Jedno z pytań, które bywają zadawane przy chrzcie, brzmi: „Czy jesteś świadomy tego, że jesteś grzeszny?”. Aby pokutować, konieczne jest odczuwać zło w sobie. A to wcale nie jest takie oczywiste. Grzeszność to coś, do czego trudno się przyznać i trudno to zmienić. A zdolność pokuty, czyli odczuwania zła w sobie i pragnienia odwrócenia się od tego zła, nie jest człowiekowi dana raz na zawsze.
Zapraszamy do wysłuchania wykładu, który brat Marek Wigienka wygłosił na spotkaniu zboru w Bydgoszczy, 26 maja 2024 r.
(Przepraszamy za słabą jakość techniczną nagrania!)
Zapis wykładu w wersji tekstowej:
Dosyć tego liczenia, tych łamigłówek, drodzy Braterstwo, bo można na tym sobie głowę połamać. Bracie mówią: „ojej…”. Ale my też musimy być czasami fizykami, matematykami. No, drodzy Braterstwo, no musicie być. Trzeba się pomęczyć. Poświęcenie to nie coś takiego, co bardzo pięknie, według naszego ciała tak przebiegnie. Musimy się pomęczyć, żeby tego ducha znaleźć.
Temat: Zdolność pokuty. Prosty. Nie będę Was już męczył. Tak to przynajmniej nazwałem, a nie wiem, jak to odbierzecie. Chcę powiedzieć, że właściwie pokuta to jest coś takiego, co zaczyna życie duchowe i co kończy życie duchowe. Bez tej zdolności nie mamy możliwości ani rozpoczęcia życia duchowego ani jego zakończenia w odpowiednim stanie. Dlatego jest to jak mi się wydaje tak ważne.
Każdemu z nas było zadane takie pytanie, jak był nasz chrzest, chyba każdego z nas: czy jesteś świadomy tego, że jesteś grzeszny? I ta świadomość jest bardzo cenna. Bo wielu ludzi na tym świecie tak nie myśli. Dlaczego Wy tutaj jesteście? Dlaczego ja jestem? Bo być może mamy tę wrażliwość i być może jesteśmy tymi, którzy przez tę możliwość dostrzegania zła, jesteśmy w stanie to docenić, zrozumieć. Być może. Czasami pytam Braci: co spowodowało to, że Ty tutaj jesteś? Jest mnóstwo różnych odpowiedzi, więc chyba nie ma takiej jakiejś jednej recepty, ale na pewno był jakiś taki moment, w którym musieliśmy sobie zdać sprawę z naszego złego postępowania, bo tym jest grzech.
To nie jest tylko przekroczenie prawa Bożego, bo prawo Boże jest doskonałe, piękne i harmonijne i pokazuje coś takiego wspaniałego jak miłość do drugiego człowieka, jak do siebie samego. To jest ta podstawa, z którą wszyscy się mierzymy, ale wiecie drodzy Braterstwo, że czasami przekraczamy te przykazania i inne. I co wtedy musimy robić? Pokutować; ale żeby pokutować, musimy najpierw zrobić to, o czym mówimy, tzn. poczuć to zło w sobie. To nie jest chyba tak łatwe.
Jak czasami rozmawiam z różnymi ludźmi to wielu z nich nie zdaje sobie z tego sprawy. Czasami przy rozmowie ludzie mówią w ten sposób: Co Ty chcesz ode mnie? Nie kradnę, nie cudzołożę i nie wiem, coś jeszcze nie robię. Najczęściej wymieniają dwie, trzy rzeczy. Więc co? Więc jesteś święty, jeżeli tego nie robisz? No, musimy sobie zdać sprawę, że to jest głębszy temat niż tylko trzy przykazania, a i w tych trzech przykazań, które ktoś tam wymieni, często niestety grzeszy.
Jezus jak pamiętacie podniósł te przykazania do wyższej rangi, bo powiedział, że ktokolwiek nawet pomyśli, aby to zrobić, to już ten grzech się u niego pojawił. I może doprowadzić do grzechu tego zewnętrznego.
Czy Żydzi rozumieli grzech? W jakimś sensie tak. Po to było dane dziesięć przykazań. Po to były im dane różne inne reguły, np. żywieniowe czy różne inne. Część dla ich dobra fizycznego, a część po prostu po to, by mogli zrozumieć swoją niedoskonałość. Z ich postępowania, gdybyśmy się zastanowili, wynikało, że wielu z nich nie zdawało sobie sprawy, tak jak dzisiaj wielu ludzi na tym świecie, a nawet wielu chrześcijan (ludzi tak nazywających się) nie zdaje sobie sprawę ze swojego stanu.
Przyszedł nasz Pan Jezus Chrystus, ale zanim to się stało, wysłany został ktoś taki, kto nazywał się Jan Chrzciciel. Po co Bóg wysłał go przed naszym Panem Jezusem Chrystusem? Jest napisane: żeby zrobił coś, żeby mogli przyjąć naszego Pana.
Co on robił? Jan Chrzciciel mówił: jesteście grzeszni, musicie pokutować, musicie się ochrzcić. To ostatnie to był ten zewnętrzny objaw tego, że zgadzacie się z tym; że jesteście grzeszni. Mimo tego, że jesteście narodem wybranym, narodem izraelskim. I wielu się temu sprzeciwiało. Wielu tych, najczęściej uczonych w Piśmie, którzy zawsze źle postrzegali Pana, chociaż przychodzili do Jana Chrzciciela i też dali się obmyć, ale była to czasami tylko taka zaczepka.
Po to przyszedł Jan Chrzciciel, by przygotować drogę Panu, aby On mógł do tych ludzi jakoś dotrzeć. Do Jana Chrzciciela bardzo wielu ludzi podchodziło, nie mamy statystyk, ale wielu chrzcił, było to dosyć szeroko rozpowszechnione, szeroko rozpowszechniona działalność. Był on znany w całym Izraelu.
Zobaczcie, ilu potem z nich wszystkich przyjęło Pana Jezusa Chrystusa. Niewielu, tak? Jeżeli mówimy już po śmierci naszego Pana Jezusa Chrystusa to zapisane jest chyba, że 500 zostało. Jak to jest trudno. To nie jest kwestia tego, że czegoś się nie rozumie. Kwestia tego, że się trudno do tego przyznać, że trudno to zmienić. Kwestia serca.
Ta zdolność pokuty nie jest też dana na zawsze. Jest wiele takich wypadków, że ktoś przychodzi do Pana, jest bardzo gorliwym chrześcijaninem, rozwija się i w jakimś momencie to traci. I może to utracić na zawsze, a może to utracić na chwilę. To też wyniknie z naszych rozważań.
Możemy więc powiedzieć, że ta zdolność jest na miarę naszego zwycięstwa i dlatego jest tak istotna w naszym życiu. Wielu z Was powie: no, jesteśmy tyle lat w prawdzie, albo: tyle lat jesteśmy chrześcijanami… a mamy z tym problem. Myślę, że każdy, jeżeli we właściwy sposób myśli, to tak powie. Nie ma doskonałego ani jednego.
Przyszedł nasz Pan Jezus Chrystus. Gdzie szukał swoich uczniów? No właśnie wśród tych, którzy chodzili wcześniej za Janem. I byli oni tak przygotowani, że wystarczyło słowo naszego Pana. Piotrze, idź za mną. Nie było żadnego problemu, oni byli przygotowani przez Jana. Oczywiście, to, że oni stali się potem apostołami to jeszcze kwestia uzgodnienia z samym Bogiem Najwyższym, w tej modlitwie, którą Pan wygłosił. Bóg przyjął tych dwunastu, ale drodzy Braterstwo jak pamiętacie jeden z nich tę zdolność zatracił. Jeden z dwunastu najważniejszych.
Jest taki bardzo ważny dla mnie tekst, który tego dotyczy. Jest to Ewangelia wg Marka 2:17. Jezus mówi tam w ten sposób: „Jezus usłyszawszy to, rzekł im: Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, co się źle mają. Nie przyszedłem wzywać do upamiętania sprawiedliwych, lecz grzeszników”. Pan to wypowiedział w związku z celnikami, grzesznikami, którzy do niego przychodzili i zarzucano Mu to: że On w ogóle z takimi rozmawia. Bo żaden z uczonych w Piśmie oczywiście nawet nie otworzyłby do nich ust. Tak to jest i dzisiaj z niektórymi ortodoksyjnymi Żydami, że potrafią nieraz pluć na takiego nieortodoksyjnego Żyda. Straszne, ale tak wykształtowali siebie ci ludzie.
Co nam te słowa mówią, drodzy Braterstwo? „Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, co się źle mają”. Czy my jesteście zdrowi, czy potrzebujemy tego lekarza? To jest zasadnicze pytanie. Czy my w ogóle przyjmujemy z tego powodu Jezusa Chrystusa, czy dlatego, że po prostu tak jest, no jest Zbawicielem, no i jest. Czy my czujemy w ogóle tę potrzebę przyjęcia osobiście Jezusa Chrystusa? Bo nasz Pan Jezus tak powiedział. Ja nie przyszedłem do tych, którzy czują się dobrze.
No i właśnie. Większość lub właściwie wszyscy mówią tak: Tego nie robię, tego nie robię, więc co chcesz mi zarzucić? No to taka osoba nie potrzebuje Jezusa Chrystusa. Jest dobrze. Nie ukradłem nic nikomu, nie pobiłem, czegoś tam nie zrobiłem, czuję się dobrze. Nie przyszedł Jezus do takich, a przyszedł do takich, którzy mają tak wielką wrażliwość, którzy potrafią w sobie zauważyć te złe cechy, które w sobie mamy i do tych przyszedł.
Tak samo jak ze zdrowiem fizycznym. Zdrowy nie chodzi do lekarza. Chyba, że jest to taki hipochondryk, że ciągle chodzi do lekarza, chociaż nie potrzebuje. Natomiast tam w tym czasie na pewno tak nie było. Chociaż czasami chcemy też sami się uleczyć i to też z takiego punktu widzenia jest różnie. Bo czasami ten lekarz jest niestety niezbędny. Tutaj też, w naszym duchowym życiu nie możemy być samowystarczalni, bo jeżeli będziemy chcieli sami coś zrobić bez Jezusa Chrystusa, to Go też nie przyjmiemy, bo też nie będziemy Go potrzebowali.
Patrzę na Was i myślę, że wszyscy macie tę wrażliwość, dlatego tu jesteście, że czujemy to, że coś z Wami jest nie tak. I że musicie coś zmienić. To jest bardzo ważne. Nie tylko, że z nami jest coś nie tak, ale że coś musimy zmienić i zrobić z tym. Dlatego przychodzimy do Jezusa Chrystusa, żeby On nas jakoś tam przedstawił Bogu, powiedział: no ten tam pokutuje, dlatego można z nim mieć społeczność.
Wydaje mi się, że pokuta jest niezwykle istotna i wcześniej, zanim ktoś nie zacznie pokutować, nie zauważy swojego grzechu, nigdy nie przyjdzie do Jezusa. On może być chrześcijaninem sto lat, ale jeżeli tego nie zrozumie, nie poczuje wewnętrznie, to nigdy tak naprawdę nie przychodzi do Jezusa.
To nie jest tylko kwestia umysłowa, że my tak rozumiemy, ale musimy to rozumieć, czuć wewnętrznie, że ta potrzeba w nas jest. I wtedy dopiero Jezus staje się dla nas lekarzem. Kimś takim, kto ma na nas wpływ. Mówi nam, co zastosować, żeby tę chorobę opanować. Żeby tę chorobę opanować. I Jezus nas prowadzi. Jezus daje nam lekarstwa. Ale musimy tego lekarza słuchać, bo czasami chodzimy do lekarza, zapisze nam lekarstwa (taki zwyczajny lekarz) i potem do kosza wrzucamy te lekarstwa, bo mówimy, że to trucizna. Być może, nie wiem. Ale musimy komuś zaufać.
Od fizycznych rzeczy jest lekarz, jakiś doktor habilitowany gdzieś tam w szpitalu i chyba wie, co robi. A w duchowych rzeczach jest nasz Pan Jezus Chrystus, który wie, co z nami zrobić. Kwestia jest jeszcze taka, że my musimy zastosować te kuracje, bo bez zastosowania nie jesteśmy w stanie pozbawiać się tego grzechu. Bo pokuta to nie jest tylko fakt, że zauważymy w sobie grzech, ale to jest ta odraza do grzechu, odrzucanie tego grzechu, zniechęcanie się do grzechu. Różne rzeczy możemy tam sobie dodawać, jak z tym grzechem walczyć. To nie jest tylko to, że poznamy swój grzech, ale też musimy z nim walczyć i w tym dopiero momencie oczyszczamy się i stajemy się godnie przyjęcia przez Pana.
Wtedy mówimy o czymś takim, co nazywamy się usprawiedliwieniem z wiary i na podstawie tego usprawiedliwienia możemy dopiero przyjść głębiej do Pana czyli się poświęcić. Te wszystkie etapy są bardzo istotne, my je dzisiaj bardzo dobrze znamy. Wielu chrześcijan Wieku Ewangelii naprawdę nie znało tak wielu szczegółów, ale mimo tych szczegółów, nie jest wcale lepiej drodzy Braterstwo. Bo mimo że mamy wiele tych szczegółów to prawdziwe chrześcijaństwo wcale nie rozwija się tak, jak chyba wcześniej.
Jak czytałem trochę historii to wydaje mi się, że w tych pierwszych III wiekach, gdy chrześcijanie byli tak strasznie traktowani, kiedy umierali na arenach, kiedy byli strasznie prześladowani, to wtedy chrześcijaństwo najbardziej się rozwijało. Taka dziwna właściwość.
Drodzy Braterstwo, chciałbym też pokazać trochę tę pokutę na przykładzie Dawida. Myślę, że to przykład, który bardzo dobrze znacie i pewnie takich wykładów było wiele, ale myślę, że jak opowiem ten przykład, to myślę, że będzie też korzyścią. Chciałbym żebyś otworzyli Słowo Boże na Psalmie 51.
Jak widział grzech i pokutę Dawid? Mąż Boży oczywiście. Ale dlaczego Bóg go wybrał? Bo zauważył w nim coś takiego, co jest cenne i go przyjął. Ale, drodzy Braterstwo, w jakimś okresie swego życia Dawid się pogubił. Zapałał chęcią do żony Uriasza. Doprowadził do śmierci Uriasza. Zrobił wiele złych rzeczy. Mimo tego, że Bóg na niego patrzył i widział w nim coś, co czasami nazywamy diamentem, coś, co jest warte przyjęcia.
Jest taki tekst manny, nie pamiętam, który to jest reprint, ale zawsze podobała mi się ta ilustracja: brat Russell pisze tam, że zobaczył gdzieś zdjęcie w gazecie, w gazecie jakieś zdjęcie bandziora, pewnie list gończy albo coś i tak na niego popatrzył, i pomyślał: gdyby ten człowiek poznał prawdę to po prostu… Widział taką moc w jego spojrzeniu. Nie wiem czy tak możemy to określić, ale ta mocna jest bardzo ważna, żebyśmy mogli drodzy Braterstwo pokutę wdrożyć w życie i z nią żyć.
Dawid był królem. On był szczególną postacią w dziejach Izraela i jest do dzisiaj. Być może to, co zrobił, inni, którzy go otaczali, nie widzieli nic takiego w tym. To był król. Król może więcej. Ale z Boskiego punktu widzenia nie mógł zrobić tego, co zrobił. Musiał spojrzeć na siebie właśnie z punktu widzenia zła, które zrobił i pokutować za to.
Czy on sam był w stanie coś takiego uczynić? To jest też ciekawe. Bo, drodzy Braterstwo, patrząc na te postaci ze Słowa Bożego widzimy takich żywych ludzi. Nie takich „świętoszków”. Czasami chrześcijanie chcieliby widzieć wszystkich z rączkami złożonymi. Nie. To byli ludzie, którzy czasami wiele rzeczy robili i tak są opisani. Ale oni są dla naszego przykładu tak opisani, by wskazać nam właściwą drogę.
Dawid żył bardzo długo w takim przekonaniu, albo nie w takim przekonaniu, tylko takim złym stanie, że nie chciałbym on zauważyć swojego grzechu. Tego, co zrobił. Nie chciał. Psalm 32 opisuje jak schły mu kości. On odczuwał, że zrobił coś złego, i że gdzieś od środku to go zjadało. Ale on nie przyznawał się do tego swojego grzechu, być może nawet sam przed sobą.
Został posłany Natan, który w bardzo ciekawy sposób to przedstawił. Możemy to odczytać, 2 Księga Samuelowa 12:1:7 – „Wtedy Pan posłał Natana do Dawida, a ten przyszedłszy do niego powiedział: W pewnym mieście było dwóch mężów. Jeden bogaty, drugi ubogi. Bogaty miał bardzo wiele owiec i bydła. Ubogi zaś miał nic, oprócz jednej małej owieczki, którą nabył i żywił, a ona wyrosła u niego razem z jego dziećmi. Z chleba jego jadła, z kubka jego piła. Na łonie jego sypiała i była mu jak córka. Pewnego razu przybył do męża bogatego podróży, żal mu było wziąć ze swoich owiec, aby je przyrządzić dla podróżnego, który do niego przybył. Wziął więc owieczkę tego męża ubogiego i ją przyrządził dla męża, który do niego przybył. Wtedy Dawid wybuchnął wielkim gniewem na owego męża i rzekł do Natan: jako żyje Pan, że na śmierć zasługuje mąż, który tak postąpił. Za owieczkę zapłaci w czwórnasób, dlatego, że taką rzecz uczynił i że nie miał litości.” I werset 7: „Wtedy Natan rzekł do Dawida: Ty jesteś tym mężem, tak mówi Pan Bóg Izraela, ja cię namaściłem na króla nad Izraelem i ja cię wyrwałem z ręki Saula…”
To jest trudne: pójść do kogoś, Braterstwo i powiedzieć – Ty zgrzeszyłeś. Zobaczmy, jak wspaniale zrobił to Natan. On powiedział jakąś historię i najpierw naprowadził Dawida na tę ścieżkę i Dawid sam się wściekł. Można powiedzieć, że wściekł się sam na siebie (jak potem się okazało). Ile taktu trzeba, że komuś coś powiedzieć, a czasami być może trzeba. I tego też musimy się uczyć. Przede wszystkim jednak pamiętajmy o sobie, tak jak Dawid. On nie zrobił tego kroku, który utracił kiedyś, tej zdolności. Ta zdolność pokuty gdzieś się u niego zatraciła. Nie zrobił tego sam. Bóg musiał posłać kogoś, kto go uruchomił.
I czasami być może z nami jest podobnie. Czasami musi się coś wydarzyć. Niekoniecznie ktoś musi przyjść. Niekoniecznie powiedzieć nam w oczy, ani niekoniecznie jak zrobił to Natan, ale jakieś wydarzenie następuje, które daje nam dopiero motywację: musisz coś zrobić, przecież to, co zrobiłeś, jest złe. Nie zawsze jesteśmy w stanie, tak jak Dawid, podjąć ten krok i jest to czasami straszne. Ale tak jest, tacy jesteśmy.
Być może czasami potrzeba nam jakiegoś „kopniaka”, żebyśmy to zauważyli. I dlatego Bóg w taki sposób działa i nasz Pan Jezus Chrystus, jako Lekarz, w taki sposób działa, żeby nam to uzmysłowić, żeby nam to pokazać.
Co od tego czasu dzieje się z Dawidem? On to przyjął. To też nie jest łatwe. To też nie jest łatwe i to musimy docenić, bo my, drodzy Braterstwo, jesteśmy tacy: bardzo szybko potrafimy kogoś ocenić i wydać wyrok. Jak mówimy o Żydach to mówi: tak, to jest taki naród twardego karku, straszny. Ale jakby się zachował naród polski, jakby tam był? Nie wiem.
Łatwo nam powiedzieć, że ten zły, tamten jest taki, a tamten taki. Bardzo łatwo oceniać i coś mówić, a niełatwo samemu się do tego przyznać.
Ale Dawid to zrobił. I drodzy Braterstwo bardzo ciekawe, co potem się stało, z tym, że on się do tego grzechu przyznał. Sam w sobie się przyznał, bo to jest bardzo ważne. Czasami ludzie mówią tak… Kiedyś był u mnie jakiś klient i mówi: Kiedy ja podchodzę do lustra to muszę widzieć, że nie mam nic tam (nie tak)… No, to jest też subiektywne, bo jako ludzie potrafimy sobie wszystko usprawiedliwić. To też nie jest miarodajne. Ale musimy tak naprawdę z serca to zrobić. Podejść do tego lustra i zobaczyć siebie, jakimi jesteśmy.
Wracamy do Psalmu 51.
I tutaj Psalm 51 jest piękny, bo pokazuje nam wyznanie człowieka skruszonego, człowieka, do którego dotarło, że jest grzeszny i musi coś z tym zrobić, bo dokonał bardzo złych rzeczy.
Czytamy, 1 wiersz: „Przewodnikowi chóru, Psalm Dawidowy”. To jest bardzo ważne. To jest Psalm, który miał być śpiewany przez naród izraelski. Nie są to jakieś myśli, które gdzieś tam Dawid zapisał i gdzieś tam w zakamarkach miały się zagubić. To miało być przez Żydów śpiewane, odnawiane. Ta treść miała głęboko wryć się w to, co ci Żydzi w tym Psalmie zauważył. Dawid pisze tutaj: „Gdy wdał się z Batszebą i przyszedł do niego prorok Natan, według wielkiej litości swojej i zgładzić występki moje”. „Zgładził występki moje” – tzn. że ja poczułem dopiero, że muszę z tymi występkami udać się do Boga, by rozprawić się z tym, co zrobiłem.
Dawid pisze: „Zmiłuj się nade mną, Boże, według łaski Twojej, według wielkiej litości swojej. Zgładź występki moje. Obmyj mnie zupełnie z mojej winy. I oczyść mnie od grzechu mego. Ja bowiem znam występki swoje i grzech mój jest zawsze przede mną.”
Poczuł to dopiero wewnętrznie. Przyznał się sam przed sobą wewnętrznie do tego co zrobił i chciał się z tego wyzwolić. Wiecie, że czasami tak jest, że coś nam leży: na sercu czy na żołądku. Żeby się z tego wyzwolić, to trzeba komuś to powiedzieć. Komuś… Jednej osobie. Można to powiedzieć wielu osobom, ale trzeba się z tego po prostu wyzwolić. Mam coś takiego, że muszę się z tym podzielić, bo sam sobie nie dam rady. I chyba Dawid tak właśnie się poczuł, że sam sobie z tym nie poradził. Musiał przyjść Natan, musiało to do niego dotrzeć, ale potem, gdy zrozumiał to zaczął się ten cały proces odwracania tej zdolności pokuty, że on tę zdolność zaczął pozyskiwać na nowo. To jest proces odwracalny. Jeżeli więc jest jakiś trudny moment w naszym życiu i myślimy: jesteśmy odrzuceni, to wcale tak nie musimy być. To od nas zależy. Bardzo dużo zależy od nas, jak my w tym momencie się zachowamy.
W 6. wierszu pisze coś ciekawego: „Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem i uczyniłem to, co złe w oczach Twoich, abyś okazał się sprawiedliwy w wyroku swoim, czysty w sądzie swoim.” Przeciwko Tobie zgrzeszyłem. Bardzo ważna myśl. Przeciwko komu my grzeszymy? Jeżeli kogoś np. kopniemy, to przeciwko komu grzeszymy? Przede wszystkim przeciwko Bogu i Jego Prawu. Przeciwko temu człowiekowi też, ale przeciwko Bogu grzeszymy. Bo Jego Prawa nie wykonujemy, nie realizujemy Bożych przykazań, które On nam dał.
To jest Stary Testament, a jednak jak głęboko rozumiał tę rzecz Dawid. Jak głęboko. „Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem”. Zgrzeszył przeciwko Uriaszowi? Zgrzeszył. I teraz problem jest taki, czy my możemy zawsze zadośćuczynić za ten grzech, który uczynimy. Uriasz już nie żył. Nic nie daje: żadne przeprosiny, pójście na grób – ja cię przepraszam, że zginąłeś przeze mnie. To już nic nie da. Są więc takie rzeczy w naszym życiu, które są nieodwracalne, bo my już nie zadośćuczynimy za ten grzech, bo nie możemy, ale musimy zwrócić się do Boga z prośbą, żeby On nam to przebaczył i żeby to nasze serce zrozumiało, że to zło zrobiliśmy.
7 wiersz mówi to, co my zawsze mówimy, „Oto urodziłem się w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka moja”. Wszyscy urodziliśmy się w grzechu, wszyscy jesteśmy niedoskonali. Tak mówimy. Adam zgrzeszył – wszyscy zgrzeszyli. Jedyne usprawiedliwienie jakie mamy, to jest to usprawiedliwienie, które tutaj wykłada nam Dawid: że on się urodził jako grzesznik. To jest jakieś usprawiedliwienie. Jesteśmy grzeszni, więc nie na wszystko mamy tak do końca wpływ. Czasami nasze ciało tak działa przeciwko naszemu duchowi, że nie jesteśmy zrobić tak, jak powinniśmy. Chcemy zrobić dobrze, a zrobimy źle. To jest pewne usprawiedliwienie, ale zauważcie, jak będziecie czytać ten Psalm, że jest to jedyne usprawiedliwienie, które Dawid przedstawia. Jedyne.
On się w żaden sposób nie usprawiedliwia z tego, co zrobił, mówimy tylko: tak się stało, teraz żałuje tego strasznie, ale tak się stało, bo moje ciało tak zareagowało. Nie powinno, ale tak zareagowało.
8 wiersz: „Oto miłujesz prawdę chowaną na dnie duszy, a objawiasz mi mądrość ukrytą. Pokrop mnie hizopem, a będzie oczyszczony, obmyj mnie, a ponad śnieg bielszym się stanę. Daj, bym usłyszał radość i wesele. Niech się rozradują kości, które skruszyłeś.” No właśnie, to zwrócenie się do Pana, jako do Tego, który może wszystko. Który może go oczyścić z tej strasznej rzeczy, którą uczynił. Mówi: Ty Boże możesz wszystko. Ja proszę Cię, żebyś to zrobił. I jak czytamy w wierszu 10: „Daj mi usłyszeć radość i wesele”. No właśnie, to jest to, że przez ten od tego grzechu, który uczynił, on był cały czas spięty, że jak czytaliśmy w Psalmie 32, że te jego kości schły, że po prostu źle się czuł. I jeżeli masz jakąś wrażliwość na ten grzech, na to zło, to źle się z tym czujesz i działa to też często na zdrowie fizycznie. To też jest pewna taka zasada, bo jak mówimy: człowiek jest istotą psychosomatyczną. Nasz umysł jest związany z ciałem i nie ma czegoś takiego, że są dwa osobne obwody.
On tylko chciał tego, żeby zaznać pokoju w Bogu, bo jego cały czas to dręczyło. Wiersz 12: „Serce czyste stwórz we mnie, o Boże, a ducha prawego odnów we mnie. Nie odrzucaj mnie od swego oblicza i nie odbieraj mi swego ducha świętego. Przywróć mi radość wybawienia Twego, i wesprzyj mnie duchem ochoczym”.
Cały czas ta sama narracja Dawida. On pragnie tego, żeby Bóg przywrócił mu to, co było wcześniej. Żeby mu przebaczył, a on, żeby poczuł taką ulgę, by mógł żyć i rozwijać się na korzyść Boga. 15 wiersz: „Przestępców będę nauczał dróg Twoich, grzesznicy nawrócą się do Ciebie”. Bardzo ciekawa myśl, drodzy Braterstwo. „Przestępców będę nauczał dróg Twoich, grzesznicy nawrócą się do Ciebie”. Co Dawid chce powiedzieć? Chce powiedzieć, że przez ten psalm i przez inne psalmy, które dotyczą jego grzechu i tego, co się stało w związku z tym grzechem, że jeżeli Izraelici będą to śpiewać, opowiadać sobie te historie o nim, to nigdy tego samego nie zrobią. On chciał uczyć ich ze swojej praktyki.
„Przestępców będę nauczał dróg Twoich, grzesznicy nawrócą się do Ciebie”. Bo ja opowiem im swoją historię. I my, drodzy Braterstwo, powinniśmy też swoje historie opowiadać. Są takie bardzo ciekawe zebrania, które nazywamy zebraniami świadectw lub zeznań. I to są właśnie takie zebrania, na których możemy takie historie opowiedzieć.
Czy wszystko możemy powiedzieć? No właśnie, to jest zagadkowe pytanie, bo to wszystko zależy od nas. Czasami być może będziemy bali się reakcji innych. Być może jednak, jak wypowiemy to, co zrobiliśmy, oficjalnie, przed wszystkimi, to być może to jest ten ratunek, który na nas przyjdzie i innych uratuje. Być może zebranie zeznań to nie jest tylko coś, co jest jakąś celebracją czegoś i że wychodzimy i mówimy: „Tak, tak…”, różne formułki przedstawiamy i: „Dziękuję, proszę o modlitwy”. Nie, drodzy Braterstwo. Postarajmy się. To są nasi Bracia i myślę, że warto czasami opowiedzieć nasze historie. Może one są trudne do przyjęcia dla innych, ale musimy, musimy zastanowić się nad tym, że każdy z nas takie historie ma w swoim życiu i nie oceniać siebie tak srogo. Na braci patrzymy i czasami myślimy, że są to istoty z innej planety i trzeba inaczej je oceniać. Nie, my jesteśmy z tego świata. Nie jesteśmy ani lepsi, ani gorsi. Tu nie przyszli najlepsi ludzie na świecie. O was mówię, chociaż mam wielki szacunek do was. Nie jesteśmy najlepszymi ludźmi na świecie, ale jesteśmy takimi ludźmi, którzy zostali pociągnięci, którzy ewangelia pociągnęła. W których wyraziła się ta nasza wrażliwość co do grzechu i zła, i że poszliśmy gdzieś tam do Boga, bo czuliśmy taką potrzebę. I tylko to, i tylko to, że w tym momencie, gdy zostaliśmy tak pociągnięci, uznaliśmy tego lekarza i możemy to zmieniać. I to Bóg szanuje.
Natomiast nie to, że wielu ludzi wokół może uczyniło się lepszymi od nas, ale co z tego, skoro nic z tym nie robią. Mało tego, czasami chwalą się, jacy są dobrzy. A nie o to chodzi, drodzy Braterstwo. Każdy z nas robi różne dziwne, czasami głupie, czasami złe rzeczy i musimy się sami do tego przyznać, a jeszcze dobrze, kiedy się tym podzielimy. Wydaje mi się, że po to jest zebranie świadectw.
Król Dawid to zrobił. Mógł to ukryć, mógł z Bogiem tylko porozmawiać, „dziękuję – do widzenia”. Lecz nie, drodzy Braterstwo, on poszedł dalej. Wszyscy mają wiedzieć o moją grzechu. Wszyscy mają wiedzieć, co zrobiłem. I wszyscy mają zastanowić się, jeżeli będą takie doświadczenia przechodzić.
Wiersz 16: „Wybaw mnie od winy za krwi przelanie, Boże mój, Boże, Boże zbawienia mego. A język mój z radością wysławiać będzie sprawiedliwość Twoją. Panie, otwórz wargi moje, a usta moje głosić będą chwałę Twoją. Albowiem ofiar nie żądasz, a całopalenia, choćbym Ci je dał, nie zechcesz przyjąć. Ofiarą Bogu miłą jest duch skruszony. Sercem skruszonym i zgnębionym nie wzgardzisz, Boże”.
To jest wielka prawda, która szczególnie zabrzmiało w Wieku Ewangelii. Serce skruszone. Taki duch, taka wrażliwość, która rzeczywiście widzi grzech w sobie i chce z nim walczyć. I ugina się pod tym. Żadnej ofiary, drodzy Braterstwo, nie złożymy, jeżeli nie będziemy mieli poukładanych spraw z Bogiem. Naszych spraw z Bogiem. Naszych wykroczeń. Naszych przestępstw. Żadna ofiara – mówi Bóg, Bóg takiej ofiary nie przyjmie i wiecie o tym dobrze. Żadne miliony, żadna praca publiczna, nic, nic, kompletnie niczego Pan nie przyjmie, póki nie będziemy mieli tego załatwione.
Duch skruszony to ta podstawa, od której się zaczyna, która w ciągu całego naszego życia musi być dla nas niezmiernie ważna, według której musimy żyć i potem dopiero, na podstawie tego, możemy budować coś, co nazywamy ofiarą.
Wiersz 20: „Zechciej w łasce swej dobrze czynić Syjonowi, Odbuduj mury Jeruzalemu! Wtedy przyjmiesz prawe ofiary, Ofiary ogniowe i całopalenia, Wtedy ofiarują cielce na ołtarzu twoim.”
Dawid miał zawsze taką przemożną chęć czy takie pragnienie zbudowania świątyni. Ale nie zostało mu to dane. Być może z tego powodu też. On nigdy tego nie zrobił, nigdy tego pragnienia nie spełnił. Mało tego, jeszcze jedną wielką stratę poniósł, bo umarł mu syn. Z Batszebą. I to są pewnie rzeczy, które są pewnie nieuniknione. Wszystko zależy od naszego postępowania, jakie kary Bóg zastosuje i w jakim momencie my się do Niego zwracamy. Czy musimy nas „kopnąć” i zmusić do tego, czy sami to zauważymy. To wszystko są pewne elementy, z których musimy sobie zdać sprawę i sprawę z tego, co Bóg zrobi w tym momencie. Dlatego jest to bardzo cenne, że Bóg informuje nas o tym, czym jest w ogóle pokuta i czym jest zło, i czym jest odejście od zła, czym jest oczyszczenie, to wszystko elementy, o których bardzo często mówimy. Dzisiaj mówimy na podstawie człowieka, który to przeżył i który to opisał. A może my też potrafilibyśmy taki Psalm stworzyć? Musicie się zastanowić.
Czy zawsze jest to proces odwracalny, jeżeli stracimy zdolność pokuty? Do końca nie wiem, ale patrząc na Judasza, to widzę, że jest pewna trudność, że czasami dochodzimy do takiego momentu, w którym coś jest nieodwracalne.
Kiedyś słyszałem jakąś audycję w radio o psach. Oczywiście zdarzają się takie psy, które zagryzą człowieka i potem była tam mowa, że poddawane są one takiej procedurze, kwarantannie, obserwacji; że jakiś psi behawiorysta obserwuje tego psa przez dwa tygodnie czy miesiąc i jest w stanie zdecydować czy tego psa trzeba uśpić czy nie; że jest jakaś granica, którą on zauważy, że do czegoś można powrócić, a do czegoś nie można powrócić. Być może z nami ludźmi jest tak samo.
Jest granica i z tego musimy sobie zdać sprawę. Bo czasami wszystko przenosimy na tysiąclecie, bo tam będzie fajnie, tam wszyscy będą mieli super i tam będziemy mieć przebaczone. Nie róbmy tego błędu, bo dzisiejsze życie też ma jakieś znaczenie. Bo są takie osoby, które dzisiaj doprowadzają się do takiego stanu, w którym nie będzie możliwości odwrotu, nie będzie możliwości powrotu do zdolności pokuty. W Wieku Ewangelii było sporo osób, które poszły na wtórą śmierć. Dlaczego? Tak, jak Judasz. Coś było nieodwracalne.
Są dwie postaci w Nowym Testamencie, które trudno porównywać tak do końca. Apostoł Piotr, który też zaparł się Pana. Judasz pewnie zrobił coś gorszego. Ale zobaczcie reakcję Piotra, który poszedł do naszego Pana prosić o przebaczenie, porozmawiać z Nim, a Judasz tego nie zrobił. Judasz też się przeraził całą tą sytuacją na pewno i pewnie w jakiś sposób żałował tego, co zrobił, bo widział to na własne oczy. Natomiast nie zrobił tego, co zrobił Piotr. Już tego czegoś brakowało. I drodzy Braterstwo, właśnie tak mi się wydaje, że jest jakaś zdolność, którą albo posiadamy, albo ją tracimy, albo musimy ją wzniecić od nowa, żebyśmy przy naszym Bogu pozostali.
Na pewno to nie jest tak, że Dawid nic nie stracił przez to, bo Dawid stracił wiele. Mówiliśmy już, że stracił syna. Pewnie stracił tę możliwość, by ponieść tę ofiarę zbudowania świątyni. Ale może stracił jeszcze więcej. Może stracił jeszcze więcej, rzeczy, o których nie wiemy.
To nie jest tak, że coś zrobimy, potem pokutujemy i to nie ma żadnego znaczenia. Ma, wszystko ma i dlatego tak warto codziennie się pilnować. Bo oczywiście Bóg jest wspaniały. Gdyby tutaj Dawid przyszedł na tę salę i powiedział to, co zrobił, to może wyciągnęlibyśmy kamienie, nie wiem. A Bóg to potrafił przebaczyć. Więc Bóg przebacza, Bóg jest wspaniały. Bóg bardzo wiele różnych rzeczy, naprawdę, takich, których pewnie my nie moglibyśmy przebaczyć, ale może dlatego jest Bogiem, może dlatego jest to ta Istota, która inaczej na to patrzy i potrafi przebaczyć wiele. Ale też pokazuje, że na to ponosi się konsekwencje i musimy, drodzy Braterstwo, być tego świadomi.
{Która jest?} {Za piętnaście 12:00} Dobrze, drodzy Braterstwo, będziemy więc kończyć. W Liście do Żydów 6:4-6 są opisane cechy tego, co przyprowadza do śmierci na zawsze. Drodzy Braterstwo, oczywiście to dotyczy tych, którzy byli nowymi stworzeniami, ale gdybyśmy się tak przypatrzyli, to większość z nich, oprócz tej jednej, są uniwersalne. My bardzo cieszymy się, jak spotykamy się, cieszymy się, że jesteśmy w prawdzie, jest to bardzo pięknie, ale zauważcie, że mamy w związku z tym bardzo wielką odpowiedzialność. Ta prawda nie jest tak sobie dana, bo jest. Ona rodzi naszą odpowiedzialność. Musimy też być tego świadomi. Żebyśmy nie przekroczyli tej granicy.
Drodzy Braterstwo, nie będę już więcej Was straszyć. Powiem raczej o tym, że Bóg wiele przebacza i tego się trzymajmy. Gdzieś tam miejmy w głowie, że ta odpowiedzialność jest i musimy ją codziennie widzieć. A jednak, Bóg jest wielki. Bóg jest wspaniały. Bóg jest… Nie mam słów pewnie. Taki, który wszystko potrafi pokierować dla naszego dobra. Tylko chciejmy. Tak naprawdę to niedużo potrzeba. Tylko chciejmy.
Dziękuję, że mnie tutaj wysłuchaliście. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego w Waszym rozwoju, bo taki rozwój musi być. Mówiłem gdzieś tam na Ukrainie taki wykład, ale nie powtarzam go tu. Ale taki rozwój musi być, on nas prowadzi, bo bez rozwoju to my upadniemy. Musimy się rozwijać: intelektualnie i moralnie. Musimy się w tych dwóch kierunkach rozwijać, bo inaczej „klapa”. Drodzy Braterstwo! Jeszcze raz Wam życzę wszystkiego dobrego. Bardzo się cieszę, że mogłem tutaj u Was być. I też oczywiście pamiętajcie o mnie w modlitwach, bo jestem taki jak Dawid. Możemy takich rzeczy nie zrobiłem jeszcze, ale nie wiadomo, co przede mną. Ja za Wami również się modlę, tak jak w zeznaniu zawsze mówimy. Mam Was głęboko w serce i chyba będę miał. Dziękuję!