wyjątki jak: choroby, praca, odwiedzenie rodziny czy przyjaciół poza miastem, nawet silne zmęczenie, trudności domowe z dziećmi. Jednak apostoł Paweł mówi wprost, by starać się jak najczęściej być ze zborem, a raczej tworzyć zbór. I by takie opuszczanie zboru nie stało się zwyczajem.

Apostoł Paweł radzi Efezjanom: Efez. 5:19 – „przemawiajcie do siebie wzajemnie w psalmach i hymnach, i w pieśniach pełnych ducha, śpiewając i wysławiając Pana w waszych sercach.”

Cel zebrania to budowanie się duchowo. Jak mogę o to dbać? Mogę być przygotowany do badania, mogę odczytywać fragmenty Pisma Świętego, mogę dać świadectwo, mogę śpiewać. Mogę przynieść dobre słowo. Mogę dać uśmiech. Mogę komuś pomóc. Mogę przynieść zapasowy materiał do badania, mogę nauczyć kogoś jak korzystać z aplikacji do czytania Biblii w telefonie.

Zbór to też nie tylko zebrania i nie tylko życie publiczne. To nie tylko niedziela.
Kol. 4:2-3, 12 – „[2] Trwajcie gorliwie na modlitwie, czuwając na niej wśród dziękczynienia. [3] Módlcie się jednocześnie i za nas (…) [12] Pozdrawia was rodak wasz Epafras, sługa Chrystusa Jezusa, zawsze walczący za was w modlitwach o to, abyście stali mocno, doskonali w pełnieniu każdej woli Bożej.”

Nie ma już z nami wielu takich wojowników w modlitwie. Znikają bardzo cenne osoby z naszej społeczności. Słabniemy, może też to widzicie. Może więc tak jak umawiamy się z innymi ludźmi, tak warto umówić się na wspólny czas z Bogiem? Mówię tu całkiem poważnie, by takie „spotkanie z Bogiem” wpisać w nasz fizyczny kalendarz i trzymać się tego w miarę możliwości. Bóg na pewno nie odmówi na takie zaproszenie.

Poza modlitwą, każdy z nas ma różne sposoby, by pracować dla Pana:
– można pracować z dziećmi i młodzieżą (zwłaszcza rodzice)
– można odwiedzać potrzebujących i chorych
– można głosić ewangelię, rozdawać literaturę
– można przyjmować gości w swoim domu
– można pracować w internecie
– można grać na instrumencie (jeśli się umie 🙂 ), albo śpiewać…
– można pomagać materialnie ubogim i chorym
– można wykorzystać jakiś swój talent (np. majsterkowanie czy talent do komputera albo sprzętu AGD, albo do *czegokolwiek*), aby pomóc drugim –

To my musimy użyć wyobraźni i zrozumieć nasze szafarstwo.
– można pisać wiersze i listy
– można być po prostu obecnym, ofiarować swój czas na spokojną rozmowę, albo pomóc braciom w jakimś problemie…

Można też wspierać zbór materialnie. 2 Kor. 9:7 – „Każdy, tak jak sobie postanowił w sercu, nie z żalem albo z przymusu; gdyż ochotnego dawcę Bóg miłuje.”

To nie znaczy, że jeden członek zboru ma rozliczać drugiego. Po pierwsze, głównym obowiązkiem chrześcijanina jest zapewnienie przetrwania swojej własnej rodzinie. Byłoby złem, gdy ktoś zaniedbał swoją rodzinę, a zamiast tego wspierał pracę Pańską. Byłoby to ofiarowanie czegoś, co do tej osoby nie należy. Najpierw mamy mieć staranie o swoich domowników.

Jednak wspieranie zboru i sprawy Pana materialnie to nie tylko pieniądze. Usłużyć możesz tym, co posiadasz: mieszkanie, samochód, umiejętności, ubrania (jak opisana w Dziejach Ap. Siostra Tabita, która szyła ubrania dla braci i sióstr). Można usłużyć przygotowaniem jedzenia. A czasami, jak mówiłem, liczy się czas, obecność i uśmiech.

To są myśli na temat zboru, ale spróbujmy dopasować te myśli do naszego życia i naszej osobistej sytuacji. Wiemy z Pisma Świętego, że jesteśmy powołani nie tylko do tego, by nie szkodzić, ale by czynić dobro drugim.

List do Galatów 6:9-10 – „W czynieniu dobrze nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy. A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze.”

„O ile w pracy nie ustaniemy” – mamy tu nawiązanie do tej historii o Elizeuszu i Joaszu i o tym, by nie przerywać dobrej pracy.

Jeżeli widzimy, że jest coś dobrego do zrobienia i mamy możliwość to robić, to jest to nasze uderzanie. Niech to zaczyna się w domu i wtedy wychodzi szerzej tam gdzie widzimy potrzebę naszego działania w Bożych sprawach.

Kiedy wierzysz w Boskie błogosławieństwo i w słuszność swoich działań, UDERZAJ! Jak powiedział Elizeusz do króla Joasza: „Mogłeś uderzyć pięć albo sześć razy!”. Nie narzekaj na brak pomocy ze strony drugich, nie rozglądaj się za czymś innym do zrobienia. UDERZAJ tam, gdzie widzisz Boskie kierownictwo.

Uderzaj na miarę swoich sił, a nawet trochę ponad swoje siły. Niech to Bóg powie dosyć, kiedy uzna to za właściwe. Jeśli nie wiesz, to pytaj Boga w modlitwie, ile razy masz uderzyć. To uderzenie może dotyczyć głoszenia Ewangelii, ale też niesienia pomocy i miłości. To jest ta szczególna rzecz, o której wiesz, że to sam Bóg przez swoje Słowo, Ducha i Opatrzności zachęca Cię, byś to właśnie robił albo robiła. Zbyt często przerywamy po pierwszym, a czasami po drugim lub trzecim uderzeniu, gdy moglibyśmy uderzyć 5 albo 6 razy. Miejmy w pamięci tę przestrogę od proroka Elizeusza: „Trzeba było uderzyć pięć albo sześć razy!”.

Przysłowie niemieckie mówi: „Zacząć jest łatwo, sztuką jest wytrwać”. U nas mówi się: „do trzech razy sztuka!”. Weźmy jednak od Elizeusza tę lekcję i próbujmy nawet 5 albo 6 razy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *