– Julian i Helena Grzesikowie, 8 sierpnia 2012 roku –
Ludzka pomysłowość w ekstremalnych sytuacjach jest wprost niewyczerpana. Oprócz lokowania trefnego towaru przy sobie i na sobie, przewidując rewizję osobistą, umieszczano go w podręcznym bagażu. Wspomnę o Ani Lechowicz, której w olbrzymiej siatce w pudełkach po czekoladkach i różnych cukierniczych wyrobach daliśmy sporo Biblii i NT tak, że trudno ją było oderwać od podłogi. Odprowadzał ją do Przemyśla Jan Sidor i po powrocie powiedział: to będzie cud, jak ona to wszystko zawiezie. I stał się cud. Na polecenie celnika usiłowała zdjąć ją z zaczepu i pomimo wysiłków nie mogła. Celnik machnął ręką i poszedł a ona przy wysiadaniu z wagonu lekko ją odczepiła. Gdy we Lwowie Czopikowie zaczęli wszystko rozpakowywać, chwycili się za głowy. Trudno sobie wyobrazić radość rodziny w Siemionowce z tych prezentów.
Przez długi czas takie drogocenne siatki kursowały przez granicę, aż zdemaskowali je szpicle, którymi był otoczony Michał Rud, a on twierdząc, że i za nich umarł Jezus, w ich obecności w głośnej modlitwie prosił Boga o ochronę Biblii w trakcie przekraczania granicy. Widocznie Bóg go nie wysłuchał, bo prześladowcy Biblii na granicy już na niego oczekiwali i wszystko skonfiskowali, ale jego łaskawie puścili do siostry w Zaporożu. To stało się pułapką dla następnych „turystów” z podobnym bagażem, którzy nie uprzedzeni kolejno wpadali w ręce celników. Dopiero po powrocie Michała dowiedzieliśmy się całej gorzkiej prawdy.
Obecnie mając w IPN dostęp do dokumentów SB, pod kryptonimem „Brylant”, natrafiłem na ogólnopolską akcję przeciw waluciarzom z wykazem osób, u których jednego dnia przeprowadzono rewizje. Prześladujący nas ubek, Michała i mnie jako znanego działacza Epifanii umieścił na niej z uzasadnieniem, że otrzymujemy pocztą paczki z Bibliami, które dostarczamy do ZSRR. Z tego wynika, że nie wiedzieli o dostawach samochodami i po latach potwierdziła mi to ich donosicielka z naszego domu.
Większe ilości Biblii udało się przerzucić do Rawy Ruskiej w czasie nieurodzaju ziemniaków, które Tirami wożono na Ukrainę. Tamtejsi wierzący skontaktowali się z kierowcami z Tomaszowa podając im adres Jana G., który będzie dawał im Biblie. W ten sposób dostarczono tam przez niego dużo worków z Bibliami, ale wszystko ma swój koniec. Gdy raz nie doszło do skutku umówione spotkanie, kierowca nie wiedząc co począć z ładunkiem, zostawił go u zegarmistrza, który był konfidentem KGB i ich o tym powiadomił. Rozpoczęło się polowanie na polskich kierowców – częściowe rozładowywanie Tirów, a że jeździli też kierowcy nie biorący udziału w przerzutach, sprawa stała się głośna i KGB się zdekonspirowało, dzięki czemu właściwi „szmuglerzy” nie wpadli w ich ręce.
Kanał przerzutu przez ukraińskie konduktorki, przez dłuższy czas przeważnie obsługiwała Katarzyna S. w Przemyślu. Zaczęło się to w takich okolicznościach. Zjawiła się u Jana G. lwowianka, jak się okazało adwentystka i zaproponowała, by dostarczać konduktorkom Biblie, które oni będą opłacać i odbierać we Lwowie, a 3 egz. z 10 przekazywać wskazanej przez niego osobie. Anna Parylak z synem odbierała je bezpośrednio od nich lub z kamer chranienia. Wobec tego, że Katarzynę wszyscy znali i dziwili się, że tylu kuzynów do niej przyjeżdża, po których tak często wychodzi do pociągów, wielekroć Helena ją zastępowała. W tej akcji brałem udział tylko raz. W czasie, gdy pociąg wjeżdżał na stację i konduktorka wyjrzała przez okno, zanim zaczęli wychodzić pasażerowie, należało wskoczyć do wagonu, i za konduktorką zasłaniającą drzwi, wejść do toalety, wyładować Biblie i wyjść z pasażerami, pomagając niektórym nieść cięższe bagaże. Często działo się to niemal na oczach funkcjonariuszy, którzy jak w moim przypadku w następnym wagonie nie skończyli swych kontrolnych czynności.
Po jakimś czasie Katarzyna weszła w zażyłe kontakty z konduktorkami i zaczęła (domyślamy się swoim kosztem) pokrywać zakupy zamawianych przez nie towarów. Nie znaliśmy szczegółów, bo nie byliśmy w stanie pomóc jej finansowo, bowiem nawet ją nie informowaliśmy, że na ten cel nikt nam nie dał ani przysłowiowego grosza. Swój czas i pieniądze łożyliśmy na dowożenie Biblii. W zamian należnych Biblii, przekazaliśmy ang. serie tomów Johnsona, które Jan G. dla Szirmulisa z Kowna zdeponował w Małyńsku.
Gdy we Lwowie odbiór dostaw stał się niebezpieczny, należne nam egz. odbierał od konduktorek na stacji końcowej w Czerniowcach Wania Korniwski z kolegą Wiktorem Szypowskim. A że nie potrzebowaliśmy Biblii, więc do paczki zamiast 3 Biblii , dawaliśmy rosyjskie I tomy WPŚw., które baptysta Wienia (o czym nie wie, że jest to nam wiadome), sprzedawał Świadkom J.
Jeżeli jesteśmy przy kolei, opiszę przerzuty Biblii tranzytem do Bułgarii. Przez jakiś czas wielu osobom udawało się szczęśliwie przewozić te cenne ładunki i przekazywać we Lwowie lub w Czerniowcach. W tym celu wierząca młodzież z kilku konfesji organizowała się w grupy z śpiworami, gitarami itp. Przekazywanie plecaków odbywało się w czasie postoju pociągu w tunelu stacji lwowskiej lub w Czerniowcach. A że studenci są zwykle bez pieniędzy, więc niektórym w Orbisie trzeba było dofinansowywać bilety i kwatery np. w Warnie czy Burgas. Tymi sprawami zajmował się Edward B. Od misji z Korntalu otrzymaliśmy pewną ilość plecaków i z Anglii poprzez Krzysztofa B. pastora baptystów w Krakowie, Misje dofinansowywały tą młodzież. Lecz gdy na granicy Podstawkowej i żonie Wiktora skonfiskowano ca. 240 egz. i Urząd Celny wymierzył im po 5000 zł. grzywny, równowartej rocznym poborom, przekazałem Protokół orzeczenia misji w Anglii i poinformowałem inne bez proszenia o wsparcie, ale od żadnej z nich poszkodowani nie otrzymali nawet centa pomocy, więc zerwałem z nimi dalszą współpracę, czemu Bednarczyk się bardzo dziwił.
Tacy „turyści” wracając, wysiadali w Bukareszcie i przy Berezei strade u baptysty Żurenki, Ukraińca rodem z Bielc z Mołdawii, osiadłego w czasie wojny w Rumunii, zaopatrywali się w Biblie, które przekazywali bądź w Czerniowcach lub we Lwowie. Ta działalność była znana wielu osobom i niektóre jak Sławek Ryszczak z Batiatycz spod Lwowa, usiłowały podczepić się pod tą „kontrabandę”. Aby się orientować o czasie ich przejazdu, celowo zamieszkał u Parylaków. Jeździł do Czerniowiec i jak kogoś wypatrzył, jak Jurka D. (by przekazać jemu wszystkie Biblie) straszył, że we Lwowie już na niego czeka Milicja. Były zek, Kola Gawryłow śledząc Sławika, wszedł za nim do jego mieszkania i w ojcowskim duchu go ostrzegł.
Owocny tranzyt Biblii do ZSRR prowadzili w pociągach przyjaźni Niemcy z NRD. Kontakt z nimi uzyskaliśmy od Prowera po jego koncertach w takich miastach jak Lipsk i Karl Marx Stadt (dawniej Chemnitz). Szerzej o tym opisałem w Bożych Przemytnikach, więc ograniczę się tylko do kilku informacji. Aby zsynchronizować odbiór Biblii w Brześciu, Helena pośrednicząc, często jeździła do NRD i Brześcia. W tym celu poświęcała nasze urlopy i moje dość liczne godziny nadliczbowe w zakładzie, w którym dyrektorem był przyjazny nam brat s. Smokowej. Jemu było obojętne czy w pracy jest żona czy ja, z którą prowadziliśmy magazyn. Byliśmy pod obserwacją konfidentów SB, więc Helena przychodziła do pracy, zostawiała torbę w kiosku, do którego wychodziła rzekomo po zakupy śniadania, autostopem jeździła do Warszawy i dalej pociągiem do Niemiec. Dopiero gdy była już bezpieczna, składałem podanie o jej lub mój urlop. Ten stan trwał tak długo jak przerzuty Biblii z Niemiec do ZSRR i potem się zakończył.
Na koniec wspomnę o współpracy z baptystami – Kruczkowcami. Ich misja Friedenstime zaproponowała, by Biblie z nową konfekcją z Niemiec dostarczać dla ich braci w ZSRR, a oni w Orbisie będą opłacać bilety i zakwaterowanie. Oprócz 300 guldenów, jakie otrzymaliśmy od holenderskiej Misji Otwarte Drzwi, to była jedyna misja ruskich Niemców, która poprzez Weronikę z Białegostoku (najdzielniejszą „przemytniczkę” jaką znaliśmy), sfinansowała przejazdy, tym razem przez Lwów na Węgry i z powrotem do Polski. Z oferty na Węgry skorzystaliśmy z Heleną i kilkoma przyjaciółmi a z Pikorami samolotem na Krym, gdzie mieliśmy przygodę z KGB i w odprawie celnej na lotnisku przeszliśmy szczegółową kontrolę.
To sfinansowanie miało i złą stronę, bo u niektórych wzbudziło mniemanie, że mamy finansowe wsparcie we wszystkich przypadkach. Trzymamy się zasady w tym, by się z domysłów przed nikim się nie usprawiedliwiać. Mając za przestrogę Judasza i wszystkich odstępców w przyswajaniu sobie Pańskiej własności, unikamy podobnych praktyk. Dlatego oddzielamy to, co jest Pańskie, od naszego i wszystkim powtarzamy: Bóg będzie nam błogosławił proporcjonalnie do tego na ile swe środki zużywamy w Jego służbie.
Powyższe relacje napisano w nadziei, że czytający je odniosą błogosławieństwa, których słowami ap. Pawła (2 Kor. 11: 17-31) z całego serca życzą
Julian i Helena Grzesikowie
Zobacz inne świadectwa.