Helena (Dworczyk) Grzesik
Przed II wojną światową mieszkałam z rodzicami w dzielnicy Kośminek przy ul. Długiej. Ojciec pracował w Sądzie jako woźny. W czasie spowiedzi księża wypytywali dzieci jakie książki rodzice czytają, a że u nas w domu była Biblia, nie wiem jakim sposobem proboszcz się o tym dowiedział, i z ambony po nazwisku ogłosił mego ojca komunistą, chociaż nim nigdy nie był, a groziło to utratą posady. Przyznam, że kleru nie darzyłam szczególną sympatią i w 1946 r. w wieku 20 lat, na własną prośbę otrzymałam z parafii na Bronowicach, uwierzytelnione w Starostwie Grodzkim zaświadczenie, o wystąpieniu z instytucjonalnego kościoła rzymskokatolickiego. Piszę o tym by uwiarygodnić ten fakt, że w mojej pamięci w sposób szczególny zapisał się ksiądz Dominik Surowski, jako wyjątkowa, świetlana postać w czasach dominacji tego panującego, a nawet powiedziałabym tryumfującego kościoła rzymskiego w II RP.
W latach trzydziestych ksiądz Surowski uczył nas religii w Szkole Powszechnej Nr 16 przy ul. Długiej w Lublinie. Był nietypowym księdzem. Uczniowie traktowali go jak ojca, a on je jak swoje dzieci.
W dzielnicy na Kośminku przeważnie mieszkali robotnicy, z których wielu było bezrobotnymi. Dzieci rodziców bezrobotnych na zasiłku, często korzystających z kuchni Opieki Społecznej, nie przynosiły z sobą drugiego sniadania, co potrafił dostrzec ks. Surowski, który dyskretnie wręczał danemu uczniowi pieniądze na kupno bułeczki itp. mówiąc: zjedz, nie głoduj, moje dziecko.
W okresie przed Wielkanocą, zwykle dzieci z całej szkoły chodziły do kina na film o męce Pana Jezusa pt.”Golgota”. Ponieważ wstęp był płatny, więc znowu dzieci bezrobotnych, nie mając pieniędzy na kupno biletu, nie mogły pójść na film. Ks. Surowski znał tego przyczynę, zapłacił za nich i wszyscy byli na filmie.
Swego czasu, jedna z naszych koleżanek, kąpiąc się w rzece, utonęła. Ksiądz Surowski bez żadnej zapłaty ją pochował. Jak mnie doszły słuchy, podobnie postępował z innymi żyjącymi w ubóstwie parafianami, udzielając im bezpłatnych posług religijnych.
Prawdopodobnie takie bezinteresowne pełnienie duchowych posług w parafii, nie podobało się pozostałym księżom. Nie jestem w stanie to potwierdzić, ale jak niosła fama, z ich inspiracji nasłano kogoś, kto powybijał szyby w jego mieszkaniu na plebanii. W niedługim czasie po wybiciu okien, doszła nas wiadomość, że ksiądz zostanie przeniesiony do Piask. Istotnie postarano się o jego przeniesienie do parafii w Piaskach, chyba Ruskich koło Zamościa.
Taki obrót sprawy zbulwersował uczniów, którzy się zbuntowali. Gdy dyrektor szkoły wszedł do naszej klasy i przedstawił nowego księdza, my zaczęliśmy tupać i skandować: my chcemy księdza Surowskiego. Nowy ksiądz się zmieszał, a dyrektor zbladł i zaczął krzyczeć, że wyrzuci nas ze szkoły, jeżeli nie przestaniemy i wyszedł z klasy, ale my tym głośniej krzyczeliśmy: My chcemy księdza Surowskiego!
Niestety, na nic się zdały nasze protesty, nic więcej nie mogliśmy poradzić i w takich okolicznościach zabrano nam naszego kochanego księdza. Wspominam go często ze wzruszeniem i opowiadam o tej kryształowej postaci księdza z powołania i szlachetnego człowieka, gdyż takie wzorce należy upowszechniać, w szczególności wśród młodzieży.
Często stawiam sobie pytanie: czy gdyby zawiść konfratrów nie wypędziła go z Lublina, czy przeżyłby wojnę i uniknął śmierci w obozie koncentracyjnym? Tylko Pan Bóg zna odpowiedź na tak postawione pytanie!
Pozostaję z nadzieją, że dzięki ofierze Pana Jezusa i Jego zmartwychwstaniu, zobaczymy się jeszcze z księdzem Surowskim, by mu podziękować za wspaniały przykład do naśladowania, jaki pozostawił nam wszystkim, którzy mieliśmy szczęście z nim obcować.
Niech Bóg błogosławi pamięć o nim!
Zobacz inne świadectwa.
Dodam tylko, że to świadectwo otrzymałem pocztą od siostry Heleny Grzesik, która skończyła już 95 lat (ur. w październiku 1925 r.) i mimo tak zaawansowanego wieku jest w pełni aktywna i można z nią wspaniale porozmawiać na tematy ewangelii i jej ducha. Siostra ta do tej pory na wiele różnych sposobów głosi prawdę, czyniła to przez wiele ostatnich lat na Uniwersytecie Trzeciego Wieku w Lublinie, a także wśród Żydów przy okazji różnych spotkań.
To wspomnienie o księdzu Surowskim znajduje się też w zbiorach muzeum obozu Dachau w Niemczech.