Moje wspomnienia zaczynają się krótko po wojnie. Był to czas, gdy mój ojciec znajdował się jeszcze w niewoli. Byliśmy wówcza sami z mamą. Będąc najstarszym z rodzeństwa wykonywałem wiele prac w gospodarstwie. W tym czasie chodziłem do kościoła katolickiego na nauki przedkomunijne, które odbywały się w kościele w Boluminku. Mama mi nie zabraniała tylko powtarzała: nie chodź tam, bo jak tata wróci, to i tak Ci zabroni. Mimo tego, i tak tam chodziłem aż do pewnego wydarzenia. Na jednej z takich nauk, z powodu zmęczenia przysnąłem, co zauważył ksiądz i bez pytania o powód mojego zmęczenia kazał mi uklęknąć w rogu. Po dziesięciu minutach powiedział: chodź, siadaj, z Ciebie i tak nic nie będzie, bo znam Twojego ojca. Od tego wydarzenia nie poszedłem więcej do kościoła, ale zacząłem chodzić z mamą na zebrania. Pamiętam, że na pierwszym zebraniu dostałem od brata Józefa Montewskiego śpiewnik. Ten śpiewnik miał cztery strony i był zrobiony na powielacz.
(Nagranie wspomnień z uroczystości 60. rocznicy zboru w Janowie)
W roku 1949 na konwencji w Janowie okazałem symbol chrztu na znak mojego poświęcenia się Panu. W latach 50-tych, a dokładnie w marcu 1953 r. ożeniłem się z Jadwigą Drążyk. Były to czasy, gdy nie było służby zastępczej za wojsko, jak dziś, dlatego zostałem wcielony do wojska w mundurze, bez broni. W okresie od października 1953 r. do grudnia 1955 r. pracowałem w kopalni. W latach 60-tych byłem diakonem, a po roku 1973 starszym zboru w Janowie. Gdy zmarł mój ojciec Franciszek w 1983 r. zostałem przewodniczącym zboru. Trudnym okresem było kilka lat po tragicznej śmierci brata Sawicza, gdy sam jako starszy prowadziłem zebrania.
W 2001 r. przeprowadziłem się do Bydgoszczy i tam uczęszczam do zboru. Wspominam dobrze braci, którzy przyczyniali się do wzrostu naszego zboru, tj. brata Milczewskiego i brata Fischera. Później wielokrotnie usługiwał także brat Filipczak.
Pamiętam pewne zebranie przed rokiem 1950, na które przyszedł na kontrolę ubek: co robimy i o czym rozmawiamy na naszych zebraniach. Było to badanie, które prowadził brat Józef Montewski, a tematem były „Cienie przybytku”. Zaraz na początku zebrania człowiek ten zasnął, a obudził go dopiero śpiew kończący zebranie. Przerażony nie wiedział, co ma napisać w protokole, więc brat Józef mówił mu, co ma pisać, a on tylko powtarzał: „Mówicie po polsku, ale nic nie można zrozumieć”.
Pamiętam również wydarzenie z konwencji z 1951 roku. Zabrano wówczas braci do Chełmna na przesłuchanie. Wśród tych, którzy zostali był brat Konieczny, który po całym zamieszaniu zwołał braci i przeprowadził przerwane zebranie. Konwencje to wiele wspomnień, chociażby przyjazdy braci i ich odbiór. Na pierwszej konwencji jeździliśmy aż nad Wisłę do zwalonego mostu, furmankami w konie. Ładowaliśmy bagaże na furmanki, a bracia szli pieszo. Później był traktory i odbiór braci z dworca w Dąbrowie. A na ostatniej konwencji woziliśmy braci samochodami.
Przez te wszystkie lata odczuwaliśmy jako zbór Pańską łaskę, tak w życiu zborowym, jak i wtedy, gdy urządzaliśmy konwencję.
Marian Wigienka
_____
Zobacz inne świadectwa.