Mój pierwszy wykład na dziś nosi tytuł: Krzyż stał się bramą. A taką motywacją będzie wiersz Cypriana Norwida pt. „Krzyż i dziecko” (w wyk. z. Cisza jak ta):
„Ojcze mój, twa łódź
Wprost na most płynie –
Maszt uderzy!… Wróć!
Lub wszystko zginie.
Patrz, jaki tam krzyż,
Krzyż niebezpieczny!
Maszt się niesie wzwyż,
Most mu poprzeczny.”
„Synku, trwogi zbądź!
To znak zbawienia;
Płyńmy, bądź co bądź –
Patrz, jak się zmienia….
*
Oto – wszerz i wzwyż
Wszystko toż samo.”
„Gdzież się podział krzyż.”
*
„Stał się nam bramą!”
Nagranie ze zboru we Wrocławiu, 23.04.2023 r.
Chciałbym ten wiersz uczynić wstępem do rozważania o krzyżu i jego celu. Swego czasu wiele osób nie rozumiało głębokiej treści tego wiersza. Nawet krytycy literatury zarzucali Norwidowi naiwność i bezsensowność w tym utworze. Jego prawdziwe znaczenie wyjaśnił prosto polonista Marian Piechal:
Wiersz oparty jest na złudzeniu perspektywicznym. Pion masztu zbliżającej się do mostu łodzi tworzy z poziomem mostu ów krzyż, o którym w utworze mowa. Charakterystyczne, że to dziecko wyraża obawę, że maszt zawadzi o poziom mostu, który z daleka wydaje się tak niski. Ojciec uspokaja dziecko, bo wie, że wraz ze zbliżaniem się łodzi do mostu, poziom mostu podnosi się ‐ tak, że w końcu łódź wraz z masztem swobodnie pod nim przepłynie. Norwid zrobił z tego symbol. Ten wiersz to po prostu arcydzieło konstrukcji i perła ekspresji.
Wydaje się, że jest dla nas bardzo oczywiste, że krzyż Chrystusa to Brama Zbawienia. Ale czy w naszych osobistych krzyżach widzimy od Boga bramę?
Czym był krzyż dla naszego Pana i czym jest krzyż w naszym życiu? Jaki ma cel?
To bardzo ważne pytania. Czytamy u Łukasza 14:27 – „Kto nie dźwiga swojego krzyża, a idzie za mną, nie może być moim uczniem”. Brat Russell w mannie na 11 września wyjaśnia, że „niesienie krzyża przez naszego Pana polegało na czynieniu woli Ojca w niesprzyjających warunkach”. (…) podobnie ma być z naśladowcami Pana.
Można powiedzieć, że „czynienie woli Ojca”, „czynienie woli Bożej” to ślub naszego poświęcenia. Na początku nie wiemy jednak do czego nas to poprowadzi. W przypadku naszego Pana Jezusa jego dobre, święte postępowanie przyniosło mu ze strony nieprzyjaciół: zazdrość, nienawiść, prześladowanie i ostatecznie dosłowne opluwanie, biczowanie i krzyż na wzgórzu Golgota.
Krzyż naszego Pana był najcięższy ze wszystkich. Z symboliki biblijnej wiemy, że te doświadczenia były dla naszego Pana jak palący wielki ogień, tak jak baranek paschalny pieczony był w ogniu, a Pan Jezus stał się Barankiem Bożym, który gładzi grzech świata. O swojej śmierci w ofierze, nasz Pan powiedział u Łuk. 12:50. „W chrzcie mam być zanurzony i jak jestem udręczony, póki się to nie dopełni.” Ten chrzest, o którym mówił Pan to jego bolesne doświadczenia i śmierć w ofierze. To była udręka, wielkie cierpienie, w ofierze dla nas i za nas.
Dlaczego nasz Pan się na to zgodził? Dlaczego nie wezwał na pomoc aniołów? Ponieważ zdecydował się na niesienie krzyża, na: „czynienie woli Ojca w niesprzyjających warunkach”. Przyjął swój krzyż bo wierzył, że stanie się dla Niego bramą do czegoś lepszego; że krzyż to brama zbawienia nie tylko dla Niego, ale dla nas.
Jest pewien werset, który rzuca nieco światła, zwłaszcza gdy jest dobrze przetłumaczony. Jest to List do Hebrajczyków 12:2. Może zacytujmy z EIB przekł. lit. „Utkwijmy wzrok w Jezusie, w Tym, który wzbudza i doskonali wiarę, i który ze względu na czekającą Go radość wycierpiał krzyż, nie zważając na hańbę, i zajął miejsce po prawej stronie tronu Boga.”
Niektóre przekłady mówią, że nasz Pan zamiast obiecywanej mu radości, wycierpiał krzyż. To prawda, ale prawdziwy sens jest taki jak czytaliśmy, że pewne Ojcowskie obietnice pobudziły naszego Pana, by wycierpieć krzyż. Zrobił to ze względu na czekającą Go radość – a z czego ta radość miała się składać?
W E15, s. 89 [Chrystus-Duch-Przymierza] br. Johnson wymienia siedem elementów tej obiecanej radości, siedem nadziei, które pozwoliły Panu dopełnić ofiarę:
- nadzieja zadowolenia Niebiańskiego Ojca;
- nadzieja osobistego zwycięstwa nad wrogami: diabłem, światem i ciałem oraz stania się dziedzicem Boga i Boskiej natury;
- nadzieja nauczania, usprawiedliwiania, uświęcania i wyzwalania wybranych;
- nadzieja udzielenia światu restytucji;
- nadzieja usunięcia wszelkiego zła i tych, którzy nie zechcą odłączyć się od zła;
- nadzieja przekazania Bogu rodzaju ludzkiego, na wieki uwolnionego od zła i utwierdzonego w dobru;
- nadzieja stania się wraz z Kościołem Boskim Narzędziem i Namiestnikiem w realizacji wszystkich Boskich zamierzeń w Wiekach Chwały po Tysiącleciu.
Te obietnice bardzo pobudzały naszego Pana. Czytamy u Jana 12:32-33 słowa Pana Jezusa: „A ja gdy zostanę podniesiony z ziemi, wszystkich pociągnę do siebie. Powiedział to zaś, by zaznaczyć, jaką śmiercią ma umrzeć.”
Nasz Pan mówi tu: „Pociągnę [w ten sposób: przez swoją ofiarniczą śmierć] wszystkich”. Jezus wiedział, że jeśli wycierpi swój krzyż wiernie, to otworzy drogę do zbawienia dla wybranych i dla niewybranych. Mówi tu: „Pociągnę wszystkich”, a umiłowany uczeń Jan stwierdza później w 1 Liście 2:2, że Pan Jezus stał się ofiarą przebłagalną za grzechy kościoła i za grzechy całego świata.
Cyprian Norwid komentuje to w swoich rozważaniach, pisząc że „chrystjanizm [zwyciężył świat] przez przecięcie linji ziemskiej horyzontalnej i linji nadziemskiej prostopadłej, z nieba padłej, czyli przez znalezienie środka +, to jest, przez tajemnicę krzyża (a środek po polsku znaczy zarazem sposób [do wykonania czegoś]).” Może brzmi to zawile, ale chodzi o to, że krzyż naszego Pana (Jego wiernie ofiarowanie się) stał się środkiem do zbawienia ludzkości. Umożliwił pojednanie nieba i ziemi.
Możemy jeszcze spojrzeć do Hebr. 2:9. „Widzimy raczej Tego, który na chwilę został uczyniony mniejszym od aniołów – Jezusa, ukoronowanego chwałą i dostojeństwem za cierpienia śmierci – po to, by móc z łaski Bożej zakosztować śmierci za każdego [człowieka].”
Oczywiście widzimy Jezusa jako Odkupiciela każdego człowieka nie patrząc na rzeczy ziemskie, ale widzimy to przez naszą wiarę i zrozumienie Słowa. Bóg daje nam zobaczyć największą naukę Biblii – Odkupienie. To, że Jezus umarł za Żydów i pogan, za czarnych, żółtych i białych, za tych, którzy już go przyjęli i za tych, którzy przyjmą go w swój dzień nawiedzenia – w czasie panowania Chrystusa. Nasz Pan przecierpiał krzyż po to, aby dać samego siebie na okup za wszystkich.
Drugi rozdział Listu do Hebrajczyków przynosi pocieszenie i zachętę, tym razem dla wszystkich naśladowców Pana Jezusa w tym życiu. Czytamy ostatnie dwa wersety, Hebr 2:17-18: „On musiał zostać we wszystkim upodobniony do braci, aby stać się miłosiernym i wiernym arcykapłanem w sprawach dotyczących Boga, dla przebłagania (lub: pojednania) za grzechy ludu, w czym bowiem doznał cierpień sam doświadczany, [w tym] może także dopomóc doświadczanym.”
I jeszcze Hebr. 4:15 – „Nie mamy bowiem takiego Arcykapłana, który by nie mógł współodczuwać naszych słabości, lecz doświadczonego we wszystkim, na [nasze] podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. Zbliżajmy się zatem z ufną odwagą do tronu łaski, abyśmy dostąpili miłosierdzia i znaleźli łaskę do pomocy w czasie potrzeby.”
Zwróćmy uwagę na wiersz Norwida. Tam w łodzi są dwie postaci. Jedna młoda, pełna niepewności, strachu przed niebezpieczeństwem. Druga, ojciec, to osoba doświadczona, która wie, że ostateczny efekt będzie dobry, osoba, która już pewnie przepłynęła pod niejednym mostem. Ktoś kto niejedno przeżył.
To jest sytuacja nasza i Pana Jezusa. My wszyscy jesteśmy dziećmi, które stawiają swoje pierwsze kroki i nasze osobiste krzyże wydają się nam bardzo ciężkie, boimy się, że jeśli wydarzy się to lub tamto, to wszystko będzie stracone. Jednak Pan Jezus nie dość, że sam zwyciężył świat to przeprowadził już taką drogą cały Kościół i Wielką Kompanię.
Zobaczmy jednak, że był taki czas, kiedy to nasz Pan przechodził swoją lekcję jako Syn swojego Ojca na tej łodzi. Jana 16:32 – słowa naszego Pana krótko przed próbą – „oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie – każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego. Ale Ja nie jestem sam, bo Ojciec jest ze Mną. To wam powiedziałem, abyście pokój we mnie mieli. Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę; Ja zwyciężyłem świat.”
Nasz Pan modlił się w Getsemane. Odczuwał strach i niebezpieczeństwo swojej sytuacji, ale zaufał Ojcu i posilony przez anioła – zwyciężył. Mamy w Nim przykład zaufania aż na śmierć. Nasz Pan także miał wątpliwości, ale zaufał całkowicie Ojcu i wybrał wolę Ojca, a nie własną. Krzyż stał się bramą, a nasz Pan umarł, ale zmartwychwstał. A z tego, co cierpiał, nauczył się posłuszeństwa; wykrystalizował swój charakter tak, że mógł otrzymać Boską naturę, stał się niezmienny jak Bóg.
Kochani Bracia i Siostry, miejmy na uwadze, że jak śpiewamy w p.9 : „potężny zbawiciel jest nasz” i że „kupił nas wszystkich swą krwią” – starajmy się śpiewać świadomie. Co do naszych osobistych doświadczeń, to rację ma brat Russell, gdy pisze, a jest to R-3235:
„BÓG ŁASKAWIE ZASŁANIA NASZ WZROK
Jest to szczęściem dla nas, że na początku nie oceniamy i nie możemy ocenić zupełnego znaczenia słów ofiara, noszenie krzyża itp. Gdybyśmy mogli widzieć przyszłość i zobaczyć zaraz od początku te różne doświadczenia i trudności napotykane na „wąskiej drodze”, to pewnie mało z nas miałoby odwagę poświęcić się i na tę drogę wejść – gdybyśmy najpierw nie mogli zobaczyć i ocenić zysków i błogosławieństw, jakich pod Boską Opatrznością dostępujemy – wraz z doświadczeniami; które to błogosławieństwa więcej niż wynagradzają nasze zaparcie się [siebie] i utratę ziemskich rzeczy.
Nie możemy też wcześniej przewidzieć, w jaki sposób upodoba się Bogu doświadczyć naszej gorliwości i wiary. Bóg zwykle daje nam po jednym krzyżu, daje nam zobaczyć srogość tego krzyża – ukrywając przed nami wspierającą rękę, którą – gdy chwycimy ten krzyż i wynałożymy swe starania, nasz Pan poniesie istotny ciężar tego krzyża tak, że na jeden raz nie mamy do dźwigania więcej niż moglibyśmy unieść. Tak ostrożnym jest Pan wobec tych, którzy stają się Jego naśladowcami i perspektywnymi współdziedzicami królestwa, że „nie dopuści, abyście byli kuszeni nad możność waszą, ale uczyni z pokuszeniem i wyjście, abyście znosić mogli” (1 Kor. 10:13).”
Czytanie historii wiernych daje wiele siły na trudne dni życia. Kiedy spojrzymy na Pawła i Sylasa, to widzimy, że oni nie szukali sobie krzyży. Wierni Pańscy nie muszą szukać krzyża, lecz tylko przyjmować te krzyże, kiedy Pan uzna to za właściwie. Jak wiemy Paweł i Syla w Macedonii chcieli po prostu głosić ewangelię. Stało się jednak inaczej i trafili do więzienia. Opis biblijny mówi, że doznali wielkich cierpień, że byli wyszydzani, biczowani i uwięzieni, zakuci w łańcuchy. A jednak Dz. 16:25 podaje (b.mocny werset): „około północy Paweł i Sylas modlili się i śpiewem wielbili Boga, więźniowie zaś przysłuchiwali się im.”
Takie przyjmowanie krzyża przyniosło wielką łaskę. Nie tylko uczniowie zostali cudownie uwolnieni, ale nawrócił się jeszcze strażnik więzienia. Są bardziej współczesne historie, gdy ludzie wierzący niesłusznie osadzeni w więzieniu przez swoją postawę potrafili zjednać przestępców i przekazać im Pana Jezusa. Krzyż jednych stał się dla drugich bramą do poznania Pana Jezusa i Prawdy.
(((Opowiadana przez br. Łagowskiego historia pewnego wierzącego, który trafił do więzienia… Współwięzień miał dać mu „szkołę”)))
Przywołajmy tu jeszcze to, że Ap. Paweł swoje listy pisał z aresztu domowego w Rzymie – np. List do Efezjan. Pewnie nie byłoby tego listu bez jego uwięzienia, bo miałby inne zajęcia.
Pryska i Akwila – małżeństwo, które pracowało z Pawłem w Koryncie i w Efezie. Byli uchodźcami, musieli uciekać z powodu prześladowań. Ale przyjmowali swój krzyż i w kolejnych miastach w ich mieszkaniach powstawały kolejne zbory. To dzięki nim mamy takie księgi Biblii jak dwa listy do Koryntian i list do Efezjan, bo to oni byli pierwszymi wierzącymi w Pana Jezusa w tamtych stronach.
To małżeństwo i apostoł Paweł wydali wielkie świadectwo. Mamy to opisane w dziejach apostolskich i w listach. Jeśli dużo rozmyślamy o naszych krzyżach to chciałbym żebyśmy zwrócili uwagę na Pawła i na jego słowa z Dziejów 20:22-24:
„A oto teraz, związany w duchu, idę ja do Jerozolimy, nieświadom, co mnie w niej spotka, prócz tego, co mi Duch Święty w każdym mieście poświadcza, mówiąc, że czekają mnie więzy i uciski. Lecz o życiu moim mówić nie warto i nie przywiązuję do niego wagi, bylebym tylko dokonał biegu mego i służby, którą przyjąłem od Pana Jezusa, żeby składać świadectwo o ewangelii łaski Bożej.”
Kiedy można tak powiedzieć? Myślę, że wtedy, gdy się bardzo dobrze poznało Pana Jezusa, który płynie razem z nami w łodzi poświęconego życia. Ap. Paweł był w 100% przekonany, że cokolwiek go spotka, to ostatecznie przyniesie to dobro, chociaż wiedział, że będzie cierpiał. Pisał, że to, co przechodzi to króciutki i lekki ucisk i że przyniesie wielką i wieczną chwałę. Bardzo często doświadczenia i krzyże dzieci Bożych przynosiły wielki plon, który widać nawet w tym życiu.
Marcin Luter musiał się kryć na zamku Wartburg i przetłumaczył tam Nowy Testament na język niemiecki. John Bunyan w ciężkim więzieniu napisał swoją „Wędrówkę Pielgrzyma”.
Piotr Waldo ekskomunikowany z kościoła i wypędzony z Lyonu znalazł w Turynie ludzi, którzy byli gotowi przyjąć ewangelię. Prześladowany John Wesley, gdy został usunięty z kazalnic dużych kościołów, zaczął opowiadać ewangelię na ulicach, przy kopalniach i na łąkach, a wokół niego zgromadzały się tłumy i wielu ludzi przyjmowało Pana Jezusa.
Przypomina mi się Fanny Crosby, autorka pieśni, która straciła wzrok jako niemowlę na skutek choroby. Pewien pastor ubolewał, że ją to spotkało, a ona odpowiedziała: „Czy wiesz, że gdybym przy urodzeniu mogła wypowiedzieć jedno życzenie, to brzmiałoby ono: chciałabym urodzić się niewidoma!”? „Dlaczego? – spytał zaskoczony duchowny. – Bo kiedy pójdę do nieba, pierwsza twarz, jaką zobaczę i jaka uraduje moje oczy, to będzie twarz mojego Zbawiciela”. Był kiedyś w Telewizji TRWAM film o Fanny Crosby i naprawdę przeszła ona wiele w swoim życiu, jako matka straciła malutkie dziecko, miała wiele trudności. A jednak to ona właśnie napisała: p.452 – „Jak błogo wiedzieć – Jezus jest mój! Jakże ten pokój słodzi mi znój! (…) Kto może tyle pociech mi nieść? Nikt, tylko Jezus, Jemu dam cześć”.
Znana jest współczesna historia brata z Nigerii, którego prześladowcy chcieli zmusić do porzucenia wiary. Straszono, że zabity zostanie jego syn, a wreszcie zrobiono to. Ten brat nie porzucił jednak Pana, przeciwnie na pogrzebie wydane było świadectwo dla 1600 osób, a później nabożeństwa zboru Oyede zaczęły się odbywać w domu tego brata. Wiele osób zostało pozyskanych…
Ktoś napisał, że „za każdą silną osobą stoi historia, które nie dała tej osobie innego wyboru.” To mocne słowa. Wybór zawsze jest, ale ci, którzy starają się być wierni Bogu, zawsze byli wzmacniani przez doświadczenia.
Czytałem niedawno pewne świadectwo siostry zakonnej Bożeny Leszczyńskiej, która zajmuje się dziećmi w szpitalach onkologicznych. Wydaje się, że to czego te dzieci i każdy z nas najbardziej potrzebuje to przyjaciel, który weźmie za rękę i powie po prostu: „Nie bój się, będę z tobą”. I nawet jeśli w ludziach nie zawsze znajdziemy takich przyjaciół, to na łodzi życia, pomimo krzyża, mamy przyjaciela w Panu i On pragnie nas poprowadzić aż poza ten most, przez bramę zbawienia do Królestwa Bożego.
Chciałbym troszkę przeczytać z wywiadu z tą Siostrą Bożeną Leszczyńską, ona pracuje jako asystentka pastoralna w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu, daje to do myślenia. Ta siostra po wielu latach pracy w szpitalu pisała tak: „jak często to dorośli muszą uczyć się od małych dzieci? Dziewięcioletni Kuba, usłyszawszy, że choroba nowotworowa, na którą był leczony, niestety powróciła, powiedział do swego taty: „Tatusiu, nie chcę cię martwić, ale musimy leczyć się jeszcze raz”. O rok starszy Krzyś uspokajał zaś rodziców, mówiąc: „Nie martwcie się, jeśli miałbym cierpieć za dużo, to Pan Bóg na to nie pozwoli i zabierze mnie do siebie”.
Dwunastoletnia Kasia zapewniała mamę, że pomimo bólu jest szczęśliwa, bo ona jest zawsze obok niej. – Tak jest z wieloma dziećmi, których dotyka cierpienie – mówi siostra Bożena. – Martwią się o swoich Bliskich bardziej niż o siebie i nie ma dla nich wiekszego cierpienia niż to, gdy widzą łzy rozpaczy w ich oczach.
Pyt. Dziennikarza: Co z tych spotkań z małymi pacjentami czerpie Siostra dla siebie? (…)
Dzieci uczą mnie pokory i radości pomimo cierpienia. Uczą prawdziwej wiary, głębokiej miłości i niezachwianej nadziei. Uczą miłości krzyża, uczą ufności i wdzięczności. Niedawno 8-letni Marcinek z hematologii napisał mi ułożoną przez siebie modlitwę. Obiecałam mu, że tym jednym zdaniem będę się modlić odtąd codziennie: „Panie Jezu, dziękuję Ci, że jesteś przy mnie i że pomagasz mi być dobrym”. Cóż więcej potrzeba? (…) Z podziwem patrzę, jak w skupieniu się modli. W jego oczach widać niebo duszy. Ten chłopiec swoim pokornym cierpieniem naprawdę pomaga Jezusowi nieść krzyż.”
Czy my jako wierzący Bogu ludzie, poświęceni, możemy się zdobyć na takie modlitwy i takie stwierdzenia jak te kochane dzieci? Jak dobrze, że dla tych małych dzieci jest taka piękna nadzieja w postaci restytucji, czasu, kiedy te łzy bólu i smutku zamienią się w płacz radości. To spotka też każdego z nas, wtedy zrozumiemy, dlaczego potrzebne były nam niektóre krzyże naszego życia, czemu droga życia i poświęcenia ułożyła się tak czy inaczej. Czemu pomimo starań o czynienie woli Ojca, dotknęły nas różne niesprzyjające warunki.
Do czego zachęca an Jezus? Mat. 16:24-25 – „Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je.”
Drodzy Bracia i Siostry są nawet mocniejsze wypowiedzi Pana Jezusa. Łuk. 14:26 – „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za mną, ten nie może być moim uczniem.”
Diaglott komentuje, że w grece biblijnej „nienawidzić” to „miłować coś mniej”. Grecki to taki kontrastowy język. My jako chrześcijanie mamy kochać naszych bliźnich, a zwłaszcza bardzo kochać tych najbliższych. Mamy też bardzo się starać, aby swoje ciała traktować jak świątynię ducha św, zadbać o samych siebie i o naszych bliskich.
Lecz chodzi tu o to, że dla Pana i dla pełnienia Jego woli, powinniśmy być gotowi na nieprzyjemności, bez względu na to w jakiej formie i z jakiej strony one nas spotkają. Nie mamy zgorzknieć ani zniechęcić się, ale pamiętać, że przed nami Królestwo. Możemy się cieszyć z drogi do tego Królestwa; cieszyć się z każdego kroku, który przybliża nas bardziej do Pana.
Bardzo często chcielibyśmy innego krzyża niż mamy. Często nie wiemy o co prosimy naszego Pana. Pewien ksiądz, Krzysztof Pałys, opowiadał jak różne osoby zwierzają się mu, a on widzi, że nie rozumieją Bożej drogi. Zacytuję go:
„Dziewczyna, 25 lat. Właśnie skończyła studia i rozpoczęła pracę. W rozmowie skarży się, że nie może znaleźć męża. Jej problemem jest samotność.
– Czy gdybyś w końcu znalazła męża problem by się skończył?
– Tak. Nareszcie byłabym szczęśliwa.”
„[inna] Kobieta, w małżeństwie od kilku lat.
– Mąż nie rozumie moich potrzeb, często się spieramy, pada wiele słów, które ranią. Czuję się niezrozumiana i bardzo samotna – mówi ocierając łzy. – Przyznam ojcu, że będąc sama, nie cierpiałam tak bardzo jak teraz.”
Czasami kryzysy w naszym życiu pojawiają się z powodu nadmiernych oczekiwań. Druga osoba ma mnie całkowicie wypełnić, zawsze zrozumieć, zaspokoić wszystkie potrzeby. Powinna stać się niczym Bóg. Takie patrzenie zniszczy każdą relację. Podsumowuje to ten ksiądz: „Istnieje rodzaj samotności, którego nie zaspokoi żaden człowiek, choćby najbliższy. Taka samotność jest darem, przypomina o naszej niewystarczalności bez Boga.”
My czasami uciekamy przed własnym krzyżem i jak w tej opowieści obchodzimy cały świat dookoła, żeby znowu znaleźć swój własny krzyż od Pana. To jednak normalne, że upadamy, byle powstawać.
Na zakończenie tego wykładu, pragnę, byśmy wszyscy mieli to poczucie, że Pan jest z nami w naszej łodzi życia. Jeśli mamy wiarę, starajmy się też jedni dla drugich być jak ten ojciec z wiersza, dodawać sobie otuchy; apostoł Paweł napisał w Liście do Galatów 6:2 – „Noście brzemiona jedni drugich, a tak wypełnicie Prawo Chrystusa.”
Zawsze pamiętajmy, że Bóg nigdy nie dozwala na krzyż w naszym życiu bez celu i że jeśli będziemy wierni, to nasze krzyże staną się bramą zbawienia. Jeszcze jedno mądre zdanie, które ostatnio przeczytałem: „Kiedy zamienisz: DLACZEGO TO MNIE TO SPOTKAŁO? Na: CZEGO TO MA MNIE NAUCZYĆ?, zobaczysz jak wszystko się zmienia”. Życzę wszystkim wielu Bożych błogosławieństw!