Cud na konwencji w Łosińcu

Świadectwo brata Jana Łagowskiego z wykładu pt. Wiele może uprzejma modlitwa sprawiedliwego (od 25:00).

 

* * *

„Przykład brata Johnsona, gdy był na konwencji w Łosińcu w 1946 roku. Tak jak mówię niewielu jest tutaj z nas na sali, którzy pamiętają jak wielka bieda była po wojnie. Wszystko było zniszczone. W swoim sprawozdaniu z pobytu w Polsce brat Johnson pisze, że pierwszą osobą w Polsce, którą zobaczył po wyjściu z samolotu na lotnisku w Warszawie był chłopiec: bosy, obszarpany, wychudzony, brudny… I mówi: «to był symbol tego, co zobaczył później w całym kraju». Gdy miała się rozpocząć konwencja w Łosińcu to poprosił gospodarza konwencji poprzez brata Hoffmana. A wtedy był to mój ojciec. I mówi, że chciałby zobaczyć magazyn z żywnością, bo widząc tę biedę dookoła myślał, co bracia będą jedli podczas tych trzech dni. Konwencja była w szkole, tym magazynem, niby-magazynem, była klasa szkolna, jedna z klas szkolnych, a tam była taka sama nędza jak wszędzie. Pamiętam te dwa potoki łez po policzkach brata Johnsona płynące, a potem modlił się, modlił się po angielsku, więc nie wiem, o co się modlił. Ale stało się coś cudownego. Co się stało? Ksiądz*, który był przyjazny braciom, a szkoła była tuż obok kościoła, pytał, co ma zrobić, żeby nie przeszkadzać (było to jakieś święto katolickie), żeby katolicy nam tam nie przeszkadzali. Mówi: «czy mam do was przyjść? czy co ja mam zrobić? bo nie chciałbym, żeby wam przeszkadzali.» Bracia mówią: «my się tam naradzimy i księdzu powiemy, no ale co mu mieli powiedzieć». Nic mu do końca nie powiedzieli. W przeddzień konwencji zamknął kościół i pojechał do rodziny w Krakowie. Przychodzili wierni do kościoła, ale na drzwiach kościelnych była kłódka. Mówią: w szkole jakiś Amerykanin przemawia, poszli do szkoły. Przeważnie mężczyźni, kobiety poszły do domu, ale mężczyźni przyszli. Przyszło bardzo dużo ludzi światowych na konwencję. No i teraz wynikł nowy problem. Ojciec mówi: «no przecież nie powiemy, my teraz będziemy mieli przerwę na zjedzenie zupy, a wy sobie jakoś wyjdźcie. No bo…» Mówi do braci tak: «słuchajcie», i do sióstr, które gotowały, «gotujcie wszystko co na te trzy dni, gotujcie teraz, potem się będziemy martwić co dalej», a do braci mówi: «zapraszajmy tych gości najpierw, a dla nas jak nie wystarczy, to trudno». No i tak oczywiście wszyscy bracia zaangażowali się, żeby tych gości popychać w pierwszym rzędzie do tej stołówki. No i zaistniała nowa sytuacja. Oni chcieli płacić. Ojciec nie chciał przyjmować pieniędzy. Wynikła taka szarpanina. Ale wreszcie ojciec mówi tak: «stawiam tutaj karton na ławce szkolnej. I kto z was chce niech do tego kartonu wrzuci, ja pieniędzy nie przyjmuję». Gdy się skończył ten niby obiad, bracia mówią: «może zobaczymy do tego kartonu, może tam co jest?» Okazało się, ze w tym kartonie jest tyle pieniędzy, ze na te pozostałe dwa dni konwencji było naprawdę dużo. A jeszcze potem można było pomóc innym. Wiele może uprzejma modlitwa sprawiedliwego.”

***

* ksiądz Józef Krupa – „człowiek, który miał sporo pola i nie miał pojęcia jak tam gospodarzyć. Obok niego mieszkał brat Teodor Mikuła, dobry gospodarz i ksiądz chodził się do niego radzić: co, gdzie i jak robić, co siać. I tak można powiedzieć, że br. Mikuła zarządzał tym gospodarstwem księdza, zdalnie oczywiście. Zrodziła się też między nimi przyjaźń. I gdy brat Johnson był w 1938 r. na konwencji w Łosińcu u br. Motyków w stodole i sadzie, to ksiądz ze względu na tę przyjaźń z bratem Mikułą przyszedł tam, schował się za porzeczki, żeby go ludzie nie widzieli, żeby tego pastora amerykańskiego posłuchać. Gdy przyszła wojna, jego dwóch parobków postanowiło go zabić – mówią: <<on krew naszą pił! A my tego klechę tylko dopadniemy to…>> No i ta nienawiść ich dotarła do niego, bał się, ukrywał się między swoimi wyznawcami. Nie nocował na plebanii tylko gdzieś u kogoś, po cichu, ale wszedł do brata Mikuły i mówi: <<ja wierzę, że ja to przeżyję>>. A brat Mikuła – <<No to piękna rzecz, że ksiądz tak wierzy!>>. <<Ale, panie Mikuła, pan nie wie dlaczego ja tak wierzę.>> <<No dlaczego?>> <<Jak ten wasz pastor był, to ja się tam schowałem – przyznał się – i jak się tak modlił, żeby Bóg błogosławił tę okolicę w czasie ucisku, to ja się szczerze modliłem, żeby to błogosławieństwo stało się również moim udziałem. Wierzę, że to otrzymam, bo się szczerze modliłem.” (z wykładu J. Łagowskiego pt. Brat Johnson, 1:06:30)

Zobacz inne świadectwa.

1 thoughts on “Cud na konwencji w Łosińcu”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *