Służba Józefa Wojnara. Jak powstał zbór w Gębiczynie

Konwencja w Bełżcu w lipcu 1961 roku. Brat August Gohlke w towarzystwie pielgrzymów i ewangelistów Ruchu. Józef Wojnar stoi z tyłu, trzeci od prawej.

Jak pojedzie się do południowo-wschodniej Polski, gdy pyta się braci: jak tu powstał zbór? „A tu brat Wojnar…”. „A tu brat Wojnar”. Tu brat Wojnar pracował, tu brat Wojnar jeździł.

W Gębiczynie na przykład: „Bracie, jak tu powstał zbór?”. „Ano, tu brat Nicoś wybudował dom, ale brakowało mu otworów: okien, drzwi. No i mówią, że niedaleko (w Korczynie) jest dobry stolarz, niedrogo bierze, pojechał, przywiózł tego stolarza, a był to brat Wojnar.” Mówi: „W dzień pracował bardzo intensywnie, a na wieczór mówił: wiecie, ja tak dużo rzeczy wiem, ja bym tu trochę poopowiadał.” Wtedy nie było radia, telewizji, ludzie byli skłonni słuchać jakichś dobrych opowiadań. Zeszło się dużo ludzi, mężczyźni zapalili papierosy, widno nie było w tym domu, zapalono lampę naftową, przy której był brat Wojnar i on w tych warunkach opowiadał prawdę. Potem, po kilku dniach coraz mniej było tych palących, no i oczywiście coraz to zmniejszała się liczba tych osób, które tam przychodziły. Na końcu już nikt nie palił, wszyscy słuchali Słowo Boże, no i tak powstał zbór.

Jak Józef Wojnar opowiadał prawdę to może powiem to na pewnym przykładzie. Kiedyś mi mówi tak: „koło Sanoka na wsi jest jeden brat”. Bo tam kiedyś był zbór, ale ten zbór składał się z braci ukraińskich, a tylko jeden był Polak. Ukraińcy zostali wywiezieni do Związku Radzieckiego, a ten jeden samotny brat na tej wsi, staruszek, tam pozostał. „Odwiedziłbyś?” Dobrze. Wziąłem adres tego brata, napisałem do niego, kiedy przyjadę. Przyjechałem i zastałem staruszka niezwykle rozbudzonego prawdą. Pałającego wielką miłością do prawdy. Był tam u niego posąg Nabuchodonozra, zdjęcie brata Russella, zdjęcie brata Johnsona, plan wieków, cienie przybytku w tym jego pokoju. I on mówi: „Bracie, to jest cały mój świat”. Ale gdy po dłuższej rozmowie pytam: „Bracie, a jak Ty poznałeś prawdę?”. „Powiem Ci. Kiedyś, w taką jesienną słotę do mojego okna ktoś zapukał. Deszcz lał. Ciemność. Otworzyłem okno, patrzę, a tam stoi wymazany błotem człowiek z rowerem na ramieniu. Otworzyłem mu drzwi, ściągnąłem z niego to ubłocone, mokre ubranie, ubrałem go w jakieś swoje. I pytam: Człowieku? Czego ty szukasz w taką biedę, gdzie ty idziesz? A on mówi: ja tak tu Słowo Boże opowiadam, głoszę Słowo Boże. Mówi: Następny dzień ja nie miałem bardzo chęci słuchać jakiegoś tam Słowa Bożego, ale nie miałem siły, żeby temu człowiekowi odmówić posłuchania. Jeżeli on z takim poświęceniem szedł, to znaczy, że po prostu odmówić mu to byłoby czymś bardzo niestosownym. Mówi: opowiadał mi następnego prawdę Słowa Bożego i od tej pory jestem w prawdzie”.

Więcej w wykładzie „Dzieci w chrześcijańskiej rodzinie”: 

Kliknij tutaj, by przeczytać całość w wersji tekstowej

________
Zobacz inne świadectwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *