Idą za Nim i wiedzą, że – jak On – nie mają stałego miejsca na ziemi. Bezdomni, ale szczęśliwi. Jutra niepewni, lecz – milionerzy Nieba. Domem ich i rodziną jest Kościół Boży. Stokroć więcej mają sióstr i braci. Całą ich majętnością – obecność Chrystusa.
Idą i uśmiechają się, gdy świat załamuje ręce nad ich zmarnowaną młodością, urodą, zdumiewa się ich spokojem i wiarą, nie dowierza ich radości. Idą wierząc, że na ten jeden los, na ich apostolskie pielgrzymowanie budować stałego domu nie warto – Niebo nad głową wystarczy. (…)
Dojrzały chrześcijanin, ten, który pragnie stać u boku Chrystusa, musi dzielić z Mistrzem troskę o cały lud Boży. Musi być dość silny, żeby podjąć odpowiedzialność za drugiego człowieka. Ponieść cudze ciężary. Podeprzeć słabszych. Dostrzec wszelki głód. Zrozumieć, że pracujący samotnie misjonarz potrzebuje zaplecza modlitwy i ofiary. Pojąć, że zbawienie świata uzależnił Bóg także od jego starań, modlitwy, pracy i miłości.
Piotr – rybak galilejski, sądził, że całym światem są jego sieci i znajome jezioro, na którym łowił od dziecka.
Celnik Mateusz był przekonany, że życie należy wyłącznie do niego, że należy wykorzystać każdą okazję, by się nieźle urządzić.
Józef Cieśla, marzył o spokojnym, cichym szczęściu z Maryją.
Nikt też nie mógł przypuszczać, że ta prosta i pogodna Dzieweczka z Nazaretu zaważy na losach świata.
Ale w życie tych ludzi wtargnęła łaska. Przyszedł Chrystus nad brzeg jeziora, na brzeg małego Piotrowego świata, przyszedł na cło, do ciesielskiego warsztatu, do miasteczka Nazaret.
Przyszedł do twojego pokoju, znalazł cię za ladą sklepową, w budce dróżnika, na sali wykładowej, w izbie szpitalnej, za kierownicą samochodu. Gdziekolwiek jesteś, mówi do ciebie Chrystus: oprócz twoich małych spraw, oprócz osobistych dążeń, radości i smutków jest jeszcze wielki świat. Mój świat. Chory świat. Głodny świat. Świat, który odkupiłem i wciąż muszę go zbawiać na nowo. Czy jesteś dość silny, by mi w tym pomóc? Czy mogę ci zaufać, powierzyć losy ludzi twojej modlitwie i staraniom?
Nie szkodzi, jeżeli możesz ofiarować niewielki wkład w to nasze wspólne dzieło Zbawienia. Oby to jednak było wszystko, na co cię stać. Na górze rozmnożenia wystarczyło pięć chlebów i dwie rybki. Daj więc tyle, ile masz – czas, zdrowie, serce.
Zrób, co w twojej mocy, choćby to było niewiele. Zostaw Bogu sprawę rozmnożenia twoich sił i czasu, i zdrowia, i miłości.
Nikt nie odejdzie od ciebie z pustymi rękami. Zawsze będziesz miał coś do ofiarowania. A to jest wspólny cud Boga i człowieka.