Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie

Wykład z Pisma Świętego wypowiedziany 4 listopada 2018 r. w Zborze Chrześcijańskim w Bielawie.

W pierwszym wykładzie zadawaliśmy pytanie: co masz w ręku swoim? Teraz chciałbym żebyśmy przyjrzeli się przypowieści, która także wiele mówi o dobrym używaniu tego, co mamy, w służbie drugim. Myślę, że głębia tej przypowieści pomoże nam też jeszcze bardziej ocenić to, co dla każdego z nas i dla wszystkich ludzi zrobił nasz Pan, Jezus Chrystus. A temat brzmi: Miłosierny Samarytanin.

ŁUKASZA 10:25-37
(25) A oto pewien uczony w zakonie wystąpił i wystawiając [Jezusa] na próbę, rzekł: Nauczycielu, co mam czynić, aby dostąpić żywota wiecznego? (26) On zaś rzekł do niego: Co napisano w zakonie? Jak czytasz? (27) A ten, odpowiadając, rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej, a bliźniego swego, jak siebie samego. (28) Rzekł mu więc: Dobrze odpowiedziałeś, czyń to, a będziesz żył. (29) On zaś, chcąc się usprawiedliwić, rzekł do Jezusa: A kto jest bliźnim moim? (30) A Jezus, nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek szedł z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców, którzy go obrabowali, poranili i odeszli, zostawiając go na pół umarłego. (31) Przypadkiem szedł tą drogą jakiś kapłan i zobaczywszy go, przeszedł mimo. (32) Podobnie i Lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, przeszedł mimo. (33) Pewien Samarytanin zaś, podróżując tędy, podjechał do niego i ujrzawszy, ulitował się nad nim. (34) I podszedłszy opatrzył rany jego, zalewając je oliwą i winem, po czym wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i opiekował się nim. (35) A nazajutrz dobył dwa denary, dał je gospodarzowi i rzekł: Opiekuj się nim, a co wydasz ponad to, ja w drodze powrotnej oddam ci. (36) Który z tych trzech, zdaniem twoim, był bliźnim temu, który wpadł w ręce zbójców? (37) A on rzekł: Ten, który się ulitował nad nim. Rzekł mu Jezus: Idź, i ty czyń podobnie.

Zostawmy póki co uczonego w Prawie, rozmowę, w której Jezus wziął udział. Jest tylko Jerozolima, pewien człowiek i Jerycho. Jerozolima znaczy miasto pokoju, fundamenty pokoju. Droga do Jerycha była drogą w dół. Można powiedzieć, że schodzenie po niej było to staczanie się, bo na długości 30 km różnica wysokości między tymi miastami to 500 metrów. Jerycho to najniżej położone miasto świata. Znajduje się też blisko Morza Martwego, a z geografii wiemy, że morze to jest tak zasolone, że nie ma tam życia.

Droga skalista, trudna, niebezpieczna, można było tam spotkać bandytów. Nawet w XIX i XX wieku przestępcy czyhali tam na swoje ofiary. Człowiek, który szedł tą drogą – może to ja [?], a może to Ty, może to Twój bliźni…? A może to cały rodzaj ludzki? Ja chciałbym zwrócić uwagę na to najszersze zastosowanie, w którym my wszyscy jesteśmy pokazani w tym człowieku, a Pan Jezus to miłosierny Samarytanin dla nas wszystkich.

W Adamie i Ewie „mieszkaliśmy” symbolicznie w Mieście Pokoju, w harmonii z Bogiem, który
nas stworzył. Bóg przechadzał się przez ogród Eden i widział w człowieku bardzo dobre dzieło. Pierwsza para ludzi – Adam i Ewa byli zwieńczeniem Boskich dzieł na ziemi. Mieszkali oni symbolicznie w „Jeruzalem”, w mieście pokoju czyli w raju i w stanie pokoju z Bogiem.

Gdy człowiek stał się nieposłuszny i znalazł się pod wyrokiem śmierci, zaczęła się dla nas dłuuuga droga w dół. Ludzkość szybko staczała się coraz głębiej i głębiej, aż wpadła na zbójców. Jednym ze zbójców była Choroba. Choroba ukradła człowiekowi dobre zdrowie. Inny zbójca to Grzech, który zabrał nam czystość myśli i działania. Grzech zabrał nam charakter, który byłby radością dla Boga i bliźnich. Kolejny zbójca to Śmierć. Inni jeszcze
to Samolubstwo, Bezbożność, Strach i Rozpacz. Wszyscy ci zbójcy zrabowali nas, odebrali nam szaty i sprawili, że zostaliśmy nadzy na skalistej drodze. Zbójcy do tego dotkliwie
nas zranili. Spotkaliśmy się tutaj i wszyscy zostaliśmy tak czy inaczej zranieni.

Według przypowieści człowiek ten był na w pół umarły.

Gdyby ludzkość była w pełni umarła, nie byłoby nas tu dzisiaj. Jednak Jezus mówi w innym miejscu uczniowi, by „zostawił umarłym grzebanie umarłych”. Jako pojedyncze osoby i jako społeczeństwo jesteśmy poranieni i na w pół umarli, zmierzający do grobu.

Jak napisał w jednym miejscu Psalmista Dawid (Ps. 51:7): Oto zrodzony jestem w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka. W tym stanie, pobita i ograbiona ze wszystkiego ludzkość trwała przez tysiąclecia. W Liście do Rzymian 8:22 apostoł Paweł napisał: „Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha(…)”
Trzy wiersze wcześniej stwierdził on, że „Stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych.”. Ludzie bardzo wzdychają do zmiany na lepsze.

Kim są „synowi Boży”, którzy mieli przynieść ludziom wyzwolenie i uleczenie. Czy będzie to idący drogą Kapłan? Kapłani byli najbardziej szanowani w Izraelu czasów naszego Pana. Nawet gdy byli oni grzeszni jak Annasz i Kajfasz, wciąż byli obdarzani szacunkiem z uwagi na swój urząd. Lecz kapłan z przypowieści zobaczył leżącego człowieka i minął go. Najwyżsi przedstawiciele judaizmu nie tylko nie pomogli grzesznikom, ale robili wszystko co w ich mocy, by przeszkodzić w tym Jezusowi. Judaizm potępił Jezusa dlatego, że usiłował pomagać biednym ludziom. Oskarżano go o uzdrawianie chorych w sabat. Gdy on wzbudził umarłego Łazarza, oni rozmyślali jak go zabić. Oskarżali Jezusa, że je z celnikami i grzesznikami. On odpowiadał: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają.” Judaizm widział, rozumiał sytuację, ale ją pominął. Nie opatrzył rannego i nie podniósł cierpiącego podróżnego.

Kapłan z tej przypowieści mógłby usprawiedliwiać to, że przeszedł mimo. Ten człowiek i tak pewnie był martwy, a Kapłan według prawa nie powinien dotykać ciała martwego.
Jego obowiązkiem wobec Boga było zachować rytualną czystość, by móc służyć Bogu…

Także Lewita minął cierpiącego, na w pół umarłego człowieka. Tak jak judaizm działał podczas wieku żydowskiego, tak Kościelnictwo działało podczas wieku ewangelii. Kościelnictwo chrześcijańskie zatrzymało się i spojrzało na sytuację, zrobiło coś więcej dla obrabowanej ludzkości (jak czytamy: Lewita przyszedł na to miejsce) Wysłano misjonarzy do obcych krajów, pobudowano kościoły, prowadzono służby medyczne. Jednak w tym samym czasie świat był napełniany przez te same kościoły trucizną w postaci błędu, grzechu i zła. Kościoły nauczały błędów takich jak: nieśmiertelność duszy, wieczne tortury w piekle i trwające krócej tortury w czyśćcu. Czyścieć stał się potężnym źródłem dochodu kościoła. Kościoły utrzymywały też podział społeczeństwa na klasy i stany, a piekła używano jako przestrogę dla tych, którzy chcieliby się zbuntować. Ostatecznie, z powodu innych
ważnych spraw do załatwienia, Lewita minął człowieka i poszedł swoją drogą.

Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem…

Kim jest ten, który z takim uczuciem pochylił się nad losem człowieka? Słowo „wzruszył się głęboko” to gr. splagchnidzomai [STRONG 4697] co oznacza fizyczne poruszenie wnętrza. Coś jak polskie: serce się ściska. Tylko dwa razy jeszcze użyte jest to słowo w Ewangelii Łukasza. Raz w rozdziale 7:13, gdzie Jezus na widok wdowy na pogrzebie jedynego syna „użalił się nad nią”, a następnie wskrzesił jej syna, mówiąc: „Młodzieńcze, mówię tobie wstań”.

Drugi raz to słowo oznaczające silne wzruszenie pojawia się w przypowieści o synu marnotrawnym, gdy miłosierny ojciec „wzruszył się głęboko” na widok powracającego syna i rzucił mu się na spotkanie.

Takie głębokie wzruszenie to prawdziwie Boskie i Chrystusowe uczucie. Jezus jak ten Samarytanin w podróży, przybył z daleka, od ojca z nieba i zstąpił do nas. Było to bardzo daleko… On także „wędrował” przez miasta i wioski Galilei, by ratować tych, którzy są chorzy. Miłosierny Przybysz, widząc poranionych, pochylał się nad ranami ludzi, głęboko wzruszony. Serce Jezusa ściskało się na widok grzesznych i chorych.

To On sam pierwszy podchodzi do człowieka. Nędza człowieka nie odstrasza go, rany grzechu tym bardziej poruszają litość i pragnienie pomocy w nim. On leczy nawet trędowatych. Jezus celowo używa figury Samarytanina, który był dla Żydów wrogiem, poganinem; Samarytanina, który był niegodny miana bliźniego. Nawet po wypowiedzeniu tej przypowieści, rozmówca nie mógł przyznać, że dobrym bliźnim okazał się po prostu: Samarytanin. Odpowiedział tylko, że był to: „Ten, który się ulitował.”

Gdy Jezus uczył o prawdzie i dokonywał cudów, Żydzi oskarżali go jak w Jana 8:48 – „Czyż niesłusznie mówimy, że jesteś Samarytaninem i jesteś opętany przez złego ducha?” To była jedna z najgorszych obelg, jaka mogła wyjść z ust jednego Żyda do drugiego: Jesteś Samarytanin!

Uprzedzenie i pogarda dla Samarytan były także w sercach uczniów. Rozdział wcześniej w Ewangelii Łukasza 9:54 opisana jest historia, gdy niegościnni Samarytanie nie chcieli przyjąć naszego Pana i uczniów na noc, „ponieważ [był Żydem i] zmierzał do Jerozolimy”. (Jak widać to uprzedzenie działało i w druga stronę!!) […] „Widząc to uczniowie Jan i Jakub rzekli: <<Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?>> Wiemy, że myśli Jezusa były całkiem inne. „Nie wiecie, jakiego jesteście ducha…!Syn Człowieczy bowiem nie przyszedł zatracać dusz ludzkich, ale je zbawić. I poszli do innej wioski.

Popatrzmy na leżącego człowieka z przypowieści i zobaczmy w nim stan ludzkości w ogóle. Leżący jest nieruchomy, zdrętwiały w bólu. Ludzie często widzą jedynie swoje cierpienie, grzech i zło wokół i nic więcej. Nie są w stanie zrobić ani jednego kroku. Lecz Dobry Samarytanin: „podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem…”

Jako lekarstwo użyte zostały oliwa i wino. Była to często używana mieszanka. Oliwa ma tutaj działanie gojące, a wino pozwala jej przenikać głębiej pod skórę. Co przedstawia oliwa?
W Biblii jest to symbol Boskiego ducha świętego. Duch Boży jest tym, co leczy rany.
Duch święty leczy ranę samolubstwa, bo miłość pozwala spojrzeć szerzej, zobaczyć innych ludzi.  Duch święty leczy nasz strach.  Jak pisze uczeń Jan:  „Doskonała miłość usuwa strach.”  Miłość (czyli duch Boży) idzie tam, gdzie nie jest to miłe dla ciała.

Jednak składnikami ducha świętego jest też moc i trzeźwe myślenie. Jak bardzo dziś ludzie pozbawieni są zdrowego rozsądku czyli takiego „trzeźwego myślenia”. Oby nam się udało jak najwięcej przyjąć oliwy czyli Ducha od Pana, żebyśmy myśleli w Boży sposób. Oby nasz Pan pomazał też nasze oczy specjalną maścią, żebyśmy widzieli nasz prawdziwy stan.

Jak wyraził to kiedyś prof. Wiktor Zin: W oczach Boga wszyscy jesteśmy niepełnosprawni, jesteśmy godni litości. Lecz jak my sami patrzymy na siebie? Jezus mógł pomóc wielu grzesznikom, ale nie był w stanie podnieść tych, którzy nie wiedzieli, że leżą. Większość faryzeuszy i uczonych w Prawie nie przyjęła go, bo nie odczuwała potrzeby Boskiej pomocy. Myśleli, że sami potrafią sobie pomóc i że przez znajomość Prawa Bożego osiągną życie.

W Ew. Jana 5:39-40 zapisane są słowa naszego Pana: „Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: a one właśnie dają świadectwo o mnie. A przecież nie chcecie przyjść do mnie, aby mieć życie.”

Winem, które pozwala na napełnianie się oliwą ducha świętego, jest prawda. Nie mamy upijać się winem fałszywych doktryn, ale mamy żądać dobrego wina prawdy. A zatem: prawda i jej duch. To duch leczy, ale dostaje się do serca człowieka poprzez prawdę. Wynika z tego, że sama prawda, czyli jej litera, nie uleczy grzesznika. Potrzebny jest duch.

Z drugiej strony: ktoś może mieć dobrego ducha, różne zalety charakteru, ale nie posiadać prawdy. Apostoł Paweł mówi, że niektórzy mają gorliwość, ale nie według znajomości prawdy. On sam, na drodze do Damaszku, myślał, że czyni dobro, że czyni wolę Bożą, gdy prześladował chrześcijan. Jezus dał mu poznać prawdę. Jako Szaweł miał dobre serce, ale nie miał dobrej, zdrowej głowy, trzeźwego myślenia i dlatego Jezus podarował mu prawdę, żeby to zmienić.

Prawda daje nam ożywienie byśmy byli czynni. Daje nam MOC i ENERGIĘ. Jednak nie każda prawda i nie wszystkie prawdy w równym stopniu. Nasz Pan wyraził się kiedyś, że to On sam jest Prawdą. Prawdą jest odkupienie, słowa Jezusa z Nazaretu i czyny opisane w Ewangelii. Jak zachęcał święty Paweł: „Patrzmy na Jezusa, wodza i dokończyciela wiary.” Inne prawdy i nauki także są ważne, ale są dołączone do tej głównej myśli czyli OKUPU. Wracamy do przypowieści: Dobry samarytanin nie poprzestał na tym.

On podniósł słabego człowieka. …potem wsadził go na swoje bydlę…

Wsadził go na swoje bydlę. Gdyby Jezus miał ducha podobnego do hierarchii kapłańskiej, powiedziałby: << nic więcej zrobić nie mogę, możesz pójść obok mnie, gdy będę jechał. >> Ten „Samarytanin” miał jednak innego ducha. Powiedział on: „weź bydle moje. Nie możesz iść sam. Jesteś tak pobity, że nie możesz dobrze chodzić”. To duch ofiary, duch, który pragnie oddać drugiemu to, co ma najlepszego. Przypomnijmy sobie Jezusa dźwigającego na Golgotę, drogą Via Dolorosa, nasze grzechy. „Przez jego rany zostaliśmy uzdrowieni.”

Samarytanin… zawiózł [cierpiącego] do gospody i pielęgnował go…

Jest coś pięknego w związku z tą gospodą. W grece słowo przetłumaczone na „gospoda” to tutaj pandocheion. Jest ono złożone z dwóch greckich słów: pas i dechomai, co dosłownie przetłumaczyć można: otwarte dla wszystkich, wszyscy przyjęci. Przez Wiek Ewangelii Bóg dał zbawienie niektórym, małej garstce wobec całej ludzkości, szczególnie skupił się na „maluczkim stadku” swoich naśladowców. Jednak w restytucji [w czasach odnowienia wszystkich rzeczy] będzie to: Pandocheion.

Pan przyjmie wszystkich. Mamy tu piękny obraz zbawienia pozostałych z ludzi. Bo Jezus nie tylko jest ubłaganiem za nasze grzechy, ale także i za grzechy całego świata [por. 1 Jana 2:2]. Jezus Chrystus skosztował śmierci za każdego człowieka [por. Hebrajczyków 2:9]. Jezus Chrystus jest światłością oświecającą każdego człowieka przychodzącego na świat [Jana 1:9]

W Wieku Tysiąclecia Bóg otworzy: Pandocheion, Gospodę dla wszystkich, którzy zechcą tylko do niego przyjść. Wtedy jak czytamy w Objawieniu 22:17 – „Duch i Oblubienica powiedzą: Przyjdź! (…) I kto odczuwa pragnienie niech przyjdzie, kto chce niech wody życia darmo zaczerpnie.”

Jak czytamy ta Gospoda będzie dla wszystkich za darmo, lecz nie dlatego, że nikogo nic to nie kosztowało.  Jak czytamy: „Następnego zaś dnia [Samarytanin] wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”.”

Mamy tu podpis Jezusa jako miłosiernego Samarytanina. Ten podpis zobaczyć można w chwili, gdy Samarytanin obiecuje gospodarzowi dwa denary jako zapłatę za nocleg i leczenie bliźniego. W Biblii nie wszystko znajdziemy w jednym miejscu i słusznie jeden z jej pisarzy zachęcał do cierpliwego szukania w niej „ukrytych skarbów” (por. Izaj. 45:3). By dobrze zrozumieć wartość dwóch denarów trzeba jednak wiedzieć też coś o starożytnych walutach.

Po pierwsze: Denar to mały pieniążek ze srebra. A Samarytanin dał dwa takie denary gospodarzowi. Po drugie: Cztery denary stanowiły odpowiednik jednego hebrajskiego sykla. A więc dwa denary to pół sykla. Zapamiętajmy to, bo będzie to ważne, że dwa denary, które Samarytanin dał gospodarzowi miały tę samą wartość co pół sykla.

Zobaczmy teraz do Księgi Wyjścia 30:11 –

„I tak powiedział Pan do Mojżesza: Gdy będziesz liczyć Izraelitów, by dokonać spisu, każdy przy spisie złoży za swe życie okup Panu, aby nie spadło na nich nieszczęście. To zaś winni dać podlegli spisowi: pół sykla, według wagi przybytku, czyli dwadzieścia ger za jeden sykl; pół sykla na ofiarę Panu.

A więc okupem za człowieka było pół sykla – czyli dwa denary.

Kiedy Psalmista Dawid w metaforycznym, duchowym już sensie odniesie się do tego okupu w Psalmie 49:8, napisze on: „Nikt bowiem siebie samego nie może wykupić ani nie uiści Bogu ceny swego wykupu – jego życie jest zbyt kosztowne i nie zdarzy się to nigdy – by móc żyć na wieki i nie doznać zagłady.

Dawid, a także Jeremiasz i inni prorocy namalowali w Pismach portret człowieka bardzo podobny do tego wędrowca, który leżał obdarty, pobity, na pół umarły na stromo opadającej w dół drodze z Jerozolimy do Jerycha. Ten obraz był prawie beznadziejny. Lecz Samarytanin nie tylko dojrzał tego człowieka, lecz także opatrzył mu rany. Później zawiózł go do gospody, pielęgnował go i zostawił gospodarzowi dwa denary [czyli pół sykla – okup za człowieka]…

Jezus dokonał czegoś o wiele większego. Izajasz zapowiedział w 53 rozdziale, werset 10: „Jeśli On wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pańska spełni się przez Niego.” Jaka jest wola Pańska, która ma zostać dokonana przez Jezusa? Święty Paweł odpowiada na to w 1 Tym. 2:4-6 –
„Bóg pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy. Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich„.

Jezus zapłacił cenę z przypowieści. Prawdziwą ceną stał się on sam. Czy złożył ją tylko za niektórych ludzi, za ludzi wybranego narodu, wybranej religii lub organizacji? W Liście do Żydów 2:9 napisano, że Jezus „z łaski Bożej zakosztował śmierci za każdego człowieka”

Myślę, że nieprzypadkowo w Księdze Wyjścia 30:11 podana jest informacja, że 1 sykiel to
20 ger, a pół sykla (czyli okup za człowieka) to 10 ger. Nie traktuję tego jako dogmat, ale przez tę dziesiątkę może tu być podkreślone, że jest to właśnie okup za człowieka, że Jezus jako doskonały człowiek posiadał odpowiednią cenę. Choćby 10 palców u rąk jako zupełność i kompletność dana od Boga człowiekowi. A do tego 10 przykazań – tylko „10”, a jednak żaden z upadłych ludzi nie mógł ich wypełnić. Dopiero Jezus dokonał tego jako doskonały człowiek.

Denary, które Samarytanin położył przed gospodarzem, były dwa. Jednak krew Jezusa wystarcza, by wykupić wszystkich ludzi. Może więc w przypowieści tej nasz Pan obrazowo przedstawił myśl, którą umiłowany uczeń napisał w 1 Jana 2:2

„On bowiem [tzn. Jezus!] jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy, i nie tylko za nasze, lecz również za grzechy całego świata.”

Mamy więc dwie grupy w tym wersecie. Jednej z tych dwóch grup obiecano w Biblii coś niezwykłego, stanie się tajemniczym Ciałem Chrystusa, jego „Oblubienicą” i przyszłymi królami i kapłanami świata. Oni mają sądzić i prowadzić wraz z Jezusem narody, świecić ludziom jak słońce i jak gwiazdy na niebie. W Księdze Objawienia Jezus przemawia poprzez swego anioła, a mamy to opisane w Obj. 2:26 : „temu, co czynów mych strzeże do końca, dam władzę nad poganami, a rózgą żelazną będzie ich pasł.”   ||||||   W staropolskiej Biblii Gdańskiej pięknie oddano słowa Izajasza, który zapowiada te czasy władania Jezusa i wiernych – „A tak uderzy Pan Egipt, aby go zbiwszy uzdrowił go; bo się nawrócą do Pana, a on się im da ubłagać, i uzdrowi ich.” (to Księga Izajasza 19:22 powtórzyć!)

Tych czasów uzdrowienia wypatrujemy. Apostoł Piotr zapowiada je w Dziejach Ap. 3,
od wersetu 20:

Nadejdą od Pana czasy ochłody i ześle wam przeznaczonego dla was Chrystusa Jezusa. Niebo musi go zatrzymać, dopóki nie nadejdą czasy odnowienia wszechrzeczy, o których Bóg od wieków mówił przez usta swoich świętych proroków”. Tak to powiedział Mojżesz: Proroka jak ja wskrzesi wam Pan, Bóg wasz z grona braci waszych, jego słuchajcie we wszystkim, co wam powie.

Na tego Proroka i Mesjasza czekam, a czas jego rządów nie jest daleko. „Miłosierny Samarytanin” jest coraz bliżej.

Niezwykły Zbawca, który, gdy zobaczył chorego człowieka:

  1. ujrzał go
  2. wzruszył się głęboko
  3. podszedł do niego
  4. opatrzył jego rany używając wina i oliwy (a więc: prawdy i jej ducha!)
  5. wsadził go na swoje bydle
  6. szedł obok obiecał wrócić
  7. zawiózł go do gospody
  8. zaopiekował się nim
  9. dał zapłatę za nocleg i opiekę
  10. polecił dalszą opiekę
  11. przyrzekł zapłacić za opiekę, jeśli będzie więcej kosztowała
  12. obiecał wrócić

Dziękujmy Bogu za takiego Przyjaciela poznanego w biedzie.

Ten przyjaciel mówi: Idź, i ty czyń podobnie.

Druga myśl trochę trudniejsza, zmuszająca do smutnego nieraz rozrachunku. Gdzie jestem w tej przypowieści? Czy pragnę czasem zatrzymać się w gonitwie życia, w tej drodze z Jerozolimy do Jerycha, by być dla drugich jak ten Samarytanin? W Mateusza 25:40 nasz Pan powiedział: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnie uczyniliście”. Czy mamy tego świadomość, że służąc jedni drugim robimy coś także dla Jezusa? Czy ktoś z  nas potraktowałby Jezusa z lekceważeniem, czy ktoś nie chciałby w czymś pomóc Jezusowi, gdyby nas poprosił? A jak traktujemy siebie nawzajem?

Uczony w Piśmie myślał, że ani poganie, ani Samarytanie (jako mieszanina pogan i Żydów), nie byli jego bliźnimi. Jezus podkreślił w tej przypowieści, że każdy jest naszym bliźnim
nie ważne czy ktoś jest czarny czy biały, czy to Żyd czy muzułmanin, Ukrainiec, Niemiec czy Polak, katolik czy protestant, zwolennik PiS-u czy zwolennik KOD-u, wierzący w Boga czy ateista. Wszyscy jako ludzie tworzymy jedną rodzinę jako dzieci Adama i Ewy. Naszą szczególną rodziną są za to wszyscy wierzący w Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela i Pana.

Kiedy mamy pewność, że przyjdzie Królestwo Boże na ziemi i przyjdą czasy odnowy dla wszystkich ludzi to możemy mieć pewien problem, którego nie mają inne grupy chrześcijan. Może nam się wydawać, że teraz nie jest czas na służbę drugim i że tak naprawdę możemy zamknąć oczy na potrzeby ludzi wokół, a jedyne co tak naprawdę nam zostaje, to modlitwa. Takie podejście może być oszukiwaniem samych siebie.

Jezus dał nam przykład Samarytanina i jak długo jest to część Ewangelii, tak długo jest to aktualne. Oczywiście, skoro mamy prawdę i jej ducha, czyli symboliczne wino i oliwę, mamy dzielić się tym, co posiadamy (a to znaczy, że głoszenie ewangelii jest bardzo ważne). Ale to nie zwalnia nas ze zwykłej służby Panu, braciom i siostrom, a także wszystkim bliźnim, którzy są wokół nas. Możemy i powinniśmy służyć wszystkim tym, co posiadamy. „Co masz w ręku swoim?” Samarytanin miał bydlę, opatrunek, maść na rany i dwa denary w kieszeni. „A co jest w posiadaniu każdego z nas?” „Czy staramy się usługiwać drugim?”

Z tymi pytaniami pozostawiam Braci i Siostry, a na zakończenie chciałbym podzielić się pewną historią z życia Franciszka z Asyżu.

Kazanie świętego Franciszka

Pewnego dnia święty Franciszek, wychodząc z klasztoru, napotkał brata Ginepro. Był on bardzo prostym, dobrym człowiekiem i święty Franciszek bardzo go kochał. Spotkawszy go, poprosił:

– Bracie Ginepro, pójdź ze mną, będziemy głosić kazania.
– Ojcze mój – odpowiedział brat – Wiesz przecież, że jestem za mało wykształcony. Czy mogę więc przemawiać do ludzi?

Święty Franciszek nalegał jednak i brat Ginepro wreszcie się zgodził. Wędrowali przez całe miasto modląc się w ciszy za wszystkich tych, którzy pracowali w warsztatach i ogrodach. Uśmiechali się do dzieci, szczególnie tych bardzo biednych. Zamieniali kilka słów z najstarszymi. Dotykali chorych. Pomogli pewnej kobiecie dźwigać ciężki dzban z wodą.

Kiedy przemierzyli już kilkakrotnie całe miasto, święty Franciszek powiedział:

– Bracie Ginepro, czas, byśmy powrócili do klasztoru.
– A nasze kazanie?
– Wygłosiliśmy je już…. Wygłosiliśmy… – odpowiedział ze śmiechem Święty.

Jeśli twoje ubranie jest przesiąknięte zapachem mchu, nie ma potrzeby byś mówił o tym wszystkim. Zapach będzie mówił sam za siebie.

Najlepszym kazaniem jesteś ty sam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *